Pytany w poniedziałek w Polsat News, czy wiadomo już na pewno, ile dronów wleciało na terytorium Polski, Kierwiński odparł, że „policja, służby systematycznie odkrywają wraki różnych dronów”. – Nie wiemy, które z tych dronów, w jakim okresie wpadły do Polski. Nie wiemy też, skąd niektóre z nich były wystrzelone – dodał.


Zapytany, czy uważa, że ostateczna liczba dronów może wynieść 30 (dotychczas oficjalnie wiadomo o 21 – red.), minister oświadczył, że nie chce spekulować. Podkreślił, że „dwa tygodnie temu mieliśmy do czynienia z największym atakiem dronów”. – Mówiło się nawet o ponad 20 dronach, które leciały w kierunku Polski. Kilka z nich zostało zestrzelonych – wskazał.


– Jeżeli kolejne szczątki będą odkrywane, będziemy o tym uczciwie i transparentnie informować. To, co jest pewne, to to, że żaden z tych dronów nie posiadał żadnych elementów, które mogły zagrażać bezpieczeństwu Polski i Polaków – oświadczył szef MSWiA.

Rosyjskie drony nad Polską. Co spadło w Wyrykach?


Według doniesień „Rzeczpospolitej”, w miejscowości Wyryki na Lubelszczyźnie na dom spadła rakieta wystrzelona z polskiego F-16, a nie rosyjski dron, jak informowano wcześniej.


Gazeta – powołując się na anonimowe źródła „w najważniejszych strukturach państwa zajmujących się bezpieczeństwem” ustaliła – że był to pocisk AIM-120 AMRAAM, który miał uszkodzony system naprowadzania na cel. Zadziałały jednak zabezpieczenia, dzięki którym po uderzeniu w dom nie doszło do eksplozji.


Premier Donald Tusk oświadczył w zeszłym tygodniu, że „cała odpowiedzialność za uszkodzenia domu w Wyrykach spada na autorów dronowej prowokacji, czyli Rosję”. „O wszystkich okolicznościach incydentu odpowiednie służby poinformują opinię publiczną, rząd i prezydenta po zakończeniu postępowania. Łapy precz od polskich żołnierzy” – napisał szef rządu na platformie X.


Czytaj też:
Co wydarzyło się w Wyrykach? Gen. Klisz odpowiada