Od dekad zakładamy, że Wszechświat jest w miarę przewidywalny. No, właśnie nie bardzo. Astronomowie twierdzą, że nasze układy odniesienia — Słońce, planety, wszystko — pędzą przez kosmos ponad trzykrotnie szybciej, niż powinny. Nie chodzi o pomyłkę w obliczeniach. Możliwe, że nasz model kosmologiczny jest w ciężkim błędzie.

Zespół Lukasa Böhmego wykorzystał sieć radioteleskopów LOFAR i dwa inne instrumenty, by stworzyć mapę rozmieszczenia galaktyk radiowych — obiektów emitujących potężne sygnały radiowe z rozległych obłoków gazu i plazmy. To świetny materiał porównawczy: fale radiowe prześlizgują się przez kosmiczny pył, więc ich sygnał łatwiej uporządkować niż sygnały z widzialnego dla nas zakresu.

W kierunku, w którym się poruszamy, powinno być minimalnie więcej źródeł radiowych. Minimalnie — czyli na granicy wykrywalności. Ale gdy naukowcy policzyli różnice, liczby wyskoczyły ponad sufit obowiązującego modelu. Zamiast kosmetycznych odchyleń otrzymali wynik 3,7 razy większy, niż przewiduje teoria. Lepiej nie mieć takiej niespodzianki, jeśli buduje się model opisujący cały Wszechświat. To jak odkryć, że Twoja nawigacja uparcie twierdzi, że jesteś w innym mieście — a w dodatku kilka satelitów to potwierdza.

Zderzenie z modelem standardowym

Model standardowy to kręgosłup współczesnej astrofizyki, a w nim znajdują się: ekspansja kosmosu, ciemna materia, relikty Wielkiego Wybuchu. Wielka narracja, która tłumaczy nam 13,8 miliarda lat historii. Tyle że model zakłada pewną równomierność — przynajmniej w dużej skali.

Czytaj dalej poniżej Sądziliśmy, że najlepiej przewodzą ciepło. Ale jest coś lepszego Kosmiczny kryzys w Chinach. Znamy los uwięzionych astronautów

A tu nagle okazuje się, że rozkład radiogalaktyk jest mniej jednorodny, niż zakładano, lub… cały Układ Słoneczny sunie przez przestrzeń znacznie szybciej, niż wynikałoby z obserwacji promieniowania mikrofalowego tła.  Oba scenariusze podważają coś istotnego. Albo (czaso)przestrzeń jest mniej „gładka”, albo nie wiemy, jak szybko pędzimy. Jedno i drugie jest dla nauki niewygodne — zwłaszcza dla teorii, która lubi elegancję i symetrię.

Kwazary potwierdzają trend

Wyniki z LOFAR-a to właściwie kolejny taki trop. Od lat mówi się o podobnym efekcie w danych z kwazarów obserwowanych w podczerwieni. Kwazary to supermasywne czarne dziury, które świecą jaśniej niż całe galaktyki — trudno o lepsze latarnie w bezmiarze kosmosu. To, że dwa zupełnie różne typy obiektów wykazują ten sam charakter naszego błędu, zmienia nasze podejrzenia z „błędu w pomiarze” na „damn, to może być prawda”. Nauka nie lubi przypadków. Przypadek występuje niezmiernie rzadko.

Czytaj również: Model standardowy może być… błędny! Trzęsienie ziemi w badaniach Wszechświata

Najbardziej pesymistyczna opcja jest taka: obecne modele faktycznie mijają się z rzeczywistością, bo zakładają większą jednorodność kosmosu, niż w nim naprawdę jest. Taka zmiana pociągnęłaby za sobą konieczność zmiany istotnych prawideł — od interpretacji mikrofalowego tła po obliczenia dotyczące ciemnej materii. A jaka jest optymistyczna? Instrumenty są już tak czułe, że zaczynają wychwytywać subtelności, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Co nie musi oznaczać przewrotu, ale jedynie korektę. Wtedy w teorii pojawi się więcej niuansów. Gorzej, jeżeli tych niuansów będzie tak dużo, że obecna teoria po prostu się wykrzaczy.