Święto niepodległości, 11 listopada. To wtedy premier Donald Tusk obwieszcza, że Polska nie będzie przyjmować migrantów w ramach unijnego paktu migracyjnego ani płacić za to. „To już decyzja. Robimy, nie gadamy!” – napisał szef rządu na platformie X.
Sęk w tym, że premier zrobił to nie tylko zanim decyzja została formalnie zatwierdzona przez unijną Radę UE (to stanie się najwcześniej w grudniu), ale także zanim polski rząd złożył wymagany przepisami wniosek do Komisji Europejskiej, w którym kraje mogą udowodnić, że znajdują się pod silną presją migracyjną i na tej podstawie wnioskować o całkowite lub częściowe wyłączenie z postanowień paktu.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) w korespondencji z nami potwierdza, że wniosek został złożony 12 listopada – a więc „w pierwszym możliwym terminie po opublikowaniu decyzji Komisji Europejskiej uprawniającej ją do zwolnienia z tzw. wkładu solidarnościowego”. Mimo to resort jest przekonany, że pozytywna decyzja w sprawie Polski jest przesądzona.
Decyzja Rady UE na 2026 rok, bo tak są podejmowane decyzje, jest wyłącznie formalnością. Spotkanie Rady zaplanowane jest na 8 grudnia. Spodziewamy się decyzji w ciągu najbliższych tygodni, do końca roku, choć bierzemy pod uwagę możliwość wydłużenia terminu – wskazuje MSWiA.
„Piękna i tragiczna”. Przypomina historię polskiej firmy
Co zawiera wniosek
Resort przekonuje, że Polska wypełnia zobowiązania solidarnościowe wobec UE i jej państw członkowskich, zapewniając ochronę dla około miliona uchodźców z Ukrainy. „Chronimy zewnętrzną granicę Unii Europejskiej przed atakiem hybrydowym i wykorzystaniem migracji jako broni. Wniosek przez nas złożony zawiera szerokie uzasadnienie, które wskazuje na znaczące koszty ponoszone w latach 2021-2025 zarówno w obszarze ochrony granicy, jak i utrzymywania ochrony czasowej dla uciekających przed rosyjską agresją obywateli Ukrainy” – tłumaczy nam MSWiA.
Sam wniosek nie jest upubliczniany, bo, jak słyszymy w rządzie, zawiera informacje oklauzulowane. – Wskazujemy tam m.in. na metody działań służb białoruskich, więc wolimy tego nie rozpowszechniać – przyznaje rozmówca znający szczegóły sprawy.
Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika jednak, że liczący 9 stron polski wniosek (dla porównania – czeski wniosek ma zaledwie jedną stronę) zawiera argumenty zebrane w trzech obszarach.
W pierwszym rząd pokazuje, jak działają białoruskie służby, jeśli chodzi o destabilizowanie sytuacji na granicy, wskazuje na kwestie bezpośrednich ataków na polskich żołnierzy i funkcjonariuszy, podsumowuje ilość wydanych pieniędzy na uszczelnienie wschodniej granicy i rysuje dalsze możliwości eskalacji napięcia.
Drugi obszar dotyczy kwestii uchodźców z Ukrainy i tego, jak Polska sobie z tym wyzwaniem radzi (wskazywane jest m.in. to, że wciąż funkcjonują ośrodki zbiorowego zakwaterowania, kwestia dostępu do świadczeń), przy jednoczesnym wskazaniu, że zdolności przyjmowania kolejnych migrantów są już w Polsce na wyczerpaniu.
Trzeci obszar pokazuje skalę i sposoby instrumentalizacji migracji przez wrogie nam państwa, tj. podsyłanie na granicę grup wrażliwych (np. rodzin z dziećmi) czy osób z krajów, do których nie sposób ich odesłać z uwagi na trudną sytuację w tych państwach.
3-4 lata spokoju
To pierwszy raz, gdy w Unii Europejskiej wdrażane są procedury wynikające z paktu migracyjnego. Pierwszym krokiem było przygotowanie przez Komisję Europejską raportu, wskazującego, które państwa członkowskie znajdują się aktualnie pod dużą presją migracyjną. We wtorek KE poinformowała, że te kraje to: Bułgaria, Czechy, Estonia, Chorwacja, Austria i Polska. W związku z tym te państwa będą mogły ubiegać się o pełne lub częściowe zwolnienie z relokacji migrantów na nadchodzący rok w ramach unijnego paktu azylowo-migracyjnego.
Polski rząd wniosek właśnie złożył i stoi na stanowisku, że zgodnie z przepisami rozporządzenia o zarządzaniu azylem i migracją, Polska jest uprawniona do zwolnienia z tzw. wkładu solidarnościowego. Dotyczy to zarówno relokacji migrantów (przyjęcia ich określonej liczby), wkładu finansowego (20 tys. euro za każdego nieprzyjętego migranta), jak i operacyjnego wsparcia na rzecz najbardziej obciążonych państw członkowskich (np. osobowe lub sprzętowe wsparcie przy zabezpieczaniu granic zewnętrznych UE).
Taka sama procedura – ocena, które kraje podlegają presji migracyjnej i wnioskowania o zwolnienie z pewnych mechanizmów solidarnościowych – będzie się powtarzać co roku. Pytanie więc, za jaki czas KE i kraje członkowskie dojdą do wniosku, że Polska nie powinna już korzystać z wyłączeń.
Myślę, że mamy spokój na 3-4 lata. A co potem, tego nikt nie wie – wskazuje rozmówca rządowy.
Na razie rząd zabiega o wyłączenie, ale równolegle mamy swoje oczekiwania dotyczące wsparcia – finansowego czy operacyjnego – ze strony UE, niezależnie już od samego paktu migracyjnego. Szef MSWiA Marcin Kierwiński podkreślił niedawno w Luksemburgu, że Polska oczekuje współfinansowania ochrony granicy przez Unię Europejską.
„Inwestycje w ochronę granicy wyniosły w ostatnich dwóch latach ponad 2,6 mld zł z pieniędzy polskich podatników. Są kosztem ponoszonym samodzielnie, podczas gdy korzyści z bezpiecznych granic są wspólne dla całej UE” – wskazuje MSWiA. Rozmówca z rządu podkreśla, że Polsce już przyznano kwotę 200 mln euro i na razie nie widać perspektyw na większy zastrzyk pieniędzy. – Jak tylko pojawią się jakieś kwoty do wzięcia, oczywiście będziemy o nie wnioskować – zaznacza rozmówca.
Tomasz Żółciak, dziennikarz money.pl