Polska jest największym producentem jabłek w przeliczeniu na mieszkańca. W tym roku zbiory tych owoców trwają u nas wyjątkowo długo.

– Część jabłek jeszcze jest na drzewach. Może zostanie zebrana na przemysł, a może niektórzy przy niskich cenach zdecydują się na zostawienie owoców na drzewach. Nie jest to ilość znacząca, ale tak późno jabłek dawno już nie zbieraliśmy – przyznaje dr Tomasz Lipa, sadownik, przewodniczący Towarzystwa Rozwoju Sadów Karłowych i pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, z którym rozmawiał portal strefaagro.pl.

Co wypłynęło na wydłużenie tegorocznych zbiorów tych owoców? – O tej pory nie było dużych przymrozków, w związku z tym te jabłka przetrwały – wyjaśnia sadownik.

Minus zbieranych w listopadzie jabłek? – Owoce zbierane tak późno nie nadają się do długiego przechowywania, lecz wyłącznie do bezpośredniej sprzedaży i stąd nadpodaż w tym okresie. Jeśli od razu trafią na rynek, nie będzie problemu. Przetrzymywanie ich w chłodniach mija się z celem, gdyż ich zdolność przechowalnicza jest niska – są fizjologicznie przejrzałe – tłumaczy Tomasz Lipa.

Pytany o powody tego zjawiska, wskazuje na klimat – późniejsze kwitnienie i chłodniejsze tegoroczne lato. Jak wyjaśnia, wielu sadowników spodziewało się niższych plonów i być może nie przygotowało odpowiedniej kadry do zbiorów, co również przyczyniło się do wydłużenia zbiorów.

Lipa zwraca uwagę, że od lata ceny jabłek się znacząco zmieniły. Tylko odmiana Gala utrzymuje – dobrą dla sadowników, czyli wysoką – stawkę – 2 zł (w skupie). Ceny pozostałych odmian za kilogram w październiku wahały się od 90 groszy do 1,50 zł.

Połowa polskich jabłek trafia do przetwórstwa, czyli jest przerabiana na koncentraty i soki. Duża część owoców trafia za granicę – do Egiptu, krajów skandynawskich, Hiszpanii i na Węgry.