Już na koniec tej pamiętnej zimy, gdy w Planicy stworzyły się dwa obozy, a skoczkowie w mocnych słowach stawali za trenerem, proporcje poparcia nieco bardziej się rozłożyły, choć wciąż ze sporą korzyścią dla zawodników.
Planicka czkawka. Ale już wcześniej bywało średnio
Dziś u progu nowego sezonu, zapowiadającego się na wymagający, sytuacja nieco się zmienia. Kibice sfrustrowani kolejnymi tygodniami bez wyników, z jeszcze większą uwagą przysłuchują się wypowiedziom, które później brutalnie weryfikują. Czy to zawodników, czy trenera. Widzowie nie chcą słyszeć w studiu, że nie można krytykować skoczków, bo przecież ciężko trenują i w ogóle bardzo się starają.
Niektórzy z nich w marcu zeszłego roku zapomnieli, że nie mogą pozwolić sobie już na tyle, na ile w tłustych latach. Słowa Aleksandra Zniszczoła na temat Thomasa Thurnbichlera ciągną się za nim do dziś.
W mojej ocenie atmosfera nie była taka, jaka powinna być. Coś nie zagrało w przygotowaniach. Brakowało systematyczności i potem, gdyby Thomas by został, stworzyłby team, to w tej drużynie byłoby 30 proc. mniej zaangażowania. Jeśli nie ma dobrej atmosfery, to na różnych płaszczyznach zaczyna coś nie grać. Musimy być drużyną, żeby o coś walczyć tak jak wczoraj — Aleksander Zniszczoł, Planica 2025
Jedno to powiedzieć coś w emocjach, ale drugie to brak refleksji, której u naszego skoczka nie widać. Choć dziennikarze niejako wyciągali pomocne dłonie, pozostawiając na nią przestrzeń, nie skorzystał z okazji. W serwisie X, w którym bywał swego czasu całkiem aktywny, z „Cesarza” stał się „Oleksandrem Zniszczenką”.
Zachowanie z Planicy odbiło się czkawką także Dawidowi Kubackiemu, choć akurat on regularnie obrywał od kibiców już w zeszłym sezonie. Słowo „warunki” padające niemal w każdym pokonkursowym wywiadzie irytowało już nawet najbardziej cierpliwego fana dyscypliny.
Pierwsze dni grudnia to w polskich skokach na pewno jeszcze nie pora, by bić na alarm — początki sezonów nie raz bywały trudne, a później wszystko się odkręcało i powoli zmierzało w dobrym kierunku. Tylko, że za nami już kilka takich sezonów, w których przełomu zabrakło. Trudno, by nie potęgowało to niepokoju.
Nie tak łatwo wyplenić resztki nadziei
Z drugiej strony stwierdzenie, że Polacy przestali kochać skoki, byłoby kłamstwem. Jak podał portal hdtvpolska.com, weekend otwarcia Pucharu Świata w Lillehammer pobił rekordy oglądalności. Niedzielny konkurs na antenach Eurosportu 1 oraz TVN śledziło 2,3 mln osób. Nie było też problemów ze sprzedażą biletów na Puchar Świata w Wiśle.
Mamy sporo szczęścia, że w polskiej świadomości skoki są paradoksalnie zakorzenione głębiej niż choćby w przypadku Norwegów.
Nowy sezon niezmiennie przyniósł zatem powiew nadziei. Pytanie, na jak długo jeszcze jej wystarczy polskiemu kibicowi, kibicowi sukcesu?