Z prawdziwym zainteresowaniem sięgnąłem po najnowszą powieść Magdaleny Niedźwiedzkiej zatytułowaną „Tumi”. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Autorka dała się już poznać czytelnikom choćby za sprawą cyklu „Zmierzch Jagiellonów”.

Uczciwie przyznam – w tej książce jest coś, co przyciąga uwagę. Może to okładka, może tajemniczy tytuł, który – jak się okazuje – jest po prostu imieniem głównej bohaterki. Bez wątpienia jednak książka zaprasza, by wziąć ją do ręki.

Opis wydawcy jednocześnie rozjaśnia i komplikuje sytuację. Dowiadujemy się bowiem, że to opowieść o kobiecie, której życie rozciąga się od przedwojennej Polski aż po czasy PRL-u. Szczerze mówiąc, informacja ta mnie zaskoczyła – tym bardziej, że książka liczy niewiele ponad trzysta stron. Czy da się w nich zawrzeć całe życie Tumi? Ktoś kiedyś powiedział, że życie każdego człowieka można opisać trzema słowami: urodził się, żył, umarł.

Magdalena Niedźwiedzka nie ogranicza się wprawdzie do tych trzech słów, ale jest równie oszczędna w treści – rekompensując to bogactwem formy. Trzeba to powiedzieć wprost: to świetna książka. Już dawno nie czytałem żadnej powieści z taką zachłannością i takimi emocjami. Wszystko za sprawą Tumi – jej bogatego życia, dramatycznych wyborów, cierpienia i nadziei, które nieustannie ją otaczają.

Poznajemy ją jako dziewczynkę, która wraz z rodziną chce opuścić Gruzję. Dlaczego muszą uciekać? Dlaczego wybierają na miejsce nowego życia właśnie Białystok? Jak odnajdują się w Polsce, która dopiero co odzyskała niepodległość? Jak w nowej rzeczywistości poradzi sobie Tumi?

Tumi dorasta. Jej życie nie jest łatwe. Ale czyje w tamtych czasach było? W czasie wojny i okupacji? W okresie instalowania się władzy ludowej? W absurdalnej rzeczywistości PRL-u? Wielka historia w powieści jest jednak tylko tłem. Prawdziwym centrum uwagi autorki – i naszej – jest Tumi: jej relacje z matką i siostrą, z mężem, z dziećmi, a przede wszystkim – z samą sobą. Dużo tego. A wszystko aż kipi od emocji, niewypowiedzianych pretensji i jawnych żalów.

Nie chcę nikomu odbierać przyjemności z lektury, więc nie będę streszczał treści książki. Uczciwie jednak uprzedzam: postać Tumi nie każdemu przypadnie do gustu. To kobieta przekonana o własnej wyjątkowości – z jednej strony niebanalna, a z drugiej chwilami doprawdy irytująca. Ciągle chce od życia czegoś więcej. Życia, które raz po raz wymyka jej się z rąk. Czy Tumi jest panią swojego losu? Czy może jedynie jego ofiarą?

Moim zdaniem „Tumi” to bardzo dobra powieść, która prowokuje i skłania do refleksji. Czy jestem zadowolony z miejsca, w którym się znajduję? Jak postrzegam swoje życie? Czy nadal walczę, czy już poddałem się losowi? A może jestem więźniem dawnych traum?

Jeszcze raz podkreślę: język i styl tej książki są naprawdę oryginalne i idealnie współgrają z osobowością bohaterki. To trzeba przeczytać.

Wojciech Sobański