„Obiekty głębokiego nieba” Jakuba Małeckiego, podobnie jak wcześniejszy „Korowód”, nie mają opisu na tylnej okładce, tylko kilka kluczowych słów, więc i ja postaram się zdradzić jak najmniej szczegółów. Część czytelników zwraca w opiniach uwagę, że „Obiekty głębokiego nieba” to książka różniąca się od poprzednich powieści autora, ale wydaje mi się, że ta różnica jest widoczna przede wszystkim w pierwszej części, a dalej odnajdujemy znany nam rytm jego podszytych smutkiem rozważań o ludziach i tym, co ich dotyka. W „Sąsiednich kolorach” odniosłam wrażenie, że historie autora stają się bardzo do siebie podobne, więc doceniam tę próbę zejścia z utartych ścieżek. To chyba najbardziej przepojona erotyką powieść Małeckiego, przy czym jest to erotyka raczej łagodna i stonowana niż wulgarna. Wydaje się, że bohaterowie podejmują ryzyko spontanicznie, bez głębszej refleksji, ale z czasem autor odsłania głębsze warstwy ich życia i prowadzi ich na nowe ścieżki.

W „Obiektach głębokiego nieba” chwile szczęścia są podszyte nieokreślonym smutkiem i poczuciem zagubienia, a chwile smutku mają w sobie wiele ciepła i głębi. Książka porusza nie tylko historiami o ludziach, ale też o świniach i lisach, a nawet pingwinach. Inspiruje „Dziennikiem kawowym” i podnosi na duchu rozwinięciem tytułowej metafory. Może rzeczywiście ta książka różni się trochę od innych książek Jakuba Małeckiego, ale właśnie dzięki tej różnicy wprowadza coś oryginalnego i przykuwa uwagę.

Agnieszka Kruk