- Jak młodzi Polacy postrzegają udział w obronie kraju.
- Dlaczego Ewa nie czuje się związana z ideą obrony Polski.
- Co skłania Ignacego do poszukiwania schronienia za granicą.
- Dlaczego Tomasz uważa ucieczkę z Polski za dezercję.
Sytuacja w
Ukrainie staje się coraz bardziej napięta.
Wojna wciąż trwa i wydaje się, że jej koniec nie nastąpi szybko. Również w Polsce gęstniej atmosfera.
Rząd próbuje łatać dziury w obronności i wykrzesać w Polakach ducha obrońców narodu.
Tymczasem jedynie czterech na dziesięciu obywateli pytanych w sondażu IBRiS dla Radia ZET przyznaje, że w sytuacji zagrożenia wojną zgłosi się do obrony kraju. Najmniej chętni do chwytania za broń są młodzi Polacy. Dlaczego jedni chcą bronić
Polski, a inni w razie wojny widzą się na innym kontynencie? Porozmawialiśmy o tym z uczniami, studentami i osobami pracującymi.
Po pierwsze: życie ludzkie i rodzina
Ewa ma 32 lata. Mieszka w Lublinie. Pracuje w banku, w obsłudze klienta. Jest singielką. Niedawno kupiła mieszkanie na kredyt. – Chciałabym mieszkać w Polsce, w wolnym kraju. Żeby móc założyć rodzinę, zestarzeć się i żyć w poczuciu bezpieczeństwa – opowiada Ewa.
Uważa, że jeszcze niedawno żyła w bezpiecznym kraju z perspektywiczną przyszłością. To się jednak zmieniło. Chodzi o zagrożenie ze strony Rosji. Zwłaszcza, że mieszka w Lublinie, blisko granicy, gdzie doświadczyła już próbnych alarmów bombowych, czy sytuacji z naruszeniem naszej strefy powietrznej. Ewa nie czuje się na tyle związana z Polską, żeby jej bronić, choć zaznacza, że jest patriotką. – Nie czuję, żeby było to na tyle ważne, żeby dać się zabić za ten czy jakikolwiek inny kraj – wyjaśnia.
Wojna niesie ze sobą śmierć, nie tylko żołnierzy, ale też cywili. Ewa jest tego świadoma, dlatego ma już opracowany plan awaryjny na wypadek wojny. Po raz pierwszy pojawił się w jej głowie we wrześniu, po tym, jak naruszono polską przestrzeń powietrzną. – Pamiętam ten moment dokładnie. Po tej informacji długo wahałam się, czy złożyć wniosek kredytowy, bo kupowałam mieszkanie. Zastanawiałam się, czy to właśnie nie jest już ten moment, żeby uciekać, a nie kupować mieszkanie – wspomina.
Ewa przemyślała jednak sytuację i złożyła wniosek o kredyt. – Sprawa z naruszeniem strefy powietrznej ucichła, nie było kolejnych incydentów, więc się uspokoiłam – wyjaśnia.
To jednak nie oznaczało, że Ewa wyrzuciła swój plan awaryjny do kosza. Wciąż jest aktualny. Jak zatem wygląda? Bardzo prosto. W razie zagrożenia 32-latka zamierza spakować się, sprzedać mieszkanie, kupić bilet i wyjechać jak najdalej. – Jeżeli wojna przeniesie się do Polski, to zaangażowana będzie cała Europa. Na szczęście mam rodzinę w Kanadzie, więc w pierwszej kolejności tam bym się kierowała. Kanada wydaje się najbezpieczniejszą i najłatwiejszą dla mnie opcją. Wiadomo, że najlepiej byłoby wynieść się do Ameryki Południowej czy Australii, ale tam nie miałabym żadnego wsparcia od rodziny – tłumaczy.
Jedyne czego jeszcze nie wie, to tego, w którym momencie zdecydowałaby się uciekać. Z jednej strony chciałaby to zrobić jak najpóźniej, czyli tuż po wybuchu wojny, aby jak najdłużej pozostać z rodziną. Z drugiej strony jest świadoma, że z powodów logistycznych to najgorszy moment.
– Mam wrażenie, że informacje rządowe są bardzo okrojone i mają na celu ludzi uspokoić niż przygotować na ewentualną wojnę. Po części rozumiem to, że rząd nie chce siać paniki. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że gdy wybucha wojna, to wtedy uciekają wszyscy. Robią się korki, zaczyna brakować paliwa albo loty są odwoływane. Kiedy uciekać? To pytanie mam cały czas z tyłu głowy – mówi.
