– Wokół mojego nazwiska krążą różne dywagacje. Rozumiem to, ale jak będą jakieś konkretne informacje w przypadku, gdybym miał kiedykolwiek odejść z Rakowa, to pewnie dowiecie się o tym w innych okolicznościach – powiedział Marek Papszun na piątkowej konferencji prasowej przed sobotnim meczem częstochowian z Piastem Gliwice.

Zobacz wideo Papszun pasuje do Legii? Kosecki: Nie ma trenera, który nie chciałby poprowadzić tego klubu

– Dzisiaj jest konferencja, która dotyczy meczu, ja jestem trenerem Rakowa i o tym powinniśmy rozmawiać – dodał Papszun, ucinając pytania dotyczące jego przyszłości. Przyszłości, która – jak informowaliśmy w czwartek – związana jest z Legią Warszawa. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, 51-letni szkoleniowiec w poniedziałek zostanie zaprezentowany jako nowy trener stołecznej drużyny.

Legia w swoim stylu dokonuje ruchu głośnego i – w polskich warunkach – spektakularnego. W końcu warszawiacy przejmują jednego z najlepszych – o ile nie najlepszego – polskich trenerów ostatnich lat, osłabiając jednocześnie ligowego rywala. I to rywala nie byle jakiego, bo w ostatnich latach Raków z Papszunem zdobył mistrzostwo Polski, po dwa Puchary i Superpuchary Polski oraz trzy wicemistrzostwa kraju. 

Rozwój Rakowa pod okiem Papszuna, który w klubie – z roczną przerwą – pracuje od 2016 r., był spektakularny. Trener do spółki z właścicielem Rakowa Michałem Świerczewskim w kilka lat uczynił z małego drugoligowca jeden z najsilniejszych klubów ekstraklasy. Czy podobnym sukcesem może zakończyć się jego praca w Legii? Mimo że Papszun to ścisła krajowa czołówka trenerów, to znaków zapytania nie brakuje. Zwłaszcza w kontekście klubu zarządzanego przez Dariusza Mioduskiego.

Papszunowi nie można się dziwić

Co do warsztatu Papszuna nie ma żadnych wątpliwości. Przez lata pracy w Rakowie udowodnił, że potrafi nie tylko rozwijać drużynę i klub, lecz także wychodzić z mniejszych i większych dołków. Na przykład tak jak w tym sezonie, kiedy na przełomie sierpnia i września Raków wygrał tylko jeden z pięciu meczów, a obecnie jest niepokonany od 18 października.

Trudno jednak dziwić się Papszunowi, że zdecydował się zamienić Raków na Legię. Trener mógł poczuć, że w Częstochowie doszedł już do ściany. „W ogóle się nie dziwię, że Papszun zdecydował się na taki krok. (…) Legia może być teraz słaba, mogą nią targać różne problemy, ale to wciąż największa marka w Polsce, w której każdy chciałby pracować. Także pod kątem możliwości, bo pieniądze Świerczewskiego nie przeskoczą wszystkiego” – zauważył na portalu X Filip Modrzejewski ze Sport.pl.

Praca w Legii to dla Papszuna nie tylko prestiż, ale przede wszystkim wielkie sportowe wyzwanie. Chociaż klub z Łazienkowskiej wciąż ma prawo uważać się za największą polską markę, to fakty są takie, że na mistrzostwo Polski czeka już cztery lata. I wszystko wskazuje na to, że w tym sezonie tytułu również nie odzyska. 

Po Czesławie Michniewiczu, który jako ostatni zdobył z Legią mistrzostwo Polski, w klubie pracowali Marek Gołębiewski, Aleksandar Vuković, Kosta Runjaić, Goncalo Feio i Edward Iordanescu. Dwaj pierwsi wyciągali drużynę z potężnej zapaści, a pozostali mieli zdobywać tytuły. Mieli, ale kończyło się co najwyżej na Pucharach Polski i niepowodzeniach w ekstraklasie. Papszun może udowodnić, że obudzenie potencjału największego i najbogatszego w ekstraklasie klubu nie jest niemożliwe. I przy okazji udowodniłby, że nie jest szkoleniowcem tylko jednego klubu, co zarzucają mu jego przeciwnicy.

Zresztą dla niego praca w Legii to też pewnie spełnienie marzeń z czasów, gdy był nastolatkiem. Zwłaszcza że urodził się w stolicy. – Na Legii bywałem regularnie, wyjazdy zdarzały się sporadycznie. W pamięci szczególnie zapadł mi ten do Utrechtu w Pucharze UEFA. Atmosfera była napięta od samego początku. Holendrzy byli bardzo agresywni, część kibiców Legii nie mogła wejść na stadion, doszło do zadymy. Mecz przerwano na kilkadziesiąt minut, by uspokoić sytuację. Awantury przeniosły się też na miasto – mówił mi Papszun w wywiadzie, który przeprowadziliśmy w marcu 2019 r.

– Z Warszawy pamiętam jeszcze mecze z czasów milicji obywatelskiej. Pamiętam łamane ławki, regularne bitwy z milicją. To były zupełnie inne czasy i stadiony, więc chyba dlatego od razu takie rzeczy przychodzą mi na myśl. A przecież na boisku podziwiałem Darka Dziekanowskiego i wielu innych piłkarzy, którzy przez lata tworzyli silną Legię w kraju i europejskich pucharach. Dziś mam tę przyjemność, że wielu zawodników, których wtedy oklaskiwałem, dziś jest moimi znajomymi lub kolegami – dodawał.

Jak będzie wyglądała współpraca w Warszawie?

