Zacznę od tego, że jestem dentystą, ostatni raz na NFZ przyjmowałem w 2020.
Zainspirowany komentarzami w necie typu "jak nie chcą przyjąć to powiedz że z bólem to muszą przyjąć" przedstawiam pewną ciekawostkę na temat gabinetów dentystycznych na NFZ.
Wykres przedstawia liczbę gabinetów dentystycznych z umowami na NFZ w ostatnich latach oraz prostą linię trendu. Jeśli trend się utrzyma, prawdopodobnie koło 2039 roku nie będzie już żadnych gabinetów z umowami na NFZ (oczywiście bardzo upraszczając).
W praktyce to raczej niemożliwe – pozostaną poradnie chirurgii stomatologicznej i chirurgii twarzowo-szczękowej w szpitalach, przy uniwersytetach oraz takie placówki jak Mazowieckie Centrum Stomatologii (lub podobne), które w dużej mierze zajmują się kształceniem studentów lub stażystów, natomiast będzie to duże utrudnienie dla dużej ilości pacjentów, dla których jest to jedyna dostępna forma leczenia. Zwłaszcza, jeśli nie mieszkają w miastach z uniwersytetami kształcącymi dentystów (a takich jest 10: Łódź, Szczecin, Warszawa, Kraków, Bydgoszcz, Poznań, Katowice, Wrocław, Lublin, Białystok). Poza tym liczba pacjentów przypadających na jedną placówkę uniemożliwi skuteczne leczenie, nie mówiąc o tym, że długi czas oczekiwania sprawi że jedyną możliwą formą leczenia może pozostać usunięcie zęba.
Odpowiedzialnych za ten stan jest wiele czynników, podstawowym jest nieopłacalna wycena świadczeń gwarantowanych przez NFZ (czyli: wypełnienia, leczenie kanałowe zębów 3-3 itp), niepłacenie za zabiegi ponad tzw. pulę punktów przyznaną danemu gabinetowi (czyli jeśli przyjmiesz nadmiarowego pacjenta to NFZ za niego nie zapłaci), oraz wiele innych. Lekarze nie mają wpływu na te stawki* oraz na pule punktów – te ustalane są przez Ministerstwo Zdrowia.
Zdaję sobie sprawę, że frustrujące jest to, że wszyscy płacimy składki, a wkrótce może się okazać, że wszystko co nam gwarantują w dziedzinie zdrowia jamy ustnej to usunięcie zębów, natomiast winnych za ten stan rzeczy trzeba szukać wśród polityków (i to na nich naciskać aby zmienił się ten stan rzeczy), a nie lekarzy*.
Powyższe dane są z NFZ – wg GUS tych gabinetów jest jeszcze mniej, bo NFZ wlicza gabinety, które przyjmują zarówno prywatnie jak i na NFZ, natomiast GUS wlicza gabinety przyjmujące wyłącznie na NFZ.
Co to ma do "jak z bólem to muszą przyjąć"? Otóż pacjenci z tym argumentem często grożą, że jak nie zostaną natychmiast przyjęci, to złożą skargę do NFZ/ZUS/MZ, co doprowadzi do kary finansowej i/lub zamknięcia placówki. Jak widać – nie trzeba grozić, te gabinety i tak znikają, więc może warto się na przyszłość zastanowić, czy faktycznie będzie nam lepiej, jeśli z mapy zniknie kolejny gabinet.
Wrzucam z nadzieją, że temat zaistnieje w debacie publicznej i że pacjenci zaczną pytać polityków (niezależnie od opcji, nie chcę tu wchodzić w politykę) o pomysły na rozwiązanie tego problemu. Póki co wygląda na to, że dąży się do zlikwidowania świadczeń dentystycznych na NFZ, może poza usuwaniem zębów.
Wiem że na tym subreddicie jest też paru innych dentystów, liczę że dołączą do dyskusji.
