Trwają kolejne rozprawy ws. śmiertelnego wypadku, do którego doszło w ubiegłym roku we wrześniu na Trasie Łazienkowskiej. Oskarżonym jest Łukasz Żak, któremu grozi nawet 30 lat pozbawienia wolności. Kolejni świadkowie przekazują dramatyczne szczegóły z feralnej nocy.
Podczas ostatniej rozprawy dotyczącej wypadku na Trasie Łazienkowskiej, Łukasz Żak zarzucił prokuraturze podawanie fałszywych informacji na temat jego zachowania w areszcie. Śledczy twierdzą, że znaleziono telefon oraz grypsy, w których prosił o przekazanie do aresztu substancji niedozwolonych, w tym narkotyków.
Atak dronów na Krymie. Rosjanie zaskoczeni nocą
W przypadku grypsowania i narkotyków Żak twierdzi, że nic nie zostało udowodnione i o żadnych niedozwolonych substancjach nie ma mowy. – Liczę na przeprosiny pani prokurator – dodał oskarżony.
Ponadto obrończyni Łukasza Żaka wniosła o złagodzenie środków zapobiegawczych. Wskazała na możliwość zastąpienia aresztu poręczeniem majątkowym lub dozorem policyjnym. Argumentowała, że Żak współpracował z organami ścigania, co powinno umożliwić łagodniejsze traktowanie.
Prokuratura sprzeciwiła się złagodzeniu warunków aresztu. Podkreśliła, że grożąca mu wysoka kara zwiększa ryzyko ucieczki.
Mecenas złożyła również wniosek o umożliwienie Żakowi widzenia z bliskimi, w tym jego ciocią i przyjacielem. Prokuratura wyraziła wątpliwości co do intencji tego spotkania, argumentując, że korespondencja z udziałem przyjaciela wcześniej naruszała procedury bezpieczeństwa.
Decyzję o ewentualnym złagodzeniu aresztu oraz zgodę na widzenie z bliskimi ma podjąć niebawem sąd.