Orzeczenie jest prawomocne. Pełnomocnik Komosy, mec. Jerzy Jurek, poinformował Polską Agencję Prasową, że obecnie rozważane jest wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego.

Postępowanie dotyczyło incydentu z 10 września 2024 r., kiedy to według relacji Komosy Jarosław Kaczyński dwukrotnie uderzył go w twarz podczas obchodów tzw. miesięcznicy smoleńskiej na pl. Piłsudskiego w Warszawie. Komosa złożył w tej sprawie prywatny akt oskarżenia z art. 217 Kodeksu karnego (naruszenie nietykalności cielesnej). Sejm uchylił immunitet Kaczyńskiemu w tej sprawie 6 grudnia ub.r., co umożliwiło formalne postępowanie sądowe.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Jakie było orzeczenie sądu w sprawie Kaczyńskiego?

Co planuje Zbigniew Komosa po decyzji sądu?

Jaka była ocena społecznej szkodliwości czynu Kaczyńskiego?

Dlaczego sąd nie uznał potrzeby analizy zeznań w tej sprawie?

Sąd o decyzji w sprawie Kaczyńskiego. „Nie były to wyprowadzone ciosy”

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia w połowie sierpnia umorzył postępowanie w tej sprawie, przyjmując, że zarzucany Kaczyńskiemu czyn cechuje „znikoma społeczna szkodliwość”, dlatego nie stanowi on przestępstwa. W piątek, po apelacji obrony Komosy, sprawą zajął się Sąd Okręgowy w Warszawie.

— Nie były to wyprowadzone ciosy, ale właśnie takie naruszenie nietykalności cielesnej, które nawet nie miało doniosłości policzkowania. Dlatego właśnie sąd rejonowy zupełnie zasadnie stwierdził znikomą społeczną szkodliwość tych, prawdę mówiąc, dotknięć twarzy pokrzywdzonego przez Jarosława Kaczyńskiego — powiedział Mariusz Iwaszko, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, który po rozprawie przedstawił motywy decyzji w tej sprawie.

Sędzia zwrócił też uwagę, że w oskarżeniu wobec Kaczyńskiego wskazano na jego zamiar uderzenia Komosy. — Oczywiście, że oskarżony miał zamiar. Robił ze swoją ręką to, co chciał zrobić, kierował ją tam, gdzie chciał kierować i z taką siłą, jaką chciał kierować — mówił Iwaszko.

W tle incydent na miesięcznicy smoleńskiej

Iwaszko dodał jednak, że zachowanie Kaczyńskiego miało być reakcją na wieloletnie przypisywanie jego bratu Lechowi Kaczyńskiemu odpowiedzialności za katastrofę smoleńską — od sprawstwa katastrofy po sugestie zabójstwa. Sędzia podkreślił przy tym, że żadne postępowanie karne nie ustaliło sprawcy zabójstwa ani sprowadzenia katastrofy lotniczej.

Kaczyński i jego obrońca nie pojawili się na ogłoszeniu postanowienia sądu okręgowego; byli nieobecni również na wcześniejszych rozprawach w sądzie rejonowym.

Wniosek o umorzenie postępowania ze względu na znikomą szkodliwość czynu i na działania prezesa PiS w warunkach stanu wyższej konieczności obrona przedstawiła sądowi rejonowemu w czerwcu br. Wnioskowi temu sprzeciwili się Komosa i jego pełnomocnik mec. Jerzy Jurek, podkreślając m.in. konieczność osobistych wyjaśnień oskarżonego.

Zbigniew Komosa nie zgadza się z decyzją sądu

Podczas piątkowej rozprawy pełnomocnik Komosy podtrzymał to stanowisko. — To zaskarżone postanowienie zostało wydane przedwcześnie (…) przede wszystkim z tego powodu, że sąd nie miał możliwości zapoznania się ze wszystkimi wnioskowanymi przez oskarżyciela dowodami — mówił mec. Jurek. Dodał, że sąd rejonowy oceniał sprawę wyłącznie w oparciu o amatorskie nagranie z telefonu.

Sędzia Iwaszko wskazywał, że przebieg zdarzenia został nagrany z kilku źródeł i nie budził wątpliwości. W jego ocenie nagrania pozwalały jednoznacznie ocenić charakter czynu i jego znikomą społeczną szkodliwość, dlatego analiza zeznań nie była konieczna. Podkreślił, że liczne argumenty — dotyczące np. wypowiedzi politycznych czy sporu o wieniec — nie miały znaczenia dla oceny incydentu. Wskazał ponadto, że w realiach ostrego sporu politycznego powszechne są ostre, czasem nieprawdziwe sformułowania. Po decyzji sądu Komosa powiedział dziennikarzom, że nie zgadza się z orzeczeniem.