Według danych, które w połowie listopada opublikował Eurostat, przeciętna roczna płaca brutto w przeliczeniu na pełny etat w 2024 r. wynosiła w UE średnio 39,8 tys. euro, o 5,2 proc. więcej niż rok wcześniej. W Polsce tak liczone przeciętnie wynagrodzenie wynosiło nieco ponad 21,2 tys. euro, minimalnie więcej niż w Rumunii.

To teoretycznie oznacza, że pracownicy najemni w Polsce i w Rumunii za pełny etat otrzymywali o ponad 60 proc. mniej niż w Niemczech i o 47 proc. mniej niż średnio w UE. Słabiej wynagradzani byli tylko pracownicy na Słowacji i Węgrzech oraz w Grecji i Bułgarii.

W samym 2024 r. wynagrodzenia nad Wisłą, licząc w euro, podskoczyły wyjątkowo mocno: o 16,6 proc. rok do roku. Minimalnie bardziej wzrosły tylko w Rumunii. Dwucyfrowe podwyżki odnotowali jeszcze Bułgarzy (14 proc.) i Łotysze (10,2 proc.). W dłuższym terminie wzrost wynagrodzeń był jednak u nas wyraźnie wolniejszy niż w wielu innych krajach regionu. W rezultacie Polacy wciąż należą do najsłabiej zarabiających nacji w UE – co kontrastuje z wizerunkiem Polski jako „europejskiego tygrysa”, czyli kraju, który rozwijał się nadzwyczaj szybko.

Rumunia podziwia i wyprzedza Polskę. „To na nich robi wrażenie”

W 2004 r., gdy dołączyliśmy do UE, przeciętne roczne wynagrodzenie brutto w przeliczeniu na pełen etat wynosiło nad Wisłą niespełna 6,6 tys. euro, co odpowiadało 29 proc. średniej w państwach dzisiejszej Unii. W 2014 r. sięgało rocznie 10,8 tys. euro, czyli 36,8 proc. unijnej średniej. Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad wyprzedziliśmy pod tym względem m.in. Grecję i Węgry. Jednocześnie jednak daliśmy się zdystansować Litwie oraz Estonii. Przegoniła nas także Łotwa, a dogoniła Rumunia. Dystansu do Czechów, do których lubimy się porównywać, nie udało się zaś skrócić.

W przeliczeniu na euro, płace w Polsce są niemal takie jak w Rum W przeliczeniu na euro, płace w Polsce są niemal takie jak w Rumunii. Od Hiszpanii, którą podobno szybko gonimy, dzieli nas przepaść © Licencjodawca | Wojciech Kozioł

Na szczęście, ten ponury obraz z kilku powodów nie oddaje dobrze warunków pracy w Polsce. W rzeczywistości wynagrodzenia polskich pracowników, są istotnie wyższe – szczególnie, jeśli wydawane są w kraju, a nie za granicą.

Kurs waluty nam nie pomaga

Po pierwsze, powyższe dane dotyczą wynagrodzeń przeliczonych na euro, co ma umożliwiać porównania międzynarodowe. To zaś oznacza, że w krajach, które posługują się innymi walutami, zmiany wynagrodzeń mogą zachodzić niezależnie od sytuacji na rynku pracy, pod wpływem wahań kursu. Jeśli waluta danego kraju umacnia się wobec euro, to płace w tym kraju w euro rosną szybciej niż w lokalnej walucie. Ten mechanizm tłumaczy właśnie skok wyrażonych w euro płac w Polsce w ubiegłym roku, gdy złoty zyskiwał na wartości. W krajowej walucie przeciętne wynagrodzenie w przeliczeniu na etat wzrosło o 10,5 proc., podczas gdy we wspomnianej Rumunii o ponad 17 proc.