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zatrudniając Papszuna, Legia w ogóle nie ryzykuje. A jednak przy zbliżającej się kadencji doświadczonego szkoleniowca przy Łazienkowskiej należy postawić kilka znaków zapytania. Bo czysto teoretycznie Papszun to trener, który nijak nie pasuje do utopijnej wizji klubu snutej przez Mioduskiego.

Przede wszystkim to szkoleniowiec, który uwielbia decydować nie tylko o tym, co bezpośrednio związane z drużyną, lecz także tym, co dotyczy klubu i organizacji jego pracy. W Częstochowie mówiono nawet, że Papszun miał w Rakowie władzę absolutną, na co w Legii raczej nie będzie mógł liczyć. Zwłaszcza że przez podobne oczekiwania Feio klub ostatecznie nie zdecydował się przedłużyć kontraktu Portugalczyka.

„Papszun wymaga od siebie, ale też od wszystkich dookoła. Raków był jeszcze w drugiej lidze, miał grać sparing z Wisłą Kraków, mecz zaplanowany na 11, więc zespół wyjechał wcześnie rano. W autobusie właściwie wszyscy spali. Już wtedy w klubie organizacja była na wysokim poziomie, więc piłkarze byli zaskoczeni, że już po dwudziestu minutach drogi kierowca zjeżdża na stację benzynową. Przebudzeni myśleli, że coś się zepsuło. Papszun też się obudził i zapytał, co się dzieje. Kierowca powiedział, że wyskoczy na kawkę i ciastko i zaraz jedziemy dalej. Trener odpowiedział: 'Nie ma szans. To nie jest wycieczka, jesteśmy poważnym klubem’. – To taka prosta rzecz. Ale od takich rzeczy zaczyna się profesjonalne funkcjonowanie klubu. Każdy ma do wykonania swoją robotę. I tak samo wywiązać musi się kierowca, kitman, junior, ja i każdy inny. Wizja jest prosta. Wszystko ma w klubie działać tak, żebyśmy mogli skupić się tylko na swojej robocie – opisuje jeden z zawodników” – we wrześniu 2021 r. pisał na Sport.pl Dawid Szymczak.

Papszun dużo wymaga, ale też sporo oczekuje. Zwłaszcza w kontekście transferów, których duża liczba była w Rakowie czymś normalnym w każdym okienku. W środowisku prześmiewczo mówi się nawet, że w Rakowie zamontowano specjalne obrotowe drzwi dla zawodników. Kiedy jedni przez nie wchodzą, drudzy wychodzą. Nawet raptem po kilku miesiącach pobytu w Częstochowie. Mimo że Legia minionego lata zaszalała na rynku transferowym i zwiększyła budżet na płace pierwszej drużyny, to trudno się spodziewać, by od razu po przyjściu Papszuna zrobiła to raz jeszcze. Zwłaszcza że obecnie klub drży nawet o awans do europejskich pucharów.

Dziennikarz Roman Kołtoń poinformował, że Papszun w Legii władzy absolutnej nie dostanie. Trener ma współpracować z Mioduskim i Fredim Bobiciem, i już na wstępie można się zastanawiać, jak ta współpraca będzie wyglądała. Zwłaszcza z właścicielem i prezesem klubu, który swoim zachowaniem przez lata przyzwyczaił do publicznego rzucania pustych frazesów na temat długofalowej wizji, a w praktyce zwalniał kolejnych trenerów przy pierwszym większym problemie. Papszun po powrocie do Rakowa udowodnił, że potrafi szybko pozytywnie wpływać na drużynę, ale jeśli Legia oczekuje od trenera sukcesów na miarę tych z Częstochowy, będzie musiała mu dać czas. Może nawet więcej niż kilka miesięcy czy półtora roku, co pokazała kadencja Runjaicia, który nieźle radził sobie z legijnym bałaganem, a i tak ostatecznie stracił pracę przed czasem.

„Papszun spotka w Legii największego wroga”

W oczy rzuca się też problem z akademią i stawianiem na młodzież. A ze współpracy z nimi Papszun nigdy nie słynął. Problem w Rakowie był na tyle duży, że klub pozwalał sobie na płacenie kar za niewystarczającą liczbę minut rozgrywanych przez młodzieżowców.

Papszun miał nawet publiczne pretensje do ówczesnego szefa częstochowskiej akademii, że ta nie dostarcza nie tylko zawodników do kadry meczowej, ale też nawet do treningu. Smaczku sprawie dodaje fakt, że tym szefem był obecny szef legijnej akademii – Marek Śledź. „Marek Papszun spotka w Legii swojego największego wroga. Panowie się nie znoszą” – przekazał Marek Wawrzynowski z „Przeglądu Sportowego”.

Nie sposób sobie wyobrazić, by Śledź i Papszun mieli znaleźć wspólny język w Legii. Przyjście Papszuna najpewniej będzie więc oznaczało odejście Śledzia, który miał budować wielką akademię klubu. Mioduski powierzył mu tę rolę zauroczony osiągnięciami dyrektora jeszcze w Lechu Poznań, gdzie zbudował najlepszą akademię w całym kraju.

Wiadomo, to wszystko teoria. W praktyce Papszun w Legii może okazać się trenerem nieco innym niż w Rakowie z uwagi na środowisko i okoliczności. Niezależnie od wszystkiego to bardzo ciekawy ruch, którego rozwojowi będziemy przyglądać się ze szczególną uwagą. Zwłaszcza że dla Mioduskiego to już chyba ostatnia deska ratunku dostępna w Polsce. Gdyby Legii nie wyszło z Papszunem klub znów musiałby szukać trenera za granicą. A to jak dotąd wychodziło mu wyjątkowo źle.