Gmina Wiązowna, położona w drugim obwarzanku wokół stolicy, notuje rekordowe obciążenie administracji. „Na koniec 2023 roku mieliśmy 700 złożonych wniosków, w zeszłym roku tysiąc, a teraz już 2200, a to jeszcze nie koniec roku” – mówi „Gazecie Wyborczej” Anna Sikora, zastępczyni wójta.

Pracownicy urzędu właśnie analizują dokumenty z maja. Choć ustawa przewiduje 90 dni na odpowiedź, terminy stały się fikcją. Anna Sikora mówi gazecie, że zdarza się, że jeden właściciel pola składa wniosek na podział gruntu i warunki zabudowy dla nawet 30–40 domów. Takiego naporu jeszcze nie było – przkeonują urzędnicy.

Nawrocki blokuje awanse 46 sędziów. „Tkwimy w bagnie”

Podobnie wygląda sytuacja w sąsiednim Prażmowie, który cieszy się rosnącym zainteresowaniem deweloperów i osób uciekających z Warszawy.

„Mniej więcej połowa wnioskujących myśli poważnie o budowie, ale połowa występuje o wnioski na zapas, na przyszłość” – mówi dziennikowi Anna Sobocha, która zajmuje się urbanistyką w urzędzie gminy Prażmów. I dodaje, że na jej biurko trafiło już 320 wniosków o warunki zabudowy.

Kluczowa reforma. Grozi nam paraliż budowlany?

Nowe plany ogólne mają objąć wszystkie gminy i miasta w Polsce. Samorządy mogą w nich wyznaczyć tzw. obszary zabudowy, ale nie muszą. Jeśli tego nie zrobią, oznaczać to będzie całkowitą blokadę nowej zabudowy do momentu uchwalenia planu miejscowego – czyli bardziej szczegółowego dokumentu, który uchwala się dla poszczególnych fragmentów gminy.

Do tej pory w przypadku braku planu miejscowego można było ubiegać się o pozwolenie na budowę na podstawie decyzji o warunkach zabudowy, czyli tzw. wuzetek. Jeśli jednak gmina w planie ogólnym nie określi tzw. obszarów uzupełnienia zabudowy, to poza ściśle określonymi wyjątkami (np. rozbudowa czy odbudowa) nie będzie można w ogóle wydawać decyzji o warunkach zabudowy. W praktyce oznacza to blokadę inwestycji.

Źródło: „Gazeta Wyborcza”