– Jako władze PZLA przyjęliśmy do wiadomości decyzję Piotra o walce w KSW. Jesteśmy z nim w stałym kontakcie i wspólnie ustaliliśmy, że do tego czasu Piotr Lisek samodzielnie będzie finansował swoje przygotowania. Decyzji o walce nie chcę komentować – mówi wprost prezes PZLA, Sebastian Chmara.

W poniedziałek wieczorem Piotr Lisek został ogłoszony jako rywal Adama „AJ” Josefa na grudniowej gali KSW. To już drugi występ najlepszego polskiego tyczkarza w MMA. Tym razem szok w środowisku jest większy, bo do walki ma dojść raptem trzy miesiące przed halowymi mistrzostwami świata, które odbędą się w… Polsce. A na dodatek zawodnik niedawno został jednym z ambasadorów tej imprezy.

ZOBACZ WIDEO: Polak zdecydowany na wielki transfer. „Określiłem cele”

– Zdaję sobie sprawę, że władze PZLA nie są zadowolone z mojej decyzji, ale ja chcę być fair wobec nich, dlatego ustaliliśmy, że będę samodzielnie finansował swoje przygotowania. Byłem na to gotowy i poradzę sobie.Podjąłem się szalonego pomysłu i liczyłem się z konsekwencjami – komentuje dla nas, Piotr Lisek.

Nie ma się co dziwić, że decyzja o walce w KSW 113 wywołała wśród przedstawicieli PZLA bardzo dużą konsternację. Tyczkarz poinformował ich co prawda wcześniej o swojej decyzji, ale wtedy nie doszło jeszcze do konkretnych rozmów. Do spotkania stron ma dojść w najbliższym czasie. Obecnie władze pracują nad oficjalnym stanowiskiem, ale wiadomo już, jakie konsekwencje spotkają zawodnika.

W najbliższych miesiącach Piotr Lisek nie ma co liczyć na finansowanie z ministerialnych pieniędzy swoich przygotowań do najbliższego sezonu. Jeśli do 20 grudnia będzie chciał pojechać na zgrupowanie, to będzie mógł to zrobić tylko za własne pieniądze. Problem może mieć też jego żona Aleksandra Lisek, która od tego roku jest jego trenerem. Aby uniknąć problemów, PZLA także ma pozbawić ją wynagrodzenia na czas przygotowań do walki MMA.

Ostrej reakcji władz lekkoatletyki nie ma się co dziwić, bo sytuacja jest nietypowa. Poprzednim razem Lisek walczył w oktagonie we wrześniu, a problem był mniejszy, bo zawodnik był wtedy po kluczowych imprezach sezonu i miał czas wolny. Tym razem chodzi o walkę 20 grudnia, czyli dokładnie trzy miesiące przed rozpoczęciem bardzo ważnych dla Polaków HMŚ na Kujawach i Pomorzu.

Wszyscy muszą sobie zdawać sprawę, że zagrożone są nie tylko przygotowania do sezonu halowego, ale także późniejszych startów. Tym razem tyczkarz będzie mierzył się z bardzo dobrze przygotowanym rywalem, a przy takiej sile ciosów wystarczy jeden błąd, by doznać kontuzji wykluczającej z przygotowań i może nawet uczestnictwa w polskich mistrzostwach świata.

Działacze PZLA nie miały jednak wpływu na decyzję zawodnika, a jedyne co mogły zrobić, to dojść z nim do porozumienia w kwestii zawieszenia finansowania kariery na czas przygotowań do walki MMA. Nieoficjalnie wiadomo, że Lisek i Josef otrzymają za walkę do podziału 800 tysięcy złotych.