Nie jest żadną tajemnicą, że po sezonie 2025 dwa kluby w PGE Ekstraligi miały spore problemy finansowe. Chodzi oczywiście o Gezet Stal Gorzów, która musiała się ratować kredytem konsolidacyjnym oraz Krono-Plast Włókniarz Częstochowa, gdzie doszło do zmiany właściciela. Bartłomiej Januszka ze swoich prywatnych środków pokrył wszystkie zaległości, których uregulowanie było niezbędne do przystąpienia do procesu licencyjnego.
Zaskakujący komunikat
Pomimo tych kłopotów, kilka dni temu Ekstraliga Żużlowa oficjalnie potwierdziła, że wszystkie kluby z dwóch najwyższych poziomów rozgrywkowych w naszym kraju mogą od 16 listopada kontraktować zawodników. – Ekstraliga Żużlowa jest pozytywnie zaskoczona standingiem finansowym klubów – podkreślał Ryszard Kowalski. – Kluby wydają posiadane środki rozsądnie nie komplikując swojej sytuacji finansowej – zakończył wiceprezes EŻ w komunikacie prasowym (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: „Słabej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy”. Bajerski bez pardonu o byłych podopiecznych
Ta wypowiedź zaszokowała wielu kibiców. Z jednej strony słychać było, że nie we wszystkich ośrodkach żużlowych kondycja finansowa jest najlepsza, a z drugiej przedstawiciel Ekstraligi Żużlowej informuje, że podmiot zarządzający rozgrywkami jest pozytywnie zaskoczony standingiem finansowym klubów.
Andrzej Witkowski, a więc wieloletni prezes Polskiego Związku Motorowego w rozmowie z WP SportoweFakty zaznacza, że wiadomość o braku zaległości jest pozytywną nowiną. Natomiast pod dyskusję pozostawia pytanie, czy środki finansowe są dobrze wydawane. Mimo wszystko cieszy się, że w przyszłym roku wystartują wszystkie drużyny, ponieważ zadecydował sport. W jego opinii przykro by było, gdyby ktoś stracił miejsce w PGE Ekstralidze lub Metalkas 2. Ekstralidze ze względów pozasportowych.
Prezesi – najsłabsze ogniwo żużla?
Pamięta on jednak, że gdy w przeszłości kluby posiadały mniejsze budżety i miały takie same problemy, jak teraz, kiedy pieniądze w żużlu są o wiele większe. Można się więc zastanawiać, czy winni tych sytuacji nie są prezesi, którzy po prostu nie wydają pieniędzy w racjonalny sposób. Być może niedopuszczenie któregoś z klubów do rozgrywek wysłałoby jasny sygnał ostrzegawczy do innych włodarzy.
– Ich w ogóle to nie interesuje. To nie ma żadnego znaczenia. Najsłabszym ogniwem są prezesi. Można zapomnieć, że którykolwiek z nich przejmie się tym, że klub „X” spadł, bo nie miał pieniędzy. On myśli, że jego to nie dotyczy. Ciągle zastanawia się tylko jak zdobyć mistrzostwo Polski lub dostać do play-offów. To mu da uznanie środowiska – mówi Witkowski.
Jak zaznacza, mamy gospodarkę wolnorynkową, dlatego nie da się w żaden sposób ograniczyć wysokości kontraktów. W przeszłości zresztą polskie władze żużla zostały ukarane przez Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów za ustalenie maksymalnych stawek wynagrodzeń dla żużlowców.
– W tej sprawie nic nie można zrobić. Po skończeniu się kontraktu z telewizją może się okazać, że nie ma tak dużych pieniędzy. Nie da się środkami finansowymi regulować rywalizacji sportowej. Wszystko zależy od ludzi. Są prezesi, władze spółek czy rady nadzorcze, którzy znają się na pieniądzach, a i tak takie rzeczy robią. Musiałaby być kultura w społeczeństwie na wyższym poziomie, ale to nie dotyczy tylko sportu żużlowego – podsumowuje nasz rozmówca.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty