Z założenia system kaucyjny miał być prostym rozwiązaniem – kaucja doliczana do ceny produktów w opakowaniach, a następnie zwracana klientowi po oddaniu pustych butelek czy puszek. W praktyce jednak wdrożenie tego mechanizmu w Polsce, które rozpoczęło się w październiku, napotyka poważne trudności. Już teraz wiele sklepów, zarówno małych, jak i dużych, deklaruje, że nie przystąpi do programu. Powodami tej decyzji są: brak infrastruktury, wysokie koszty dostosowania i problemy organizacyjne.
Obowiązek uczestnictwa dotyczy jedynie dużych sklepów o powierzchni powyżej 200 m kw. Małe punkty handlowe mogą teoretycznie pozostać poza systemem, ale to rozwiązanie wiąże się z ryzykiem utraty klientów. Konsumenci mogą po prostu wybierać większe sklepy, gdzie przy okazji zakupów odzyskają swoją kaucję. To właśnie ten czynnik może zmusić mniejsze sklepy do dołączenia do systemu, mimo że dla wielu z nich oznacza to dodatkowe koszty, które trudno udźwignąć.
Małe sklepy na skraju opłacalności
Sytuacja małych sklepów w Polsce jest już teraz dramatyczna. Dane Krajowego Rejestru Długów pokazują, że ich łączne zadłużenie przekracza 681 mln zł, a średnia zaległość wynosi 30 tys. zł. Rekordziści mają na karku nawet 3 mln zł długu. W takich warunkach każdy dodatkowy wydatek – od zakupu oprogramowania po organizację punktów zbiórki – jest dodatkowym obciążeniem.
Polska Izba Handlu szacuje, że w krajach, które wprowadziły podobne systemy, przychody małych sklepów spadały nawet o 30 proc. To realne zagrożenie dla wielu rodzinnych biznesów, które już teraz balansują na granicy opłacalności.
Browary budują własne systemy
W cieniu problemów małych sklepów duże koncerny piwowarskie znalazły sposób na ominięcie centralnego systemu kaucyjnego. Carlsberg, dzięki zgodzie mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego, już wyłączył swoje szklane butelki zwrotne z systemu. Grupa Żywiec czeka na podobną decyzję. Zamiast korzystać z ogólnopolskiego operatora, browary argumentują, że ich własne systemy zbiórki są bardziej efektywne – Carlsberg deklaruje, że odzyskuje aż 92-94 proc. butelek, czyli więcej niż wymagane przez przepisy 90 proc.
Mechanizm działania jest prosty. Browary dostarczają swoje produkty do sklepów i hurtowni, a przy kolejnych dostawach odbierają puste butelki. Bez pośredników, dodatkowych opłat i – jak twierdzą – z mniejszym śladem węglowym. Dla koncernów to korzystne rozwiązanie, ale dla rynku oznacza to utrzymanie dwóch równoległych systemów kaucyjnych, co może prowadzić do logistycznego chaosu.
Ekologia czy biznes?
Browary argumentują, że ich działania są bardziej ekologiczne i ekonomiczne. Twierdzą, że centralny system kaucyjny wprowadza dodatkowego pośrednika, co wydłuża procesy logistyczne, podnosi koszty i zwiększa emisję CO2. Jednak dla małych sklepów i konsumentów to kolejne komplikacje. Różne systemy oznaczają różne zasady zwrotu opakowań, co może zniechęcać klientów do korzystania z programu.
W teorii system kaucyjny miał być prostym narzędziem do walki z odpadami. W praktyce staje się jednak kolejnym wyzwaniem dla polskiego handlu. Małe sklepy, już teraz obciążone długami, mogą nie udźwignąć nowych kosztów. Duże browary, zamiast wspierać centralny system, budują własne obiegi, co prowadzi do podziału rynku.