-
Wewnętrzne walki frakcji w PiS pozostają nierozstrzygnięte, a prezes Kaczyński świadomie powstrzymuje się od radykalnych decyzji, utrzymując równowagę sił.
-
Morawiecki dysponuje poparciem wśród części posłów, ale w kierownictwie PiS przeważają jego przeciwnicy, którzy obawiają się wzrostu jego znaczenia.
-
Partia stoi przed wyborem pomiędzy skrętem w prawo a umiarkowaną strategią Morawieckiego, a Kaczyński wybiera pragmatyczne oczekiwanie na rozwój sytuacji.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas rozmów w wąskim gronie lubi podkreślać, że partia to nie jest mała, zwrotna łódka, którą można ot, tak jednym ruchem przestawić, by płynęła w innym kierunku. Partia, mawia prezes, jest jak wielki okręt albo tankowiec – zmiana kursu wymaga dużo czasu i siły oraz przekonania całej załogi, że zmiana kursu ma sens.
Lider PiS używa tego przykładu zwłaszcza wtedy, gdy któryś z polityków przychodzi do niego z nowymi pomysłami. Nierzadko posłowie wychodzą z gabinetu prezesa rozżaleni, że nie chce ich realizować, że nie słucha dobrych rad, że pozwala na to, by notowania partii leciały na łeb, na szyję.
Tymczasem w myśleniu prezesa występuje całkiem inna kalkulacja, na którą składa się całe spektrum czynników. W tym najważniejszy – utrzymanie spójności partii. Co jest szczególnie trudne w „chudych” czasach opozycji.
PiS jak wielki tankowiec. Prezes nie chce gwałtownych ruchów
I tym można wytłumaczyć fakt, że Jarosław Kaczyński nie kwapi się do radykalnego przecięcia toczących PiS od środka sporów frakcyjnych. Wie, że gdyby jasno opowiedział się po jednej ze stron, wywołałby frustrację drugiej. Dlatego pozwala im się toczyć – raz przyzna rację jednym, raz pójdzie na rękę drugim i liczy na to, że jak przyjdzie co do czego, czyli zbliży się czas kampanii wyborczej, to wszystkie spory pójdą w odstawkę i wszyscy będą zgodnie pracować na wynik. Tak jak bywało do tej pory. Dzięki temu obie frakcje w PiS pozostają w „bezpiecznym” klinczu.
Zobacz: Kulisy awantury w PiS. Prezes zwołuje spotkanie na Nowogrodzkiej
Anty-morawieccy są za słabi, by usunąć z partii Mateusza Morawieckiego. Są nawet za słabi na to, by go trwale zmarginalizować, choć stale próbują. Z drugiej strony frakcja Morawieckiego jest za słaba, by całkiem pozbawić wpływów swoich przeciwników, którzy mają stały dostęp do ucha prezesa i w dużej mierze trafnie odczytują jego oczekiwania.
– Mateusz ma o wiele większe poparcie w partii, niż się wszystkim wydaje. On wykonuje ogromną pracę, cały czas spotyka się z posłami, jeździ do nich do okręgów, rozmawia. I to, jaką wizję przedstawia: prorozwojową, otwierającą na inne środowiska, patrzącą do przodu, a nie żyjącą rozliczeniami generalnie podoba się w partii. Gorzej z kierownictwem i funkcyjnymi – przekonuje nas jeden z polityków z otoczenia Mateusza Morawieckiego.
- Kulisy awantury w PiS. Prezes zwołuje spotkanie na Nowogrodzkiej
- Awantura w PiS? Bochenek rozwiewa wątpliwości: Decyzją pana prezesa
W ścisłym gronie osób, które podejmują partyjne decyzje, Morawiecki ma więcej przeciwników niż zwolenników, co nie znaczy, że tych ostatnich nie ma wcale.
Neutralnie zachowuje się Mariusz Błaszczak, który – podobnie jak sam Kaczyński – próbuje łagodzić nastroje i gasić kolejne pożary.
Wbrew pozorom całkiem niezłe relacje z Morawieckim stara się utrzymywać nie kto inny niż Przemysław Czarnek, którego zwykło się utożsamiać, a nawet czynić twarzą frakcji antymorawieckiej. Co pokazuje tylko, jak niektóre podziały w partii są nieoczywiste.
Podziały w PiS. Dwie filozofie nie do pogodzenia?
Jednak przez większość kolegów z kierownictwa partii Morawiecki cały czas jest postrzegany jako ciało obce i zagrożenie.