Oczywiście decyzja o wyjeździe nie jest tak łatwa, jak to wygląda. Ewa musiałaby zostawić w Polsce rodzinę, przyjaciół, pracę. O swój los jest jednak spokojna. W Kanadzie mogłaby liczyć na pomoc cioci. – Trzeba byłoby sobie tam życie jakoś ułożyć, a jakby się tutaj zawierucha skończyła, to zawsze można byłoby wróci – przewiduje.
Miałaby do kogo. W Polsce na pewno zostaliby jej rodzice. Nie chcą uciekać z kraju, nawet na wypadek wojny. Nie zmieniły tego wielokrotne rozmowy, prośby czy błagania córki. – Nie czują się na siłach, żeby wyjeżdżać z kraju. Zabrzmi to trochę brutalnie, ale uważają, że i tak nie dożyliby do momentu, w którym musieliby uciekać przed wojną – mówi.
Rodzice Ewy są po 70-tce. Od dawna są na emeryturze. Córki nie będą jednak powstrzymywać przed wyjazdem. – Długo rozmawialiśmy na ten temat. Trudno jednak dojść do porozumienia, gdy jedna strona przedstawia argumenty racjonalne, a druga emocjonalne. Starsze pokolenie ma też bardziej tradycyjną definicję patriotyzmu – tłumaczy 32-latka.
Pytam kobietę o to, czy nie obawia się, że wielu Polaków może postąpić tak jak ona. Wówczas Polski nie miałby kto bronić i stałaby się łatwym łupem dla wroga. – Ideologicznie nie mam z tym problemu. Uważam, że ludzkie życie jest bezcenne. W pierwszej kolejności ratujemy ludzi. To jest moja ideologia. A to czy mieszkamy w inny kraju, czy mamy swój język i kulturę, to jest drugorzędne – argumentuje Ewa.
Jak uciekać, to tylko ze złotymi monetami
Podobnie myśli niespełna 40-letni Ignacy. Mąż i ojciec dwuletniego syna. Mężczyzna mieszka w niewielkiej miejscowości pod Krakowem. Jest terapeutą uzależnień. Pracuje głównie zdalnie.
– Jak człowiek ma rodzinę, żonę i dziecko, to na pierwszym miejscu są najbliżsi, dopiero na drugim miejscu jest ojczyzna. Dlaczego? Bo państwo nie zadba później o moją rodzinę – wyjaśnia.
Ignacy ma pretensje do rządzących o to, że nie zadbali o bezpieczeństwo i potencjał obronny Polski. To jest też powód, dla którego nie pchałby się do wojska.
- Jesteśmy krajem, który stać na to, żeby się przygotować na ewentualny konflikt zbrojny. Wystarczy spojrzeć na Finlandię czy Szwajcarię, które są bardzo dobrze przygotowane. A Polska sobie bimbała przez wiele lat. Ktoś, kto zna podstawy historii Polski, wie, że akurat nasz kraj powinien być w kwestii bezpieczeństwa bliższy Szwajcarii niż jakimś wyspom na Pacyfiku – argumentuje Ignacy.
Co zrobiłby w razie wojny w Polsce? Starałby się uniknąć powołania do wojska. – Nie chcę być mięsem armatnim. Nie mam kompetencji ani umiejętności, aby walczyć. Nie przeszkolą mnie przecież w jeden dzień. Nie zamierzam umierać przez głupotę polityków i dla polityki. Wojna w Ukrainie pokazuje, że nie chodzi o to, żeby Ukraina wygrała, tylko żeby inne kraje załatwiły swoje interesy – mówi.
Ignacy nie wyklucza też wyjazdu z Polski, gdyby istniało realne ryzyko powołania go na front. Ma pewien plan, ale przyznaje, że jak na razie nie boi się, że Rosja zaatakuje Polskę. – Mam rodzinę w Stanach Zjednoczonych. To byłaby pewnie pierwsza opcja, ale być może wybrałbym inny kraj, który byłby tańszy do życia i mniej zaangażowany w różne konflikty zbrojne – tłumaczy.
Mężczyzna nie ma jeszcze sprecyzowanych planów wyjazdowych, ale za to usilnie pracuje nad zabezpieczeniem swojej sytuacji w pierwszych dniach wybuchu wojny. – Przede wszystkim oszczędności. Nie trzymam pieniędzy w polskich bankach tylko zagranicznych, np. w skandynawskich czy niemieckich – mówi.
