Niezwykłe warunki obserwacyjne zaskoczyły wielu miłośników nocnego nieba. W ostatnich dniach pierścienie Saturna niemal „zniknęły” z obrazów teleskopów. Astronomowie podkreślają, że to efekt geometrii, a nie kosmicznej katastrofy. Ziemia przechodzi przez płaszczyznę pierścieni co 13–16 lat, a ich kąt nachylenia względem naszej planety zmienia się w czasie.

Teraz widzimy je „krawędzią”, która w wielu miejscach ma zaledwie kilka metrów grubości, więc rozległe struktury stają się optycznie bardzo wąskie. Poprzednie podobne ustawienie wystąpiło 23 marca, ale obecne warunki lepiej sprzyjają obserwacjom zjawiska.

Wyjątkowe nagranie astronauty NASA. Pokazał zorzę polarną z kosmosu

PAP przypomina, że następna okazja obejrzenia „znikających” pierścieni pojawi się dopiero w latach 2038–2039. Na co dzień są one imponująco szerokie – główne mają średnicę ok. 280 tys. km, czyli znacznie więcej niż sam Saturn (116 460 km). Jednocześnie pozostają niezwykle cienkie, dlatego przy odpowiednim ustawieniu niemal zlewają się z tłem. Gołym okiem pierścieni nie zobaczymy nigdy; pierwszy dostrzegł je przez teleskop Galileusz w 1610 r.

Naukowcy opisują złożoną budowę pierścieni, od ziaren wielkości mikrometrów po bryły mierzące metry. Istnieje kilka scenariuszy ich powstania: od kolizji księżyców przed kilkuset milionami lat, po wyrzucanie materii z satelitów pod wpływem uderzeń meteorytów lub aktywności kriowulkanicznych gejzerów. Struktura jest pełna przerw i subtelnych pasm. Według przewidywań, pierścienie kiedyś zanikną – za ok. 200 mln lat.

Kluczowe dane o Saturnie przyniosła misja Cassini, wysłana przez NASA w 1997 r. Sonda krążyła wokół planety od 2004 do 2017 r., dostarczając szczegółowych zdjęć i pomiarów pierścieni oraz księżyców. Na koniec misji inżynierowie skierowali statek w atmosferę planety, by bezpiecznie zakończyć lot i uniknąć ryzyka zanieczyszczenia powierzchni jej księżyców.