*Co ciekawe, w Sejmie zasiada dwóch posłów dentystów z Trzeciej Drogi, więc oni faktycznie mogliby mieć na to wpływ
by Overit2137
16 comments
[deleted]
Niech pierwszy rzuci kamieniem osoba co naprawiała zęba na NFZ.
spokojnie rząd już nad tym pracuje, ostatnio zgłoszona została ustawa potępiające mówienie o trwającej prywatyzacji służby zdrowia, jak widać na załączonym wykresie, jakakolwiek prywatyzacja nie ma miejsca
To jest mega trudne i w sporej ilości sie nie opłaca przy tych kosztach prowadzenia gabinetu, z tego co rozumiem od mojej mamy. Ona leczy na NFZ ludzi i przyjmuje prywatnie tez, a w mieście w ciągu ostatnich 20 lat zniknęły gabinety leczące na NFZ – jeszcze 20 lat temu było ich kilkanaście, teraz są chyba a 3? A jej punkty na lipiec skończyły sie około 10, więc pacjenci maja wybór iść prywatnie albo zapisać sie na sierpień.
Ogólnie problem jest rzeczywiście dosyć narastajacy. Widzę to też dosyć wyraźnie ze względu na fakt, że studiując stomatologię widzę terminy w naszych przychodniach uniwersyteckich.
Czas oczekiwania na zachowawczą (dla osób spoza branży, “plomby”+leczenie kanałowe głównie) to koło roku(!). Raczej nie muszę nadmieniać, że w trakcie oczekiwania przez rok na wizytę sytuacja kliniczna może się pogorszyć bardzo znacząco.
Na protetyce non-stop brakuje punktów (zresztą wszędzie brakuje, ale na procie widać to najbardziej). Robię aktualnie praktyki na procie i widzę gołym okiem, że moce przerobowe są znacznie większe i moglibyśmy obrabiać pewnie z 1.5-2 razy więcej pacjentów (i wszyscy studenci by chcieli, im więcej zrobimy tym wiecej sie nauczymy), ale w takim tempie punktów zaczynało by brakować absurdalnie szybko a nie tylko szybko.
W na 2 roku pamiętam sytuację, jak katedra pisała pismo do uczelni, żeby wystosowali jakieś środki na zrobienie protez, bo punktów nie ma a chcą pokazać studentom debilom chociaż 1 czy 2 wykonania zanim pójdą na 3 rok.
Tak naprawdę jedyna opcja, żeby się serio leczyć to albo zapisywać się z gigantycznym wyprzedzeniem (co nie zawsze jest możliwe) albo zapisywanie się po znajomości (czy to przez studenta czy prowadzącego.)
Ogólnie stomatologia na nfz się zwija, do widzenia dobranoc cześć giniemy.
Dlatego ludziska, pamiętajcie dobra higiena, wizyta kontrolna 1-2 razy do roku, tak czy siak leczenie zębów na NFZ tragicznie wspominam więc wolę chodzić prywatnie
ja czyszczę zęby z kamienia mniej więcej co rok na NFZ i co rok jest coraz gorzej – chyba w następnym roku po prostu za to zapłacę odrębnie, albo kupię tę gównianą maszynę na aliexpress bo ci dentyści to jakaś tragedia – gorzej niż prawnicy – każdemu zadaję to samo pytanie i od każdego mam inną informację od 7 lat – chodzę na ten NFZ bo sam się zastanawiam czy kolejny (teraz już 8) znów mnie zadziwi nową odpowiedzią na to samo pytanie
O dentystach szkoda gadać, byłem wczoraj na godzinnej wizycie, dentysta poprawił 3 ząbki, policzył 800 złotych od sztuki. Jeszce 3 lata temu płaciłem u niego 300 za plombę.
Czemu wykres o 2019 r.? Czyżby uwzględniając wcześniejsze dane nie można by narysować takiej kreski “pod tezę”? Skoro takie zasady leczenia są pewnie od 20 lat, to czemu dopiero teraz te zasady powodują “wymieranie”?
Pracuję w klinice uniwersyteckiej. Prowadzimy dyżury bólowe, zawsze przyjmujemy tyle pacjentów bólowych, ile się da. Faktycznie, na dyżurach bólowych są pacjenci którym należy się pomoc w zasadzie natychmiastowa, z tych czy innych powodów.