Ignacy tłumaczy, że w razie wybuchu wojny w Polsce ludzie rzuciliby się na bankomaty i szybko zabrakłoby gotówki w kraju. W ostateczności banki mogłoby zablokować konta, co oznaczałoby brak pieniędzy nawet po wyjeździe za granicę.
– Dlatego też większość oszczędności mamy w walucie zagranicznej, w dolarach i euro. Dzięki temu też unikam ryzyka upadku polskiej waluty albo jej znacznego osłabienia – zdradza i dodaje:
– Powoli zbieramy też gotówkę w domu, która przyda się w przypadku wyjazdu z kraju.
To nie wszystkie finansowe zabiegi Ignacego. Skupuje również złoto. Jak tłumaczy, nie chodzi o sztabki trudne do transportu i sprzedaży, ale o złote monety. Jedna uncja jest warta ok. 15 tysięcy złotych i waży ok. 30 g.
– W trakcie wojny powinno się mieć “pchełki”, czyli złoto jednogramowe. Nie kupisz przecież chleba za monetę wartą 15 tysięcy złotych – wyjaśnia Ignacy.
Według ostatnich notowań Narodowego Banku Polskiego cena za 1 g złota to ok. 486,75 zł. Złoto można sprzedać praktycznie na całym świecie w odpowiednich do tego miejsca. Jest uznawane za jedną z najbezpieczniejszych form inwestycyjnych i oszczędnościowych w czasach kryzysów finansowych i politycznych.
Plan działania Ignacego w pełni popiera jego żona Anna. Jest nawet większą zwolenniczką ucieczki z kraju. Kobieta nie chce podzielić losu swojej przyjaciółki z Ukrainy. – Anastazja była w ciąży, gdy jej mąż zginął na froncie. Był zawodowym żołnierzem. Nie wyobrażam sobie takiego dramatu w mojej rodzinie – opowiada Anna.
Takie osoby, jak Ewa i Ignacy, Tomasz określa jednym słowem: dezerterzy.
– Uważam, że takie osoby powinny być dożywotnio pozbawione praw publicznych i obywatelstwa. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której idę w kamasze i urywa mi obie nogi, a później mam takie same prawa jak jakiś “Warszawiak”, który uciekł z kraju i wrócił po wojnie – mówi stanowczo mężczyzna.
Tomasz ma 23 lata, studiuje prawo. Jest singlem. Mieszka w Poznaniu. Od 2022 roku jest żołnierzem wojska polskiego. Już wcześniej planował pójście w kamasze. – W dzieciństwie byłem harcerzem. Interesowała mnie historia i militaria. Od zawsze lubiłem bawić się bronią i zostało to we mnie do dziś – opowiada.
Przez prawie rok służył jako zawodowy żołnierz. Postanowił jednak wrócić na studia. Dzienne studia łączy ze służbą w Wojskach Obrony Terytorialnej. – Jeździmy pilnować granicy z Białorusią. Teraz trwa akcja “Horyzont”, czyli pilnowanie infrastruktury kolejowej. Mamy sporo zadań i wyzwań – opisuje.
Nietrudno zgadnąć, że Tomasz zamiast ucieczki z kraju wybierze walkę za ojczyznę. – Oczywiście będę walczył i bronił ojczyzny. To nie tylko mój obowiązek. Jako obywatel nie wyobrażam sobie postąpić inaczej – stwierdza.
I nie chodzi tu tylko o to, że należy do obrony terytorialnej. Bez tego, jak mówi, postąpiłby tak samo. Decyzja Tomasza o pozostaniu w kraju to także efekt chłodnej oceny sytuacji.
– Ewentualny konflikt w Polsce nie będzie wyglądał jak II wojna światowa. Nie będzie obozów koncentracyjnych i wywózek na Syberię. Nikt nam nie zajmie całego kraju. Oczywiście, że będą zbrodnie wojenne i kryzys, ale to nie to samo – przewiduje.
Tomasz dziwi się ludziom, którzy planują uciekać przed wojskiem. Abstrahując od powodów ideologicznych, nie widzi w tym sensu. – Powtarzam wszystkim znajomym: jest mała szansa, że skutecznie uciekniecie przed wojskiem. Przecież prawie wszystkie państwa na zachód i południe od Polski są w Unii Europejskiej. Ściągnięcie uciekinierów z powrotem będzie bardzo proste – mówi.
Wspominam Tomaszowi, że Ewa i Ignacy myślą o krajach poza UE: Kanadzie i USA. – Ale te kraje są w NATO. Jestem przekonany, że są procedury i umowy, które regulują odsyłanie dezerterów. Jedynym wyjściem jest Ameryka Południowa czy Afryka. Tyle że kto chciałby uciekać z bogatej Europy? – śmieje się Tomasz.
23-latek nie rozumie paniki związanej z nieuchronną śmiercią cywili podczas wojny. Jego zdaniem wojna to dobrze znane zjawisko, które dzieje się od lat na całym świecie. – To nie jest tak, że, jak trwa wojna, to krwawi cały naród. Na Ukrainie zasięg skutecznie odczuwalnej wojny jest do 50 km od linii frontu. Dalej toczy się już normalne życie – mówi.
A co z bombardowaniami? Tysiące cywili zginęło w Ukrainie. Ludzie obawiają się, że stracą dach nad głową albo nawet życie – dopowiadam.
– Zdaję sobie z nich sprawę, tak samo, jak z blackout’ów (np. brak dostępu do prądu). Mimo wszystko da się w takich strefach żyć normalnie. Uważam, że nie groziłoby mi, jako cywilowi, aż tak duże zagrożenie, jakie ludzie sobie wyobrażają – mówi Tomasz.
Młody żołnierz nie wyobraża sobie opuszczenia ojczyzny. Za granicą czułby się jak obywatel drugiej kategorii. – Przykładem są Ukraińcy w Polsce. Rosną nastroje antyukraińskie w naszym kraju. Ukraińcy przestają czuć się jak u siebie w domu. Poza tym w Polsce mam rodzinę, przodków, ojcowiznę. To jest moje miejsce na ziemi – tłumaczy.
Tomasz ma młodszego brata, który dopiero co skończył 18 lat. Podobnie, jak on nastolatek w razie potrzeby chwyci za broń w obronie Polski. Rodzice braci mogliby wyjechać z Polski, bo nie byliby w stanie walczyć ze względów wiekowych i zdrowotnych.
Według Tomasza problem z dezerterami można byłoby rozwiązać w – jego zdaniem – skuteczny i prosty sposób. – Powinny powrócić jednostki karne. Takich dezerterów należałoby sprowadzić do kraju i za karę wysłać w najgorsze miejsca na froncie. To byłby dobry odstraszacz – zapewnia Tomasz.
23-latek jest w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś zdolny do służby mógłby unikać powołania. To przypadek samotnego ojca wychowującego dzieci albo starszych schorowanych ludzi. – W takiej sytuacji całkowicie rozumiem, że ktoś nie wybiera na pierwszym miejscu ojczyzny. To są jednak skrajne przypadki. Jako obywatele Polski mamy nie tylko prawa, ale też obowiązki. Jeżeli ktoś nie ich nie wypełnia, to powinien za to ponieść konsekwencje – podsumowuje przyszły prawnik.
Dojrzałość 18-latki: “Każdy boi się wojny”
Bardziej wyrozumiała jest Wiktoria. Dziewczyna dopiero co weszła w dorosłość. Szykuje się do matury. Uczy się w “chmurze”, czyli przez internet. Wraz z chłopakiem mieszka we Wrocławiu.
– Jestem przeciwna karaniu osób, które uciekłyby z kraju. Wojna to cierpienie i chaos. Nie dziwię się, że ktoś chce przed nią uciec. Przecież żołnierzom też zdarza się uciec z pola bitwy, mimo że chcą bronić ojczyzny – wyjaśnia.
Wiktoria nie zamierza uciekać przed wojną. Wolałaby jednak nie angażować się w bezpośrednią walkę. – Próbowałabym pewnie pomagać jako sanitariuszka. Nie widzę się kompletnie z bronią w ręku. Opieka nad rannymi i wsparcie medyczne są równie ważne – mówi.
Maturzystka zdaje sobie sprawę z ryzyka pozostania w kraju, w którym toczy się wojna. Stara się racjonalnie podchodzić do zagrożenia. – Każdy boi się wojny. Ten strach jest normalny. Wiem jednak, że strach nie wyklucza działania. Szukałabym dla siebie roli, w której mogłabym pomóc bez niepotrzebnego narażania życia – tłumaczy.
Chłopak Wiktorii też zamierza bronić ojczyzny. Wiktoria boi się o niego, ale wie, że nie może podejmować za niego decyzji. – Nie miałabym mu za złe, gdyby uciekł, tak samo, gdyby zdecydował się walczyć o nasz kraj – podkreśla 18-latka.
Źródło: Radio ZET
Byłeś świadkiem czegoś niespodziewanego? Masz temat, którym powinniśmy się zająć?
Zgłoś sprawę przez Czerwony telefon Radia ZET