Taki stan rzeczy skutkuje tym, że staliśmy się chorym człowiekiem Europy, którego nikt nie bedzie brać na serio. Fakt, iż nie istnieje coś takiego jak stanowisko Polski i nie istnieje coś takiego, jak polska polityka zagraniczna powoduje, że żadne państwo nie będzie się z naszym krajem układać.
Układanie się z prezydentem i opozycją, biorąc pod uwagę, że Polską rządzi rząd, nie ma sensu. Układanie się z kolei z rządem, zważywszy na to, że sondaże wskazują, iż za dwa lata się zmieni, również jest bezcelowe.
Przede wszystkim jednak nawet jeśli uznać, że jest inaczej, niż zostało to ujęte w poprzednich dwóch zdaniach, to z całą pewnością poza sporem jest to, że taki poziom konfliktu jest wygodnym pretekstem dla tych, którzy chcą Polskę pomijać w dialogu.
Spór o to, kto ponosi odpowiedzialność za powyższy stan rzeczy, jest groteskowy. Odpowiedzialność ponoszą bowiem obie strony i muszą się, o ile oczywiście Polska ma dla nich znaczenie, cofnąć o kilka kroków.
Jacek Domiński/Reporter / East News
Donald Tusk i Karol Nawrocki
Po drugie, Polska nie ma niestety wiele do zaoferowania. W dziedzinie uzbrojenia, to, co mogliśmy Ukrainie przekazać, już przekazaliśmy. Przede wszystkim jednak niezależnie od rozpoczętego przez rząd PiS, a kontynuowanego przez obecny rząd programu zbrojeń, pozostajemy biorcą, a nie dawcą bezpieczeństwa.
Nie dysponujemy też dostatecznie obfitą książeczką czekową, którą mają najbogatsze państwa Europy, będące w stanie realnie stworzyć potrzebne dzisiaj Ukrainie idące w miliardy linie kredytowe.
Po trzecie, płynnie przechodząc od bezkrytycznego i nieobwarowanego żadnymi oczekiwaniami wspierania Ukrainy do antyukraińskiej histerii i paranoi, zbudowaliśmy obraz państwa niestabilnego emocjonalnie. Z takim państwem nikt nie będzie się układał.
Wpływ antyukraińskiej narracji
Po czwarte, niezależnie od sporu PiS i prezydenta z Koalicją Obywatelską, ton polskiej polityce nadaje także antyukraińska Konfederacja. Wpływ polityki tego ugrupowania doprowadził do tego, że Polska, mimo iż jest to w jej interesie, otwarcie zadeklarowała, iż nigdy nie wyśle wojsk na Ukrainę. Taka deklaracja powoduje, że wyłączyliśmy się z tego istotnego komponentu rozmów.
Maciej Kulczyński / PAP
Lider Konfederacji Sławomir Mentzen
Powstanie misji stabilizacyjnej NATO w Ukrainie jest dla nas korzystne, bo w naszym [a już na pewno bardziej w naszym niż np. włoskim lub hiszpańskim] interesie jest, by Rosja nie rozpętała kolejnej wojny z Ukrainą i nie stała się pewnego dnia zagrożeniem dla Polski.
Nie oznacza to oczywiście, jak twierdzą rosyjskie trolle i pożyteczni idioci Putina, że mielibyśmy pojechać na wojnę. Polska miałaby bowiem wysłać wojska po wojnie po to, by nie było kolejnej.
Oczywiste ponadto jest też i to, że nasze wojska powinny stacjonować za wojskami niemieckimi, brytyjskimi i francuskimi, czyli nie na styku z Rosjanami. Tak się jednak nie stanie, bo rząd – podobnie zresztą jak PiS – uwierzył, że ton debacie w Polsce nadaje już wyłącznie Konfederacja.
W efekcie, jak pisałem kilka ledwie tygodni temu, Polska w sprawie Ukrainy „zachowuje się jak gracz w pokera, który długo grając o całą stawkę, nagle odszedł od stołu gry i już nie grając, oczekuje oklasków za przeszłą brawurę”.
Całkowity brak realizmu
Po piąte, zostaliśmy odstawieni jako państwo na boczny tor rozmów o pokoju z racji na nasz całkowity brak realizmu. Niezmiennie od polskich polityków i — co gorsza — również od polskich ekspertów wysyłane w świat jest całkowicie nierealistyczne, będące całkowitą fantasmagorią oczekiwanie, iż wojna powinna zakończyć się w sposób sprawiedliwy, to znaczy klęską Rosji, a optymalnym jej skutkiem powinien być jej rozpad.
Tym, czego najwyraźniej nie rozumieją liczni nasi będący w istocie szkodnikami politycy i eksperci jest to, że mówiąc takie rzeczy, zasadniczo osłabiają nasz kraj.
Dyplomaci, w przeciwieństwie do teoretyków bez znaczenia, nie rozmawiają bowiem o tym, co słuszne, sprawiedliwe i moralne, ale o tym, co możliwe. Państwo, które nie daje żadnej rękojmi, iż to rozumie, za to intensywnie stara się przekonać wszystkich wokoło, że jest oderwane od rzeczywistości, do stołu negocjacji nie może zostać zaproszone.
PRZECZYTAJ: Wicepremier Ukrainy dostał pytanie o rolę Polski po wojnie. „To byłaby kropka nad i”