To miała być szybka wizyta przy okazji piątej rocznicy Rewolucji Róż w Gruzji, której konsekwencją było ustąpienie prezydenta Eduarda Szewardnadze i dojście do władzy prozachodniego Micheila Saakaszwilego. 23 listopada 2008 r. samolot z Lechem Kaczyńskim na pokładzie ląduje w Tbilisi kilka minut po godz. 16. Powrót zaplanowano jeszcze tego samego dnia.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Co się wydarzyło 23 listopada 2008 roku?

Jak zareagował Lech Kaczyński na strzały?

Kto wygłaszał komentarze po incydencie?

Jakie były wyniki śledztwa w sprawie ostrzelania konwoju?

Ówczesny prezydent RP przed uroczystymi obchodami ma zjeść obiad z Saakaszwilim, a wcześniej odbyć z nim krótką rozmowę. Ostatecznie jednak, po dojechaniu do tamtejszego Pałacu Prezydenckiego, nawet nie wysiada z limuzyny. Zamiast tego do auta wsiada jego gruziński odpowiednik. Proponuje wizytę w rejonie graniczącym z separatystyczną republiką Osetii Południowej.

Lech Kaczyński i Micheil Saakaszwili podczas wizyty w Metehi 23 listopada 2008 r.

Lech Kaczyński i Micheil Saakaszwili podczas wizyty w Metehi 23 listopada 2008 r.Paweł Supernak / PAP

— Żebym zobaczył, że Rosjanie są w miejscach, które nie są objęte sześciopunktowym planem [pokojowym wynegocjowanym przez Francję i Rosję, przy aprobacie Gruzji] — tłumaczy Kaczyński. Konwój rusza w kierunku miejscowości Alkhgori, a towarzyszy mu bus z polskimi dziennikarzami.

Lech Kaczyński wysiadł z auta i nagle padły strzały. „Gaś! Gaś! Strzelają!”

Kierowca wiozący polskich reporterów gna jak szalony, by wyprzedzić konwój prezydencki i dać im możliwość zrobienia dobrych ujęć momentu, gdy głowy państw pojawią się na miejscu. Ostatecznie mu się to udaje. Kaczyński i Saakaszwili wysiadają razem z prezydenckiej limuzyny i w towarzystwie gruzińskich służb idą w kierunku znajdującego się tam posterunku. Nagle zaczyna się horror.

Limuzyna, w której jechali Lech Kaczyński i Micheil Saakaszwili 23 listopada 2008 r.

Limuzyna, w której jechali Lech Kaczyński i Micheil Saakaszwili 23 listopada 2008 r.Paweł Supernak / PAP

W pobliżu kolumny prezydenckiej pada seria strzałów. Ochrona nie rzuca jednak prezydentów Polski i Gruzji na ziemię, a jedynie zacieśnia krąg, w którym się znaleźli. Członkowie gruzińskiej delegacji są w szoku. Z relacji informatora TVN24 wynika, że o zmianie planów wizyty Kaczyńskiego i „wycieczce” w okolice rosyjskiego posterunku wiedział jedynie Saakaszwili i jego ochrona. Operatorzy kamer próbują nagrać całą sytuację. Jeden z nich włącza lampę. — Gaś! Gaś! Strzelają! — krzyczą wówczas przerażone dziennikarki.

Ostrzelany konwój z polskim i gruzińskim prezydentem

Ostrzelany konwój z polskim i gruzińskim prezydentemIRAKLI GEDENIDZE / POOL / PAP

Kierowca, który wiózł polskich dziennikarzy, jest pewny: „strzelali Rosjanie”. Choć zgodnie z umową powinni byli opuścić punkty kontrolne na początku października, nadal tam są.

Lech Kaczyński komentował sytuację z uśmiechem. „Nie potrafię powiedzieć, gdzie padły strzały”

Po kilku minutach sytuacja się uspokaja. Kolumna przekierowuje się do wioski Metehi. Tam Kaczyński zaczyna rozmawiać z dziennikarzami. — Zachowałem zimną krew, choć sytuacja wyglądała na dość groźną — mówi. Po chwili za jego plecami pojawia się Saakaszwili. — Macie bardzo odważnego prezydenta — mówi. Przekonuje przy tym, że wcale nie stało się nic wyjątkowego. Jak podkreśla, miejscowa ludność musi mierzyć się z takimi sytuacjami codziennie.

Lech Kaczyński i Micheil Saakaszwili podczas rozmowy z mediami

Lech Kaczyński i Micheil Saakaszwili podczas rozmowy z mediamiPaweł Supernak / PAP

— Najpierw przyglądałem się temu, żeby zobaczyć, co się dzieje, potem podszedłem do prezydenta Saakaszwilego, poszliśmy wolnym krokiem i zmieniliśmy samochody. Nie sądziłem, żeby było zagrożenie. Nie potrafię powiedzieć, gdzie padły strzały, w ziemię, powietrze, czy do kogoś. Było ciemno — relacjonuje Kaczyński dziennikarzom.

Lech Kaczyński w otoczeniu gruzińskich funkcjonariuszy

Lech Kaczyński w otoczeniu gruzińskich funkcjonariuszyIRAKLI GEDENIDZE / POOL / PAP

Śledztwo w sprawie ostrzelania konwoju z prezydentem Lechem Kaczyńskim

W grudniu 2008 r. w sprawie ostrzelania konwoju z Kaczyńskim rusza śledztwo. Prokuratura bada, czy były jakiekolwiek nieprawidłowości w ochronie prezydenta RP przez oficerów Biura Ochrony Rządu, którzy utracili kontakt z głową państwa. Śledczy sprawdzają, czy nie doszło do niedopełnienia obowiązków przez pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Kancelarii Prezydenta RP, którzy nie powiadomili BOR o dodatkowym punkcie wizyty w Gruzji. Ostatecznie jednak we wrześniu 2013 r. śledztwo zostaje umorzone. — Wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu — uzasadnia ówczesny rzecznik stołecznej prokuratury Dariusz Ślepokura.