Ale w dłuższej perspektywie złoty był walutą wyjątkowo stabilną w stosunku do euro. W rezultacie wynagrodzenia w złotych i w euro rosły w podobnym tempie. Zupełnie inaczej było w Czechach, gdzie aprecjacja korony napędzała wzrost płac w przeliczeniu na euro. Przypadek Polski jest o tyle zaskakujący, że jako kraj, który goni zamożniejsze państwa zachodniej Europy, powinniśmy doświadczać aprecjacji waluty – jeśli nie w ujęciu nominalnym, to w realnym (realny kurs waluty rośnie, gdy rośnie jej kurs nominalny lub ceny w danym kraju rosną szybciej niż w innych obszarach walutowych). Ten proces w ostatnich latach ruszył, ale wcześniej z różnych powodów był uśpiony – inaczej niż w części innych państw regionu, zwłaszcza tych, które wstąpiły do strefy euro.

Pod względem siły nabywczej przeciętnego wynagrodzenia Polska wy Pod względem siły nabywczej przeciętnego wynagrodzenia Polska wypada znacznie lepiej niż pod względem jego wartości w euro. © money.pl | Wojciech Kozioł

Przeliczenia płac na euro mają jeszcze jeden mankament: odrywają zarobki od cen, które wyrażone są w lokalnych walutach. Mówiąc inaczej: porównanie płac w Polsce do płac w Niemczech w oderwaniu od kosztów życia w obu krajach nie mają większego sensu. Nad Wisłą, o czym niedawno w money.pl pisaliśmy, wciąż jest zaś relatywnie tanio, m.in. z powodu…niskich płac.

Polska to jeden wielki dyskont. Zakupy są tańsze niż w sąsiednich krajach [ANALIZA]

Polska to jeden wielki dyskont. Zakupy są tańsze niż w sąsiednich krajach [ANALIZA]

Pod względem siły nabywczej przeciętnej płacy Polska odstaje od unijnej średniej w mniejszym stopniu niż pod względem płacy w euro (wykres powyżej). W 2024 r. roczne wynagrodzenie brutto pracownika, który pracuje na pełny etat za przeciętną płacę, wynosiło w Polsce 22,4 tys. euro (uważny czytelnik odnotuje różnicę w tych danych względem statystyk przywołanych na początku – wyjaśnimy ją w dalszej części tekstu). To dawało nam 20. miejsce w UE. Pod względem siły nabywczej takiego wynagrodzenia (tzn. tego, ile rzeczywiście można za nie kupić na krajowym rynku), Polska zajmowała jednak już 15. miejsce.

Dane uwzględniające tzw. parytet siły nabywczej budzą często wątpliwości, warto więc dokładnie wyjaśnić, jak należy je czytać. Roczne wynagrodzenie brutto osoby, która pracuje na pełen etat za przeciętną płacę, licząc w euro, jest w Polsce o 48 proc. niższe niż średnio w UE (w porównaniu do 67 proc. dekadę temu) i o 65 proc. niższe niż w Niemczech. Polski pracownik z przeciętnym wynagrodzeniem w niemieckim rynku mógłby kupić o 65 proc. mniej towarów i usług niż tamtejszy pracownik z przeciętnym wynagrodzeniem. To samo wynagrodzenie, skorygowane o różnice w poziomie cen, jest jednak w Polsce o 33 proc. niższe niż średnio w UE (w porównaniu do 44 proc. dekadę wcześniej) i o 46 proc. niższe niż w Niemczech. Polski pracownik otrzymujący średnią płacę na krajowym rynku może więc kupić o 46 proc. mniej towarów niż usług niż niemiecki pracownik na tamtejszym rynku.

Płace brutto są niskie, bo niskie są podatki

Trzecim powodem, aby sceptycznie podchodzić do omawianych danych, jest to, że dotyczą płac w ujęciu brutto. Siłą rzeczy ich poziom jest pod dużym wpływem wysokości tzw. klina podatkowego, czyli podatków i składek na ubezpieczenia społeczne, które odprowadzać muszą pracownicy. Nad Wisłą ten klin jest zaś relatywnie niski, a w ostatniej dekadzie jeszcze zmalał. Płaca netto pracownika, który pracuje na pełny etat za przeciętne wynagrodzenie, jest u nas o 24 proc. niższa od płacy brutto. W UE różnica wynosi średnio ponad 31 proc.

