Świat ładowarek w ostatnich latach potrafi pozytywnie zaskakiwać. Co rusz na rynku pojawiają się coraz to nowsze, lepsze i bardziej przemyślane konstrukcje. Jedne zachwycają praktycznością, inne kreatywnością, jeszcze inne wygodą użytkowania. Firma Native Union od wielu lat zachwyca swoimi wysokiej jakości produktami miłośników elektroniki – a ostatnich do ich katalogu trafiły dwie nowe propozycje. Pierwszą z nich jest, jak lubię go nazywać, „MagSafe na sterydach”. Czyli (nie)zwykłe „kółko” magnetyczne przypinane do plecków iPhone’ów. Idealna na co dzień, w domu, biurze i podróży. Druga, Rise Magnetic Charger, to zdecydowanie bardziej „stacjonarne” rozwiązanie. Stylowe i… jak się okazało: również niezwykle praktyczne.
Native Union Rise Magnetic Charger
W świecie bezprzewodowych ładowarek magnetycznych można potknąć się o dziesiątki rozwiązań. Prawda jest jednak taka, że niewiele z nich łączy w sobie minimalistyczny design, solidne wykonanie i rzeczywistą użyteczność. Dlatego też Native Union Rise Magnetic Charger wyróżnia się na tle konkurencji: od jakości materiałów, po przemyślaną konstrukcję. To cechy, które docenią użytkownicy szukający czegoś więcej niż tylko kolejnego gadżetu do ładowania.
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy po rozpakowaniu Rise, jest jego masa. Waży aż 281 gramów! Ciężka, solidna podstawa z cynkowego stopu nie jest dziełem przypadku. Umożliwia zdejmowanie telefonu jedną ręką bez przytrzymywania ładowarki, co w codziennym użytkowaniu okazuje się niezwykle praktyczne. Antypoślizgowe, gumowe, nóżki dbają o stabilność i czuć, że jest to produkt przemyślany i zaprojektowany z myślą o wygodzie.
Górna część ładowarki pokryta jest matową, czarną, tkaniną, która nie tylko prezentuje się elegancko, ale także chroni tył smartfona przed zarysowaniami. To właśnie takie dbałości o detale urzekają od wejścia.
Czytaj dalej poniżej
Stylowa i użyteczna
Ładowarka Rise Magnetic Charger oferuje standard Qi2, czyli najnowszą opcję bezprzewodowego ładowania. W praktyce oznacza to szybkie i bezpieczne ładowanie z silniejszym przyleganiem magnetycznym niż w starszych rozwiązaniach. Ale jeżeli korzystacie ze starszego modelu iPhone’a który nie oferuje złącza MagSafe: z ładowarki również będziecie mogli skorzystać – trzeba jednak będzie skorzystać z trybu płaskiego. Nie będziecie mogli regulować konta nachylenia, co jest jedną z najmocniejszych stron akcesorium. Możemy bowiem samodzielnie ustalać czy chcemy ładować telefon pod jednym z oferowanych kątów i cieszyć się m.in. trybem standby, czy całkowicie na płasko? Dyskretny wskaźnik LED informuje o statusie ładowania, nie rażąc w oczy w nocy – i jest to bez wątpienia kolejny przemyślany element całej tej konstrukcji.
Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to… jest tak naprawdę tylko jedna rzecz, która „nie siadła” w tym zestawie. Akcesoria Native Union nie należą do najtańszych – to sprzęt, za który trzeba zapłacić około 220-250 złotych. Niestety, w zestawie nie znajdziemy zasilacza USB-C. Ten trzeba dokupić osobno. Na otarcie łez dodam jednak, że w pudełku czeka na nas 2-metrowy kabel USB typu C: jak na Native Union przystało: wyjątkowo solidny. Z oplotem, jakościowy, naprawdę dobry.
Ładowarka która od wejścia zachwyca stylem i jakością
Nie da się ukryć, że Rise Magnetic Charger to jedno z tych akcesoriów, które zachwyca już od pierwszych chwil po wyjęciu z pudełka. Minimalistyczny design sprawia, że bez problemu wpasuje się w każde wnętrze. To po prostu przemyślany, zaprojektowany z myślą o konkretnych scenariuszach użycia, sprzęt. A poza tym że jest on użyteczny, jest też bez wątpienia dopracowany pod kątem doboru materiałów i wykonania. 281 gramów „na piśmie” może nie robi wrażenia – ale kiedy bierze się ładowarkę w dłoń, czuć że swoje waży i… to dobrze. Tym bardziej, że dzięki wadze i silnym magnesom: można bez problemu „odkleić” smartfon jedną dłonią.
