Wiadomo, że Donald Trump w zeszłym tygodniu odbył z Maduro rozmowę telefoniczną. Prezydent USA miał zapewnić autokratę o „bezpiecznym przejeździe”, jeśli ten zrezygnuje z władzy i opuści kraj. Biały Dom potwierdził to w poniedziałek 1 grudnia.
Senator Partii Republikańskiej Markwayne Mullin powiedział w CNN, że jednym z rozważanych miejsc ewentualnego wygnania jest Rosja. Coraz częściej pojawiają się spekulacje, że despota może ostatecznie wylądować w „obozie szubrawców” Władimira Putina.
Polityczna szachownica właśnie się przestawia, a Maduro może stać się pionkiem w pojedynku Trump–Putin. To, co wydarzy się za zamkniętymi drzwiami, może mieć dalekie konsekwencje.
Maduro znalazł się w samym centrum konfliktu o geostrategicznych konsekwencjach — być może wpływających nawet na negocjacje pokojowe w sprawie Ukrainy. We wtorek 2 grudnia ma odbyć się kolejne spotkanie czołowych negocjatorów Trumpa z Putinem.
Moskwa od lat uchodzi za protektora latynoamerykańskich reżimów — od Hawany po Caracas. Maduro groził ostatnio, że dzięki 5000 rakietom z rosyjskich magazynów odpierać będzie „imperialistyczną agresję”. Wyszło też na jaw, że rosyjski generał Oleg Makarewicz osobiście nadzorował w Wenezueli manewry prowadzone wspólnie z lokalnymi żołnierzami.

Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro prezydent Rosji Władimir Putin na Kremlu. Moskwa, 7 maja 2025 r.EPA/YURI KOCHETKOV / PAP
Warto dodać, że rosyjski przywódca już w grudniu 2024 r. przyjął pod swoje skrzydła byłego syryjskiego dyktatora Baszszara al-Assada wraz z rodziną, stopniowo budując coś w rodzaju bezpiecznej przystani dla politycznych wyrzutków.
Trump między obietnicami a realną siłą
U wybrzeży Wenezueli zgromadziła się faktyczna flota inwazyjna Stanów Zjednoczonych — i wygląda na to, że chodzi o coś więcej niż sporadyczne naloty na łodzie podejrzewane o przemyt narkotyków. Aż 25 proc. wszystkich sprawnych amerykańskich okrętów wojennych operuje obecnie w tym rejonie.
W gotowości stoją nowoczesne myśliwce F-35, barki desantowe, okręty typu niszczyciel i 15 tys. żołnierzy. W weekend Trump ostrzegał, by ruch cywilnych samolotów omijał wenezuelską przestrzeń powietrzną.
Donosi się również, że w tle tej demonstracji siły narasta skandal wokół domniemanego rozkazu ministra obrony Pete’a Hegsetha, który miał nakazać likwidację ocalałych rozbitków po jednym z wcześniejszych ataków na podejrzaną łódź — zarzut, który politycy obu partii określają jako potencjalne przestępstwo wojenne, choć sam Hegseth i Trump stanowczo temu zaprzeczają.
Jednak Maduro, od lat uchodzący za prawdziwego mistrza politycznego przetrwania, może okazać się znacznie bardziej odporny, niż wielu obserwatorów dziś zakłada — zarówno na presję międzynarodową, jak i na działania skierowane bezpośrednio przeciwko jego władzy.
W takim scenariuszu Trump również może stosunkowo szybko natrafić na poważne ograniczenia natury militarnej, które utrudnią mu podjęcie zdecydowanych kroków i pokażą, że nawet potęga USA ma swoje praktyczne granice.
Kłopotliwa sytuacja dla Trumpa
Choć Trump nie wyklucza wykorzystania amerykańskich wojsk lądowych, pełnoskalowa inwazja na Wenezuelę wydaje się mało prawdopodobna — przede wszystkim ze względów politycznych.
Prezydent obiecał swoim zwolennikom z ruchu MAGA, że nie rozpocznie żadnych dużych wojen. Tymczasem ataki prowadzone wyłącznie z powietrza reżim Maduro mógłby przetrwać — uważa m.in. ekspert David Smildes z Uniwersytetu Tulane.
Naloty mogą uszkodzić sprzęt, ale nie naruszą fundamentów władzy Maduro
— twierdzi.
„Jeśli Trump wycofa flotę z Karaibów, podczas gdy Maduro nadal będzie u władzy, autokrata będzie wyglądał jak zwycięzca” — pisze Wall Street Journal.
Kluczowe pytanie brzmi: jak daleko Kreml jest gotów posunąć się w obronie Maduro — zwłaszcza teraz, gdy rosyjska uwaga skupiona jest na wojnie w Ukrainie.