Na pierwszy ogień poszedł „Kurs przetrwania”. Jakie są moje wrażenia? Czy warto było poświęcić na to sobotę? Oto moja relacja.

Na kurs zapiszemy się korzystając z aplikacji mObywatel

Zapisy na szkolenia ruszyły 6 listopada. Już dzień później, korzystając z aplikacji mObywatel, udało mi się znaleźć wolne miejsce na „Kursie przetrwania” w moim rodzinnym Wrocławiu. Niestety, na szkolenie medyczne w moim mieście nie było już miejsc, więc zapisałem się na nie w mniejszej jednostce. Tego samego dnia trzymałem e-mail z niezbędnymi dokumentami do wydrukowania i podpisania. Dzień przed szkoleniem przyszła wiadomość o konieczności odpowiedniego przygotowania — zwłaszcza ciepłego ubioru, bo większość zajęć miała odbywać się na zewnątrz.

„Kurs przetrwania” jest pierwszym ze szkoleń w jakim uczestniczyłem. Czekam na kolejne

W sobotni poranek stawiłem się przed bramą Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu. Już na wejściu widać było, że zainteresowanie szkoleniami jest spore — pod jednostką zgromadził się tłum uczestników, a żołnierze sprawnie przeprowadzali weryfikację dokumentów. Centrum szkoleniowe tego dnia przeprowadziło dwa szkolenia – kurs przetrwania i kurs medyczny. Na tym drugim przeważały panie, na moim były w mniejszości. Uczestnicy byli w bardzo różnym wieku. Ze względu na napięty plan dnia, nie było czasu na rozmowy, czy zapoznanie się z resztą uczestników.

Po podziale na grupy i odebraniu suchych racji ruszyliśmy do auli, gdzie przedstawiono plan dnia. Większość zajęć w ramach kursu przetrwania odbywała się na zewnątrz. Już na wstępie poinformowano nas, że na terenie jednostki obowiązuje zakaz robienia zdjęć, nagrywania filmów czy nawet szkicowania. Pierwszym wyzwaniem było posługiwanie się mapą i kompasem — ćwiczyliśmy marsz na azymut. Choć umiejętność ta może wydawać się podstawowa, okazała się dla wielu uczestników nie lada wyzwaniem.

Przeczytaj także: Jaka pogoda na Boże Narodzenie? Jest szansa na białe święta? Meteorolodzy nie mają wątpliwości

Kursanci w szoku. Instruktor wypił wodę z sadzawki

Największe wrażenie zrobił na nas kolejny punkt dnia. Wyjaśniono nam, jak przygotować plecak ewakuacyjny. Instruktorzy pokazali, jak rozniecić ogień za pomocą krzesiwa, rozbić płachtę biwakową oraz uzdatnić wodę do picia. W pamięci szczególnie utkwił mi moment, kiedy prowadzący przefiltrował mętną wodę z sadzawki i wypił ją na naszych oczach. Choć zachęcał nas do spróbowania, nikt z grupy się nie odważył.

Zainspirowany tymi pokazami postanowiłem także skompletować swój plecak ewakuacyjny. Część wyposażenia już mam, ale pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po powrocie do domu, było zamówienie w sklepie filtra do wody, takie samego jak ten, którego użył instruktor w trakcie pokazu.

Szkolenie medyczne, alarmy i maski przeciwgazowe

W ramach kursu mieliśmy także okazję uczestniczyć w zajęciach medycznych. W pomieszczeniu ćwiczyliśmy podstawy RKO (Resuscytacja Krążeniowo-Oddechowa), użycie defibrylatora oraz zakładanie stazy taktycznej. Te krótkie zajęcia jedynie zaostrzyły mój apetyt na pełnowymiarowe szkolenie medyczne, na które z niecierpliwością czekam.

Ostatni moduł dotyczył zachowania w sytuacjach zagrożenia, takich jak alarmy czy pożary. Uczyliśmy się, jak korzystać z masek przeciwgazowych, zachowywać się w schronie oraz gasić płonący olej. Efektowne pokazy i praktyczne ćwiczenia były nie tylko pouczające, ale i angażujące.

Po szkoleniach przeszliśmy do auli, gdzie każdy uczestnik otrzymał certyfikat ukończenia kursu, broszurę „Poradnik Bezpieczeństwa” oraz taktyczną apteczkę. Komendant centrum, płk Grzegorz Oskroba, podkreślił, że szkolenia są na razie pilotażowe, a doświadczenia z ich organizacji posłużą do przygotowania przyszłorocznych edycji, które mają objąć większą liczbę uczestników. Wspomniał też, że co trzeci zapisany na zajęcia tego dnia, nie dotarł do jednostki.

Przeczytaj także: O tej misji nie mówili głośno. Lot odbył się nad przesmykiem suwalskim

Wojskowy obiad, taktyczna apteczka, certyfikat i broszura dla uczestników

Na zakończenie czekał na nas posiłek — obiecana wojskowa grochówka, okazała się sytym i smacznym dwudaniowym obiadem. To była jedyna okazja, by zrobić zdjęcie, ponieważ komendant pozwolił uwiecznić ten moment w stołówce.

Po ośmiu intensywnych godzinach opuściłem teren jednostki z poczuciem dobrze wykorzystanego czasu. Czy warto poświęcić wolny dzień na takie szkolenie? Zdecydowanie tak. Profesjonalizm instruktorów, różnorodność zajęć i praktyczne umiejętności, które można wynieść z kursu, sprawiają, że z niecierpliwością czekam na udział w kolejnych odsłonach programu #wGotowości.

/11

Piotr Polak / PAP

Nauka rozpalania ognia, pakowanie plecaka ewakuacyjnego. To tylko część wiedzy, jaką nabywają uczestnicy kursu przetrwania.

/11

Lech Muszyński / PAP

Pilotażowe kursy odbywają się w jednostkach wojskowych na terenie całego kraju.