Pod względem płac netto Polska jest wyżej w europejskim rankingu Pod względem płac netto Polska jest wyżej w europejskim rankingu niż pod względem płac brutto. © money.pl | Wojciech Kozioł

Efekt? Pod względem przeciętnej płacy netto („na rękę”) osoby samotnej zatrudnionej na pełny etat w 2024 r. Polska wyprzedzała osiem państw UE, w tym Portugalię i Chorwację, a także Litwę i Łotwę. Czechom ustępowaliśmy zaś tylko minimalnie. Pod względem płacy brutto wyprzedzaliśmy w tym samym czasie siedem państw, w tym dwa nieznacznie. W 2014 r. pod względem płacy netto wyprzedzaliśmy zaś tylko sześć państw.

Bykowe, czyli podatek od bezdzietnych? W Polsce już istnieje i jest wysoki [ANALIZA]

Bykowe, czyli podatek od bezdzietnych? W Polsce już istnieje i jest wysoki [ANALIZA]

Oczywiście, relatywnie niskie podatki i składki w Polsce sprawiają, że jakąś część pensji netto pracownicy muszą przeznaczyć na zakup usług, które przy wyższym klinie podatkowym być może świadczyłoby państwo. Nie zmienia to jednak faktu, że zarobki „na rękę” w Polsce odbiegają od unijnej średniej w mniejszym stopniu niż sugerują dane przywołane na początku: są niższe o około 43 proc. zamiast o 47 proc.

Dla przeciętnego pracownika ta różnica może być nawet większa. Klin podatkowy na poziomie 24 proc. dotyczy, jak pisaliśmy, osoby samotnej, która pracuje na pełny etat za przeciętne wynagrodzenie. W rzeczywistości jednak wielu pracowników jest w innej sytuacji, np. dlatego, że rozliczają się wspólnie z małżonkiem albo posiadają dzieci.

W Polsce najszybciej w ostatnich latach rosły dochody netto prac W Polsce najszybciej w ostatnich latach rosły dochody netto pracowników wychowujących dzieci. © money.pl | Wojciech Kozioł

Dane dotyczące płac brutto w euro w przeliczeniu na pełny etat zaniżają też faktyczny poziom zarobków Polaków z powodu struktury zatrudnienia. W Polsce relatywnie mało osób – w 2024 r. około 5,5 proc. pracowników najemnych – pracuje na niepełny etat. Odsetek ten jest niższy tylko w pięciu krajach UE. W niektórych, na przykład w Niemczech, przewyższa 20 proc. To oznacza, że omawiane statystyki Eurostatu dość wiernie oddają faktyczne zarobki brutto przeciętnie wynagradzanego pracownika nad Wisłą, a nie hipotetyczne zarobki, które osiągałby, gdyby pracował dłużej. To właśnie źródło wspomnianej różnicy między przeciętną płacą w przeliczeniu na pełny etat a przeciętną płacą pracownika, który faktycznie pracuje na pełny etat.

Polacy są jedną z najciężej pracujących nacji na świecie? Oto jaka jest prawda [ANALIZA]

Polacy są jedną z najciężej pracujących nacji na świecie? Oto jaka jest prawda [ANALIZA]

Powyższe zjawisko dobrze widać, gdy porówna się dane dotyczące przeciętnego wynagrodzenia w przeliczeniu na pełny etat z danymi o sumie wynagrodzeń w gospodarce (to jeden z elementów rachunków narodowych) w przeliczeniu na jednego pracownika najemnego. Ponieważ w Polsce zdecydowana większość pracowników najemnych pracuje na pełny etat, różnica ta jest znikoma, wynosi około 2 proc. Tam, gdzie wielu pracowników jest zatrudnionych na część etatu, różnica ta przekracza 10 proc.

Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl