Po tegorocznym sezonie we Włókniarzu panowała umiarkowana radość, bo udało się w miarę pewnie zapewnić utrzymanie, pokonując w pierwszej rundzie play-down Gezet Stal Gorzów. Były to jednak miłe złego początki, bo zaledwie chwilę później rozpoczął się częstochowski exodus.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Z drużyną pożegnali się wszyscy liderzy — Jason Doyle, Kacper Woryna i Piotr Pawlicki. Do tego doszło do zmian w strukturach klubu. Prezesem przestał być Michał Świącik, którego zastąpił Jakub Michalski, a nowym właścicielem został Bartłomiej Januszka. I to właśnie roszady kadrowe w zarządzie sprawiły, że Włókniarz nie zdążył na czas ze zbudowaniem mocnego składu. Doniesienia medialne mówiły o rozpaczliwych próbach namówienia, wręcz wyszarpania którejś z gwiazd z innego klubu, ale skończyło się na zakontraktowaniu Rohana Tungate’a, Jakuba Miśkowiaka, Jaimona Lidseya oraz Sebastiana Szostaka. Kadrę seniorów uzupełnia Mads Hansen.

Zobacz także: Madsen zapytany o współpracę z Walaskiem. To będzie mieszanka wybuchowa?

Żadnemu z nich nie można odmówić ambitnej postawy na torze, ale jednocześnie o żadnym z nich nie można powiedzieć, że jest pewniakiem do zdobywania dwucyfrówek. I to czyni Włókniarza kandydatem do spadku.

— Znam ich wszystkich, bo jestem w tym środowisku od wielu lat i z każdym już rozmawiałem. Z niektórymi też współpracowałem, więc tutaj problemu nie ma. Charakterologicznie ci chłopcy są bardzo fajni i łatwi do prowadzenia. Nie ma nikogo konfliktowego, więc o atmosferę w drużynie się nie boję, aczkolwiek nie ukrywamy tego, że personalnie na papierze nie wygląda to najlepiej. Trzeba zbudować kilku zawodników, żeby ten wynik był zadowalający. Zdaję sobie sprawę, że to nie będzie proste zadanie — mówi szczerze menedżer „Lwów”, Mariusz Staszewski w rozmowie z telewizją klubową Włókniarza.

Cudu pod Jasną Górą tym razem nie będzie?

Skoro Włókniarz w znacznie mocniejszym składzie musiał walczyć o utrzymanie w tym roku, to należy przypuszczać, że obecne zestawienie biało-zielonych skazuje ich na rychły spadek. Nie brakuje opinii, że częstochowianie nie będą w stanie wygrać nawet jednego spotkania w następnym sezonie. Pod Jasną Górą mają świadomość, że cudu tym razem może nie być.

— Nie będzie łatwo. Musimy być przygotowani na najgorsze, ale liczyć na najlepsze. Będziemy ciężko pracować, żeby ten sezon nie był tak zły, jak wszyscy zapowiadają — skwitował Staszewski.