Native Union SnapStand Magnetic Wireless Charger Ładowarka MagSafe, która zjada applowską na śniadanie
Na pierwszy rzut oka, Native Union SnapStand Magnetic Wireless Charger to „po prostu MagSafe”. Jednak w praktyce jest to sprzęt, który ma szansę sprostać oczekiwaniom nawet najbardziej wymagających użytkowników. W praktyce bowiem jest znacznie bardziej przemyślany niż to, co oferuje Apple. Od wejścia wyłania się certyfikacja Qi2. Standard gwarantujący ładowanie z mocą aż 15W, który ponadto minimalizuje generowanie ciepła podczas ładowania. To oznacza nie mniej, nie więcej, a tyle, że ładowarka zadba o żywotność baterii iPhone’a na lata. Poza tym: w praktyce ładowanie jest szybkie, łatwe i bezproblemowe. To „jeszcze jedna” ładowarka magnetyczna MagSafe, ale przemyślana i zrobiona lepiej niż te, które sprzedaje Apple.
Pomijając już kwestię wsparcia dla Qi2: prawdziwym gamechangerem jest wbudowana podstawka. Zamiast leżeć poziomo na biurku, smartfon może być… wciąż użyteczny. Od oglądania filmów, przez rozmowy wideo, na trybie standby kończąc. Waga tego akcesorium (75 gramów) z automatu mówi, by nie spodziewać się tutaj niczego specjalnego: no i faktycznie. Stopka nie jest jakoś spektakularnie pewna, ale dzięki temu, że można SnapStand Magnetic Wireless Charger obracać absolutnie w każdym kierunku, całość jest wyjątkowo łatwa w obsłudze. I po kilku tygodniach na stałe zagościła ona w moim etui podróżnym.
Kompatybilna, łatwa w użyciu i estetyczna
Kompatybilność z MagSafe to największy atut tej ładowarki. Magnesy są wystarczająco mocne, by telefon przylgnął idealne, ale nie aż tak, żeby był problem z jego łatwym, „odklejeniem”. Precyzyjne magnetyczne wyrównanie gwarantuje, ze nic nie wypadnie z reki czy przypadkiem nie przesunie się, gdy z niego korzystamy.
SnapStand to naprawdę niewielka konstrukcja. Wymiary ładowarki to raptem 60 x 60 x 9 milimetrów. Sprawiają, że bez problemu zmieści się w podróżnym przyborniku, a także na nocnej szafce. Całość waży raptem 75 gramów: dlatego bez problemu można spakować akcesorium do podróżnego etui. Wisienką na torcie jest kabel o długości 1,5 metra, który wykonany został z wzmacnianego, plecionego, materiału.
Trudno przyczepić się do jakiegokolwiek elementu tej konstrukcji. Bardzo doceniam stopkę, która pozwala „postawić” iPhone’a w poziomie, by cieszyć się trybem standby. Choć o ile ten był na moim iPhonie aktywowany momentalnie w przypadku innych ładowarek MagSafe, tutaj trzeba było chwilę zaczekać. Nie wiem, czy jest to kwestia konstrukcji i nachylenia, ale bez wątpienia zajęło mu to kapkę dłużej.
Kilka tygodni użytkowania nauczyły mnie, że SnapStand Magnetic Wirless Charger to nie tylko ładowarka, która sprawdza się doskonale w podróży. To akcesoriom, którego z przyjemnością używa się każdego dnia. Dla osób pracujących przy komputerze czy często prowadzących rozmowy wideo, a także dla tych poszukujących wygody… okazuje się ona sprzętem niemalże niezastąpioną. To taka ulepszona, dopracowana i bardziej przemyślana konstrukcja od applowskiego MagSafe. I właśnie za takie lepsze produkty cenię producentów. Małe-wielkie zmiany, które w efekcie okazują się prawdziwą rewolucją.