Natomiast przyjmowanie “bez kolejki” jest bardzo często nadużywane przez ludzi którzy tej pomocy nie wymagają tak jak inni, ale chcą się wkręcić, bo terminy na za ponad rok. A takiego pacjenta – tak czy inaczej – trzeba przyjąć, zebrać wywiad – i to schodzi. Kończy się to niestety tym, że nie mamy na tyle mocy przerobowych, żeby przyjąć wszystkich, a wtedy decyzję o przyjęciu podejmuje rejestracja – a wtedy któryś pacjent danego dnia jest odsyłany, niezależnie od tego z jakim bólem przychodzi. Z tego miejsca chciałbym więc gorąco zachęcić do regularnych wizyt – to serio nie jest straszne, a wtedy i ten roczny planowy termin na samą kontrolę może być jak najbardziej wystarczający.
Żeby opieka stomatologiczna – ta na NFZ – funkcjonowała, bo jest ona konieczna (najczęściej to te gabinety właśnie mają jakąś pomoc doraźną), świadomość nas jako społeczeństwa w sprawie zdrowia jamy ustnej musi być co najmniej dobra. Bo więcej pieniążków z NFZ na stomatologię to chyba nikt na razie nie przewiduje.
Akurat z dentystą na NFZ nie mam aż takiego problemu. W większości przypadków idę do dentysty i płacę majątek ze swojej winy. Jak płacę, to widzę, że coś jest robione i że ktoś musi mieć do tego kwalifikacje. Co innego internistyczne boty i pseudospecjaliści typu hematolodzy, którzy robią to co chat gpt i zarabiają chore pieniądze.
Chyba trend powinien być odwrotny 😭
Polska wydaje na publiczna ochrone zdrowia najmniej w Europie stosunkowo do PKB. Mniej tylko bodajze Rumunia i Bulgaria. NFZ jest chronicznie niedofinansowany, a krotkowzrocznie zachwyceni liberalizmem wszyscy postulujemy nad zaoraniem go, bo przeciez prywatne medicovery takie fajne.
Ja na NFZ zrobiłam już kilka zębów, terminy też są w porządku (2tygodnie od telefonu). Gdy zabieg mnie bolał bez problemu podano mi znieczulenie (darmowe). Może akurat miałam szczęście :d
Jeszcze od siebie dorzucę, że sporo tych stomatologów na NFZ to są ludzie tuż przed lub już na emeryturze. A NFZ rzuca im co rusz takie wymagania, jakby każdy z nich miał zatrudnionego informatyka w roli asystenta – nawet jak były wprowadzane e-recepty to było takie “ma być od zaraz teraz dla wszystkich wystawiane”.
Ale jak to się robi w tym naszym nowym zabugowanym systemie? Chuj, dentysto 50+ letni, ogarnij sobie to sam. Wygugluj. Obczaj na jutubie.
A potem jeszcze naucz swoich 70+ letnich pacjentów.
Nosz kurwa nie każdy miał tyle rozsądku, by posłać dziecko by się uczyło robić w kąkuterze (ja, JA jestem tym dzieckiem, co robi w kąkuterze i obczaja co i jak sobie NFZ znowu wymyślił, a potem uczy mamę, która walczy z… Ekhem znaczy “pracuje dla” NFZtu od lat stanowczo zbyt wielu).
Ja osobiście lecząc na NFZ miałem ból 4 liter o to, że nie mogę zrobić tego na takim poziomie, na jakim bym chciał. Za punkt płacili bardzo słabo, najwięcej zarabiali kombinatorzy wpisujący procedury nie do sprawdzenia (np. znieczulenie przewodowe do otworu podniebiennego większego podczas leczenia zębów szczęki). Jedyne na czym można zarabiać to dentobusy i ogólnie dzieci czy też znieczulenia ogólne. Reszta jest wyceniona dramatycznie, toteż nie ma co się spodziewać wybitnej jakości.
Jako interwencyjne takie gabinety powinny istnieć. Tak samo fajnie, że jest chociaż ten scaling raz do roku, a nawet ekstrakcję, czy dla najbiedniejszych protetyka (ale musisz nie mieć przynajmniej 5 zębów X D) jakkolwiek przywracająca funkcje żucia. Ale też powinno to być jakoś lepiej wycenione, zwłaszcza kiedy są to interwencje przed endo, bo co się perfor po takich “interwencjach” nałatałem to moje.
Comments are closed.