Podczas akcji ratunkowej po ogromnym pożarze w Hongkongu doszło do niezwykłej sytuacji. W pewnym momencie, kiedy strażacy sprawdzali spalony wieżowiec, dostrzegli blask światła. Okazało się, że pochodzi on od człowieka, który był uwięziony w budynku, ale odcięty od dymu i trujących oparów. Mężczyzna użył latarki, aby dać sygnały świetlne, dzięki czemu jego „wołanie o pomoc” zostało zauważone.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Jak strażacy znaleźli uwięzionego mężczyznę?

Ile osób zginęło w pożarze w Hongkongu?

Czym spowodowano rozprzestrzenianie się ognia?

Co się stało z dyrektorami firmy budowlanej?

Pożar w Hongkongu. Strażacy uratowali mężczyznę uwięzionego w budynku

Strażacy na czas dotarli do miejsca, w którym znajdował się poszkodowany. Mężczyznę udało się wydostać z budynku dzień po katastrofie. Tę akcję ratowniczą uznano za symbol nadziei.

Wstępne ustalenia wskazują, że płomienie, które pojawiły się w środę po południu na rusztowaniu jednego z budynków, rozprzestrzeniły się błyskawicznie przez łatwopalny styropian osłaniający szyby wind oraz siatki ochronne na bambusowych rusztowaniach. Ogień zajął w sumie siedem z ośmiu wysokościowców kompleksu Wang Fuk Court, zamieszkanego przez ponad 4,6 tys. osób.

Dotychczas udało się ustalić, że w wyniku pożaru wieżowców w Hongkongu minimum 79 osób zostało rannych, zginęły co najmniej 83 osoby, a 300 nadal jest uważanych za zaginione. Jak podała agencja Reutera, policja zatrzymała dwóch dyrektorów i inżyniera-konsultanta w Prestige Construction, firmie, która prowadziła renowację budynków. Podejrzewa się ich o nieumyślne spowodowanie śmierci poprzez wykorzystanie niebezpiecznych materiałów. Władze wszczęły dochodzenie karne i antykorupcyjne w sprawie największego od dekad pożaru.