Piątek, 28 listopada, godzina 18:30 – właśnie wtedy w hali w holenderskim 's-Hertogenbosch reprezentacja Polski kobiet rozpocznie udział w mistrzostwach świata. Nasze szczypiornistki w meczu otwarcia czempionatu, którego współorganizatorem są Niemcy, zmierzą się z Chinkami. Biało-Czerwone grały z tymi rywalkami trzykrotnie. Dwa starcia, w ramach MŚ, wygrały, a spotkanie towarzyskie w 2011 roku zakończyło się remisem 30:30.
Rywalkami zawodniczek Arne Senstada w grupie F będą również Tunezyjki oraz jednej z faworytek, Francuzki. Awans do dalszej fazy, który wywalczą trzy najlepsze zespoły, powinien być formalnością. Na co nasze panie będzie stać podczas tej imprezy?
ZOBACZ WIDEO: Sabalenka chwali się na zdjęciach wakacjami z ukochanym
Celem minimum będzie zapewne poprawa wyników z poprzednich edycji. W 2021 i 2023 roku Polki meldowały się co prawda w fazie zasadniczej, jednak na nic więcej nie było ich stać. Zajęły odpowiednio 15. i 16. miejsce. W 2019 roku Biało-Czerwonych zabrakło na mistrzostwach świata, a dwa lata wcześniej były one 17.
Trzeba więc stwierdzić, że minione edycje mundialu nie rozpieszczały, choć już sam występ na tej imprezie był dobrym wynikiem. Nie należy jednak zapominać o tym, że reprezentacja Polski dokładnie dziesięć lat temu znajdowała się w światowej czołówce. Wszystko za sprawą znakomitej pracy, jaką wykonał z zespołem Kim Rasmussen.
Złote czasy reprezentacji Polski
Duński szkoleniowiec sprawił bowiem, że do świetnie spisujących się wówczas panów dołączyły też nasze szczypiornistki. Na mistrzostwach w Danii w 2015 roku Biało-Czerwone, pokonując m.in. Chinki, zameldowały się w fazie pucharowej. Tam pokazały ogromną wolę walki, pokonując groźne Węgierki i Rosjanki, co dało im awans do półfinału. Na tym etapie Polki przegrały jednak 25:30 z Holenderkami, by w starciu o brąz ulec Rumunkom (22:31).
Biało-Czerwone powtórzyły wówczas wynik sprzed dwóch lat. To właśnie czempionat w Serbii przyniósł pierwszy wielki występ tego zespołu. W 1/8 finału zawodniczki Rasmussena pokonały wówczas 31:29 Rumunki, odrabiając 4-bramkową stratę po pierwszej połowie. Wygrana ta była ogromnym sukcesem, podobnie jak późniejszy triumf 22:21 nad Francuzkami, które dwa lata wcześniej wywalczyły srebro.
W walce o medale Polki przegrały kolejno z Serbkami (18:24) i Dunkami (26:30), z którymi na półmetku starcia o brąz prowadziły trzema trafieniami. Nasze panie czuły wówczas ogromny niedosyt, jednak po latach wyniki z 2013 i 2025 roku nadal pozostają najlepszymi w historii reprezentacji Polski.
Era nowych liderek?
Za czasów Rasmussena Biało-Czerwone były znakomicie funkcjonującym kolektywem. W zespole nie brakowało też liderek, które potrafiły brać na swoje barki ciężar gry w ofensywie. Wystarczy wspomnieć takie nazwiska jak Karolina Kudłacz-Gloc, Kinga Achruk czy Iwona Niedźwiedź, które zachwycały swoimi umiejętnościami. Na skrzydle brylowała z kolei Kinga Grzyb, która była dodatkowo specjalistką od wykonywania rzutów karnych.
W bramce świetnie spisywała się z kolei Weronika Gawlik, a jej solidna postawa dawała koleżankom z pola bufor bezpieczeństwa. Co ciekawe w 2015 roku swoją obecność w kadrze zaznaczyły już Monika Kobylińska i Adrianna Płaczek. 20-letnia wówczas rozgrywająca już wtedy zachwycała potężnymi rzutami z dystansu, a bramkarka pokazała, że warto na nią stawiać.
Obecnie obie zawodniczki są liderkami reprezentacji Polski prowadzonej przez Senstada. Obie stać na to, aby pociągnąć grę zespołu. Dodatkowo nie brakuje mocnych punktów jak Karolina Kochaniak-Sala, Paulina Uścinowicz, Magda Balsam czy Daria Michalak. Czy podczas czempionatu w Holandii i Niemczech zobaczymy narodziny kolejnych gwiazd? Czy Polki nawiążą do sukcesów sprzed lat? Po naszej stronie zostaje jedynie wiara i doping, reszta zależy od pań.