Z ust polityków PiS, którzy są w partii od zawsze, padają zarzuty o to, że były premier nie rozumie prawicowego elektoratu, że chciałby z PiS uczynić light-prawicę, że eksperymenty z powstaniem takich formacji już były, zawsze nieudane (Polska XXI Kazimierza Ujazdowskiego czy swego czasu PJN), że jest zbyt wielkomiejski, zbyt warszawski, zbyt „banksterski” i że za bardzo chce przypodobać się liberalnym elitom.
No i najważniejsze – że dziś PiS powinien zawalczyć o odzyskanie tych wyborców, których stracił na rzecz Konfederacji i Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna. A żeby to zrobić, musi się radykalizować i iść w mocny, prawicowy przekaz, a nie dzielić włos na czworo. Upraszczając: mniej Morawieckiego, więcej Patryka Jakiego.
Z tą filozofią głęboko nie zgadza się sam Morawiecki, który reprezentuje wizję inną: aby szukać wyborców umiarkowanych, bo to oni dwukrotnie dawali PiS władzę – w 2015 roku i w 2019 roku.
– Po co bić się o te 3 punkty procentowe, które straciliśmy na rzecz Brauna i, powiedzmy, 2 punkty procentowe, które odpłynęły do Mentzena, kiedy mamy do zyskania 10 punktów procentowych wśród wyborców, którzy nie mają dziś na kogo głosować – tak mniej więcej wygląda kalkulacja Mateusza Morawieckiego, która pobrzmiewa w jego publicznych wypowiedziach, a którą artykułują bardziej wprost jego współpracownicy w rozmowach nieoficjalnych.
Te dwie filozofie, wykraczające daleko poza spór ambicjonalno-personalny, bo dotykające kierunku, w jakim PiS ma zmierzać nie tylko na czas zbliżającej się kampanii, ale w ogóle, wydają się nie do pogodzenia
Jeśli na to nałożymy ów spór ambicjonalno-polityczny którego istnienia nikt nie kwestionuje, a który istnieje od lat między Morawieckim a jego największymi krytykami (jak Jacek Sasin, ziobryści z Patrykiem Jakim na czele, Elżbieta Witek, Tobiasz Bocheński, Przemysław Czarnek, który stara się go publicznie nie atakować, ale jednak należy do tej frakcji), to sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana.
„Stary dwór” kontra Morawiecki? Kalkulacje frakcyjne w PiS
Choć w oczach zwolenników Morawieckiego sprawa wydaje się być prosta: „stary dwór” PiS obawia się silnego Morawieckiego i tego, że w przyszłości to on, a nie ktoś od nich mógłby stanąć na czele partii. Za tym zaś idzie strach, że Morawiecki jako lider zacząłby partyjne porządki od pozbycia się ich przy pierwszej okazji.
Co ciekawe, do „starego dworu”, który realnie obawia się marginalizacji i wykluczenia z partii, dołączyli ci, którzy widzą w tym własny polityczny interes i którzy wiedzą, że przy silnym Morawieckim nie dadzą rady się wybić.
Na dziś to przeciwnicy byłego premiera mają „klucz do serca prezesa”. Bo mówią dokładnie to, co prezes chce słyszeć. A ten chce zrobić wszystko, by docisnąć z jednej strony Tuska, a z drugiej to, co wyrosło na prawo od PiS, czyli Konfederację i Brauna.
– Wystarczy więc, że któryś z krytyków Morawieckiego szepnie prezesowi słowo, że Mateusz za mało czy za rzadko krytykuje Tuska i prezes się najeża – narzekają stronnicy byłego premiera.
Tusk i Mentzen – najwięksi wrogowie dla prezesa PiS
Tak było ostatnio po wywiadzie Morawieckiego u Grzegorza Sroczyńskiego w Gazeta.pl. „Stary PiS” miał byłemu premierowi za złe sam fakt, że poszedł na ten wywiad (bo po co, przecież czytelnicy tego serwisu i tak nie głosują na PiS), a już zwłaszcza deklarację Morawieckiego, który przyciskany przez prowadzącego rozmowę powiedział, że w razie wojny byłby w stanie dogadać się z Tuskiem i z nim współpracować.
Dodał, że skoro potrafił to robić w czasie pandemii czy wybuchu wojny w Ukrainie, to nie widzi powodu, dla którego nie miałby tego zrobić, gdyby stało się coś poważniejszego.
Z Tuskiem sprawa jest dość oczywista: każdy w PiS ma go krytykować i uważać za zło, a kto tego nie robi, jest z gruntu podejrzany. Mniej oczywista jest historia Konfederacją i Mentzenem.
