„Zrobiłem po prostu to, co do mnie należało” – mówi w rozmowie z RMF FM Mateusz Maciak, maszynista Kolei Mazowieckich. To on zauważył uszkodzone po akcie dywersji tory w miejscowości Mika i zatrzymał pociąg. Jak podkreśla, nie czuje się bohaterem. „Mogłoby dojść do katastrofy o niewyobrażalnej skali” – przyznaje gość Tomasza Terlikowskiego.
„Mogło dojść do katastrofy o niewyobrażalnej skali”. Bohaterski maszynista gościem RMF FM
Piotr Mazur / RMF FM
Mateusz Maciak wspomina w wywiadzie dla RMF FM, że gdy zauważył uszkodzone tory, myślał tylko o tym, by jak najszybciej zatrzymać pociąg. Potem, jak już wyszedłem i zobaczyłem, co tam się dzieje, była myśl przez jakiś czas, że mogło dojść do takiej sytuacji (katastrofy kolejowej – przyp. red.) – opisuje.
Gość RMF FM przyznaje, że mimo stresującej sytuacji sprzed kilku dni nie boi się wsiadać za stery pociągu. Dwa razy byłem w pracy w międzyczasie – relacjonuje.
Maciak tłumaczy w RMF FM, że miał informację o nierówności na torze w pobliżu stacji Mika, ale „o żadnej wyrwie nie było mowy”.
Ruszyłem z przystanku Mika, dojrzałem ją i wdrożyłem hamowanie pociągu. Z tym, że ona (wyrwa w torach spowodowana eksplozją – przyp. red.) nie była takich wielkości. Ona się uszkodziła podczas przejeżdżania mojego pociągu. Miała może gdzieś około 30 centymetrów z mojej perspektywy – precyzuje maszynista.
Tomasz Terlikowski i maszynista Mateusz Maciak
/Piotr Mazur /RMF FM
Dopytywany o sam moment zatrzymania pociągu Maciak podkreśla, że „wszystko było w miarę pod kontrolą”. Bujnęło oczywiście mną po najechaniu na to. Na szczęście jak się zatrzymałem, wyjrzałem i stał cały tabor na szynach. To już ulga była wtedy – wspomina.
Gość Tomasza Terlikowskiego opowiada, że po zatrzymaniu składu wyszedł z kierownikiem pociągu na zewnątrz i po obejrzeniu uszkodzonego miejsca poinformowali dyżurnego ruchu, policję i straż pożarną. Później było już standardowe działanie. Zjechały się służby, podróżni zostali ewakuowani. Z kierownikiem pociągu odprowadzili ich na przystanku w Mice – opisuje. Dodaje, że nie miał okazji rozmawiać z pasażerami.
Maszynista przyznaje, że sytuacja sprzed kilku dni na pewno zostanie z nim na długo. Możliwe, że do końca życia, bo takie sytuacje się nie zdarzają – podkreśla.
Do dwóch aktów dywersji doszło w ostatnich dniach na trasie kolejowej Warszawa – Dorohusk. W miejscowości Mika na Mazowszu (pow. garwoliński) eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy. W innym miejscu, niedaleko stacji kolejowej Gołąb na Lubelszczyźnie (pow. puławski) pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej.
W toku kilkudziesięciogodzinnego śledztwa uzyskaliśmy materiał dowodowy, który wskazuje na bardzo duże prawdopodobieństwo, że bezpośrednimi sprawcami tych aktów dywersji o charakterze terrorystycznym byli dwaj obywatele Ukrainy: Ołeksandr K. oraz Jewheri I. – poinformował w środę rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak. Wiadomo, że obaj mężczyźni współpracują z rosyjskimi służbami i po aktach dywersji uciekli na Białoruś.
Odnosząc się do szczegółów aktów dywersji, premier Donald Tusk mówił we wtorek w Sejmie, że przytwierdzona do torów w pobliżu stacji w Puławach stalowa obejma miała doprowadzić do wykolejenia pociągu.
Zdarzenie to miało zostać utrwalone przez zamontowany w obrębie torowiska telefon komórkowy z powerbankiem – przekazał. Ta próba okazała się na szczęście zupełnie nieskuteczna.
Drugie zdarzenie miało miejsce 15 listopada o 20:58 – tak wykazała rejestracja na kamerze monitoringu – stwierdził premier. Ładunek wybuchowy typu wojskowego C4 został zdetonowany przy pomocy urządzenia inicjującego, poprzez kabel elektryczny długości 300 m – opisywał szef rządu. Zabezpieczono też „pewną ilość” materiału, który nie zdetonował.
Tusk przekazał, że eksplozja miała miejsce podczas przejazdu pociągu towarowego relacji Warszawa-Puławy. Doprowadziła do niewielkiego uszkodzenia podłogi wagonu.
Maszynista nawet nie odnotował tego zdarzenia, przejeżdżając przez to miejsce – mówił. W niedzielę o godz. 7.40 kolejny jadący tą trasą pociąg zatrzymał się w miejscu, w którym dokonano eksplozji.
Był już narażony – ze względu na naruszenie torowiska już na większą skalę – na wykolejenie, ale dzięki refleksowi maszynisty nie doszło do tragedii – relacjonował premier.
Okolice stacji kolejowej PKP Mika, gdzie doszlo do uszkodzenia torów w wyniku aktu dywersji
/ Wojciech Olkuśnik /East News