Marek Papszun jeszcze dwa lata temu był poważnie rozpatrywany jako kandydat na selekcjonera reprezentacji Polski. Co więcej, piłkarski naród stał za nim murem, ale Cezary Kulesza postawił na Michała Probierza. Wiadomo, koszula bliższa ciału.

 

Dlaczego kibice woleli Papszuna? Bo urzekła ich jego charyzma, kult pracy, rządy twardej ręki w szatni i trzymanie się z dala od dziwnych układów.

 

ZOBACZ TAKŻE: Iwanow: Rozgardiasz. Możliwy do uniknięcia

Legia mogła wziąć Papszuna, ale postawiła na Feio

Pan Marek był przecież do wzięcia od lipca 2023 r. do maja 2024 r. W kwietniu 2024 r. Legia rozstała się z Kostą Runjaiciem, ale zamiast Papszuna, wolała wziąć Goncalo Feio, czym tylko rozbujała karuzelę z trenerskimi zmianami. Po Portugalczyku nie ma już śladu przy Łazienkowskiej, podobnie jak po Rumunie Edwardzie Iordanescu.

 

Dramatyczne błędy, brak konsekwencji, strategii, które zastępuje chwilówka w zarządzaniu sportem w Legii, doprowadziły ją do stanu opłakanego. Spadła wartość piłkarzy, pikuje zespół w tabeli. Strata pięciu punktów w dwumeczu z ekipami ze strefy spadkowej – porażka z Bruk Betem Termalicą Nieciecza i remis z Lechią Gdańsk, spowodowały, że Legia ma tylko dwa punkty nad strefą spadkową. Tonący brzytwy się chwyta, więc sygnał SOS klub Dariusza Mioduskiego wysyła w kierunku Marka Papszuna.

 

Najbardziej mnie zaskakuje, że trener Papszun podejmuje wyzwanie, jest gotów w listopadzie opuścić okręt, któremu kapitanuje, by przenieść się do większego i bardziej medialnego. Wygląda to dosyć niezręcznie i jest niepokojącym sygnałem dla ewentualnym przyszłych pracodawców tego trenera: „Musimy uważać, bo nas zostawi w dowolnym momencie, gdy zgłosi się ktoś, kto da więcej”.

 

Zdumiewająca jest różnica w odbiorze. Ewentualna rejterada Papszuna z Częstochowy do Warszawy przyjmowana jest jako coś naturalnego. Gdy Paulo Sousa zdecydował się na opuszczenie Polski, bo w Brazylii Flamengo płaciło znacznie lepiej, a na dodatek ze swoim szefem mógł swobodnie porozmawiać, bez pośrednictwa tłumacza, powszechnie został okrzyknięty zdrajcą.

W Rakowie mocną pozycję trenerowi gwarantuje właściciel. W Legii nie ma o tym mowy

Dziwię się też z innego powodu. Marek Papszun to znacząca marka, która pieczątkę jakości wyrobiła w Rakowie. W sporej mierze także dzięki warunkom, jakie dostał od Michała Świerczewskiego. Świerczewski odniósł sukces w biznesie również dlatego, że ma świadomość, jak wielkie znaczenie odgrywa lider każdego projektu. Także tego w sporcie. W szatni „Medalików” obowiązywała zasada „Nie ma bogów cudzych przed Markiem Papszunem”. Nieraz Raków był w stanie wymienić niemal całą drużynę, by zostawić tylko tych, którzy są na każdy rozkaz dowódcy. I tylko to doprowadziło do sukcesów. Mały klub, bez nowoczesnej infrastruktury, stał się krajową potęgą. Synonimem stabilizacji. Gdyż opierał się na dwóch filarach: Świerczewski i Papszun.

 

Przecież jest jasne jak słońce, że w Legii pan Marek nie dostałby nawet pięciu procent cierpliwości i zaufania, jakie dawały mu komfort w Częstochowie.

Dwie znaczące zmiany PZPN-u, które budzą sprzeciw i kontrowersje 

Warto się przyjrzeć także, w jakim kierunku ostatnio podąża zmiana przepisów w PZPN-ie. W lutym tego roku zapadła decyzja o likwidacji przepisu o konieczności gry młodzieżowca do lat 21, co spowodowało, że średnia wieku naszych ligowców drastycznie poszła w górę. W niektórych klubach zbliża się do „trzydziestki”. Dla porównania, w ekstraklasie Chorwacji to ledwie 24,4 roku. Jednocześnie PZPN macha na sztandarze sukcesami reprezentacji do lat 21 Jerzego Brzęczka, ale ci piłkarze dojrzewali właśnie w cieplarnianych warunkach starego, dobrego ProJunior System. Rzecz jasna, interes naszych młodzieżowców rzucono na stos, w ramach kiełbasy wyborczej.

 

W lipcu PZPN zdecydował, że trener może zmienić klub w ramach tej samej ligi raz w rundzie. Wiceprezesem naszej federacji jest właściciel Legii Dariusz Mioduski, który teraz chce z ligowego konkurenta wyłowić trenera. Czy tu nie zachodzi konflikt interesów? Naprawdę tak chcemy budować poważną piłkę? Naprawdę Legia nie mogła poczekać do 1 stycznia, by na zasadach zdrowego rozsądku, wobec otwartego zimowego okna transferowego, zatrudnić Marka Papszuna? Komu by przeszkadzała taka normalność, zamiast szerzonego nihilizmu?

 

Federacja zasłania się interesem trenerów, by ci nie pozostawali zbyt długo bez pracy. Ale przecież kontrakt i tak gwarantuję im wynagrodzenie! Poza tym możliwość zmiany miejsca pracy w tej samej rundzie, oznacza pozbawienie jej innego szkoleniowca. Zatem to przelewanie z pustego w próżne! Ta argumentacja związku nie trzyma się logiki.

Przejdź na Polsatsport.pl