- Sławomir Mentzen odpowiada posłom PiS. „Mam dla was propozycję”
- Co ze współpracą PiS i Konfederacji? Jedna grupa mocno wierzy w Nawrockiego
Prezes nie chce słyszeć, przynajmniej na tym etapie, o koalicji z partią Mentzena i Bosaka, więc zgadza się na skręt w prawo, aby odbić o prawicowych wyborców. W tym sensie bliżej mu do filozofii Sasina, Bocheńskiego i Jakiego. Sęk w tym, że ci sami politycy, którzy namawiają prezesa do mocniejszego skrętu w prawo są przekonani o konieczności przyszłej koalicji z Konfederacją.
Dlatego stronnicy Morawieckiego mają na ten temat własną teorię, dla niektórych brzmiącą nieco spiskowo.
– Oni się Morawieckiego zwyczajnie boją. Wiedzą, że jedyną ich opcją na pozbycie się go jest koalicja z Konfederacją i nadzieja, że Mentzen nie zgodzi się na Morawieckiego jako premiera. W ich doraźnym interesie jest więc silna Konfederacja i słabszy PiS. Bo silny PiS to ryzyko powrotu Morawieckiego – wyłuszcza nam tę teorię jeden ze stronników Morawieckiego.
– Jednocześnie jednak trafiają do serca prezesa tym mocnym skrętem w prawo, bo on lubi taką politykę – dodaje.
Prezes pragmatykiem. „Obserwuje sytuację”
Jarosław Kaczyński słucha wzajemnych donosów i pretensji, mylą się jednak ci, którzy uważają, że kieruje się wyłącznie własnymi sympatiami.
– Gdyby tak było, kandydatem na prezydenta byłby Przemysław Czarnek, a szefową jego sztabu Ela Witek – zwrócił nam uwagę jeden z doświadczonych polityków PiS.
Ten sam rozmówca podkreśla, że wybór Karola Nawrockiego wbrew prawie całemu aparatowi partyjnemu, a do tego wskazanie Pawła Szefernakera, polityka młodszego pokolenia na szefa sztabu i danie mu dużej swobody w doborze ludzi do sztabu i prowadzeniu kampanii to najlepszy dowód na racjonalizm prezesa.
Dlatego, jak przekonuje nasz rozmówca, Kaczyński nie pozwoli skasować Morawieckiego ani zbytnio go osłabić. Pozwala na lekkie grillowanie, jakieś usuwanie z zespołów programowych, jakieś złośliwości, by za chwilę łagodzić sytuację.
Frakcje w PiS zakopią wojenny topór przed wyborami?
Na ostatnim posiedzeniu prezydium komitetu politycznego prezes zarządził, że każdy ma się zajmować swoją robotą.
Morawiecki ma swój zespół pracy państwowej i niech tym się zajmie, a Sasin i spółka niech tworzą własne zespoły programowe.
W optyce prezesa – im więcej tym lepiej, bo partia w opozycji musi się czymś zajmować, żeby całkiem nie zgnuśnieć.
Na przywołanym już posiedzeniu ścisłego kierownictwa partii to Piotr Gliński miał zaatakować Sasina i resztę za tworzenie zespołów programowych za jego plecami i przeciwko Morawieckiemu.
Gliński jest szefem oficjalnej, partyjnej Rady Programowej, więc poczuł się osobiście dotknięty całą awanturą medialną. Co ciekawe, sprawa napięć w partii nie była głównym tematem posiedzenia władz – rozmawiano głównie o negocjacjach pokojowych oraz o ofensywie dotyczącej młodych.
– Po jakichś trzech godzinach Mateusz musiał wyjść, bo miał wcześniej umówione spotkanie z wyborcami we Wrześni, co jest łatwe do sprawdzenia. Następnego dnia czytam spin w mediach, że wyszedł, trzaskając drzwiami. No przecież wiadomo, kto to rozprowadza i wiadomo, że to także trafi do prezesa, jak ta sprawa jest rozgrywana i przez kogo – irytuje się stronnik Morawieckiego.
Co prezes z tym zrobi? Najpewniej przeczeka, powie, że trzeba przestać wynosić spory na zewnątrz. I tyle.
Jest zbyt doświadczony, by nie wiedzieć, że półmetek kadencji to zawsze trudny czas dla opozycji. A dziś rząd podnosi się z sondażowych dołków, sama Koalicja Obywatelska rośnie w sondażach, tymczasem PiS musi się dzielić poparciem z dwoma prawicowymi partiami. Nic dziwnego, że zaczyna się miotać.
Ostatnio jeden z polityków PiS pytał mnie przewrotnie: „kiedy mamy się kłócić, jak nie teraz?”.
Prezydent zawetował ustawę dotyczącą kryptowalut. Gramatyka w ”Graffiti”: W mętnej wodzie lepiej się wyciąga rybyPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas
