• To cykl „Blisko Świata”, w ramach którego piszemy na o2.pl o kryzysach humanitarnych, konfliktach zbrojnych i innych ważnych wydarzeniach w różnych zakątkach globu.
  • W tym odcinku rozmawiamy z Aleksandrą Mizerską z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), która koordynuje działania fundacji w Sudanie Południowym.
  • Sytuacja w kraju jest alarmująca. Brakuje jedzenia, a zwykli ludzie są pozostawieni sami sobie przez skorumpowane władze.
  • Pomoc, jaką niesie PCPM, jest możliwa tylko i wyłącznie dzięki dobrowolnym wpłatom Polaków. Już niewielkie sumy ratują życie dzieci poniżej 5. roku życia.

Kamienne twarze. To one najbardziej wryły się jej w pamięć. I jeszcze głos, który nawet na moment nie zadrży, mimo że usta mówią o rzeczach, od których chce się wyć.

Chartum, stolica Sudanu. Miasto podziurawione jak sito, wojna domowa z dynamicznie rozwijającej się metropolii zostawiła strzępy. Do granicy z Sudanem Południowym są stamtąd setki kilometrów, ale lepsza już długa tułaczka niż próba życia w tym morzu krwi.

Polacy nie mają pojęcia o wojnie. Ekspert o tym, czego moglibyśmy dziś nauczyć się od Ukrainy

Ruszają. Kilkadziesiąt osób na pace ciężarówki. Kobiety i mężczyźni. Trochę minie, zanim się znajdą po tamtej stronie.

Kobiety – po stronie Sudanu Południowego.

Mężczyźni – po stronie życia wiecznego, o ile w tym piekle na ziemi ktoś wierzy jeszcze w życie wieczne.

– Jeszcze po stronie sudańskiej wszystkich mężczyzn zaszlachtowano maczetami albo nożami. Tych, którzy uciekali, zabito strzałem w tył głowy albo plecy – relacjonuje historię kobiety, którą spotkała w Sudanie Południowym, Aleksandra Mizerska.

I te twarze. Oczy, które tyle widziały, ale jeśli jest w nich trauma, to gdzieś głęboko ukryta, przygnieciona przez ciężar wojny.

– Historie tych kobiet są dramatyczne i wstrząsające, ale dla mnie jeszcze bardziej uderzający był brak emocji, gdy o tym opowiadały. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę, musiałam dopytywać, czy dobrze zrozumiałam, bo po ich twarzach po prostu nie było niczego widać.

Wojna w Sudanie. Największy kryzys świata

Sudan Południowy jest pełny takich dramatów, przywożonych przez uchodźców. W sąsiednim kraju od 15 kwietnia 2023 r. trwa wojna domowa, w której wojsko państwowe mierzy się z rebelianckimi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF). W kraju dochodzi do masakr i zbrodni przeciwko ludzkości.

Sytuacja jest szczególnie dramatyczna w Darfurze, regionie Sudanu, którego powierzchnia jest większa niż powierzchnia Polski. Na początku XXI wieku miały tam miejsce akty ludobójstwa, a istnieją podejrzenia, że do wielu podobnych aktów dochodziło również po 15 kwietnia 2023. W ostatnich tygodniach świat usłyszał o koszmarze w Al-Faszir. Pod koniec października br. miasto upadło po ponad 500 dniach oblężenia i od tego czasu RSF dokonuje tam czystki etnicznej.

Horror w Al-Faszir. "Nigdy czegoś takiego nie widziałem"

Horror w Al-Faszir. „Nigdy czegoś takiego nie widziałem”

Według ONZ w Sudanie trwa największy kryzys humanitarny na świecie. Zmuszonych do opuszczenia swoich domów zostało ok. 12 mln ludzi. Część ucieka do innych regionów kraju, a część do państw sąsiednich, w tym Sudanu Południowego, gdzie warunki życia są fatalne, ale przynajmniej nie grozi im natychmiastowa śmierć od kul.

[1/3] Zniszczenia w Chartumie, stolicy Sudanu. 24 kwietnia 2025 Źródło zdjęć: Avaaz via Getty Images | Giles Clarke

Jedzenie za 2,1 zł ratuje życie

Niektórzy uchodźcy – głównie kobiety z dziećmi, bo mężczyźni nawet jak przeżyli, to zostali wcieleni do armii – docierają do Gordhim, miejscowości położonej ok. 30-40 km w linii prostej od granicy z Sudanem. Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej prowadzi tam centrum dożywiania, gdzie pomaga najmłodszym ofiarom głodu. Środki na zakup specjalnej żywności terapeutycznej pochodzą z dobrowolnych wpłat Polaków (można ich dokonywać TUTAJ). Koszt jednej porcji takiej żywności to 2,1 zł.

Miejsce, w którym PCPM pomaga uchodźcom Miejsce, w którym pomaga PCPM, znajduje się blisko granicy z Sudanem © o2.pl

Dzięki darowiznom PCPM pomogło m.in. małej Akoot, która była w dramatycznym stanie, kiedy z mamą przybyła do Gordhim. Dwuletnia dziewczynka ważyła zaledwie 5,9 kg. Jej historię opisywaliśmy w o2.pl w maju ubiegłego roku.

Dzieci w takim stanie jest coraz więcej, a jedzenia – coraz mniej.

– Sytuacja jest krytyczna. Mniej więcej od czerwca do września w Sudanie Południowym trwa tzw. hunger gap – okres, kiedy plony są już zjedzone, a kolejne będzie można zebrać dopiero po porze deszczowej, a więc właśnie we wrześniu czy w październiku. U nas to okres wakacyjny, a w Sudanie Południowym to okres, kiedy zwiększa się liczba dzieci skrajnie niedożywionych – mówi Aleksandra Mizerska.

Aleksandra Mizerska podczas pobytu w Sudanie Południowym Aleksandra Mizerska podczas pobytu w Sudanie Południowym © PCPM

– W tym roku po raz pierwszy przestało nam wystarczać żywności terapeutycznej jeszcze przed nadejściem hunger gap. W poprzednich latach mogliśmy pomagać dzieciom w różnym stadium niedożywienia, ale teraz ze względu na kurczące się dramatycznie zapasy pomagamy tylko tym, u których występuje zagrożenia życia – dodaje.

W Sudanie Południowym uchodźczynie często koczują na gołej ziemi. Wszystko spada na ich głowy, bo gdy w pobliżu nie ma mężczyzn, to one muszą nagle utrzymać całą rodzinę. Nie mają jednak z czego – jeśli cokolwiek posiadały, to podczas ucieczki z Sudanu zostało to rozkradzione przez rebeliantów. Siedzą więc z pustymi rękami w cieniu drzew, całkowicie uzależnione od pomocy darczyńców i organizacji międzynarodowych.

Ale po pomoc do centrum dożywiania PCPM zgłaszają się nie tylko uchodźczynie. Przychodzą również obywatelki Sudanu Południowego.

– Spośród kobiet, z którymi rozmawiałam, rekordzistka pokonała na piechotę 70 km w jedną stronę, żeby do nas przyjść. Kobiety przychodzą grupami, często z dziećmi, zazwyczaj więcej niż z jednym. Nasza pomoc skupia się na dzieciach do piątego roku życia, bo wtedy takie dożywianie jest najbardziej potrzebne. Im dziecko jest starsze, tym bardziej jest w stanie sobie pomóc innym pożywieniem – podkreśla Mizerska.

[1/3] Kobiety, które otrzymały pomoc od PCPM Źródło zdjęć: PCPM |

Najbardziej skorumpowany kraj na Ziemi

Matki z dziećmi korzystają z pomocy takich punktów jak ten, który PCPM prowadzi w Gordhim, bo państwo w żaden sposób im nie pomaga.

Wskaźnik Rozwoju Społecznego ONZ klasyfikuje Sudan Południowy na ostatnim, 192. miejscu na świecie. I nie widać możliwości wyjścia z tego dołka, bo kraj jest systematycznie plądrowany przez elity polityczne. To najbardziej skorumpowane państwo świata według Wskaźnika Percepcji Korupcji, opracowywanego przez pozarządową międzynarodową organizację Transparency International.

Sudan Południowy jest uzależniony od ropy naftowej, która odpowiada za ok. 90 proc. wpływów do budżetu państwa. Od uzyskania przez kraj niepodległości w 2011 r. przyniosła ona ponad 25 miliardów dolarów zysku. Ale większość tych pieniędzy napełnia sakwy polityków. Dlatego w raporcie z września 2025 r. działająca przy ONZ Komisja Praw Człowieka w Sudanie Południowym stwierdziła, że państwo to jest „na skraju katastrofy”.

Jako jaskrawy przykład korupcji wskazano program „Oil for Roads”, w ramach którego wpływy z ropy miały zostać przeznaczone na budowę dróg. Głównymi beneficjentami programu były firmy powiązane z Benjaminem Bol Melem – biznesmenem i politykiem, który od 10 lutego do 12 listopada br. był wiceprezydentem kraju. Bol Mel od lat – decyzją Donalda Trumpa z pierwszej kadencji – jest objęty amerykańskimi sankcjami. Powiązane z nim firmy wybudowały tylko część z zapowiadanych dróg, a reszta pieniędzy się rozpłynęła.

Podczas gdy portfele polityków pęcznieją, zwykli obywatele cierpią coraz większą biedę. W wielu miejscach nie ma w ogóle szkół, a przeciętny obywatel ma za sobą zaledwie 2,5 roku edukacji. Państwo – mimo dobrych do tego warunków – nie wspiera rolnictwa ani systemu opieki zdrowotnej. Na sektor zdrowia płynie mniej niż 1 proc. środków z budżetu państwa, a i ta niewielka ilość jest wchłaniana przez procedery korupcyjne.

Szacuje się, że 7,7 mln ludzi w Sudanie Południowym – a więc ponad połowa spośród ok. 12 mln mieszkańców – jest zagrożona kryzysowym poziomem braku bezpieczeństwa żywnościowego.

– Rozmawiałam z mamą trójki dzieci, która mówiła, że od wielu tygodni nie je nic innego niż papka z mąki kukurydzianej – o ile w ogóle ma pieniądze, żeby ją kupić – mówi Aleksandra Mizerska.

– Wtedy żywi się tym, co znajdzie. I robi na przykład papkę z liści. Znajduje liście, mieli je na papkę i zjada. A jest matką, która karmi. I próbuje taką papką z liści żywić nie tylko siebie, ale i dziecko, bo zwyczajnie nie ma dla niego mleka. W Sudanie Południowym można zrozumieć, czym tak naprawdę jest głód. Ci ludzie po prostu nie mają co jeść.

Ale po twarzach tego nie widać. Nie rysuje się na nich grymas bólu, z ust nie dobiega krzyk rozpaczy.

– Niektóre dzieci są w stanie skrajnego niedożywienia, do tego są chore np. na gruźlicę. Szanse na przeżycie mają niewielkie. A ich matki wydają się z tym zupełnie pogodzone. Opowiadają o tym ze spokojem. Tak samo matki, które idą do nas wiele kilometrów, w pełnym słońcu. Są pogodzone z tym, że tak po prostu tutaj jest – mówi Aleksandra Mizerska.

– To wszystko jest niesłychanie trudne, wstrząsające. Ale w tych kobietach jest niezwykła pokora – dodaje.

Łukasz Dynowski, szef redakcji o2.pl