Skoro już o tym wybitnym dziele polskiej kinematografii mowa, to wam też współprowadzący ceremonię Kevin Hart przypominał występującego w tym filmie Michała Milowicza? Tak, tego samego, który zachwycał się amerykańską kulturą. I też siedzieliście z miną a la Cezary Pazura, który tylko czekał, żeby dosadną tyradą podsumować jego infantylne zachowanie?

No to witajcie w klubie.

Hart może i nie wyszedł na scenę z tekstem „przykumaj te kocie ruchy”, ale jego „make some noise” średnio przystawało do takiego wydarzenia. Włożona permanentnie do kieszeni ręka podczas zabierania głosu — tym bardziej.

Jego słowa, że jest „najbardziej zabawnym gościem w Stanach” trąciły zapewne ironią, a przynajmniej mam taką nadzieję, ale wyszło to mało… zabawnie. Naprawdę czasem lepiej „stać jak »żelbetonowy« kloc”.

Gianni Infantino, Donald Trump, prezydent Meksyku Claudia Sheinbaum i premier Kanady Mark Carney Gianni Infantino, Donald Trump, prezydent Meksyku Claudia Sheinbaum i premier Kanady Mark Carney (Foto: PAP/EPA/SHAWN THEW)

Dalej było jeszcze bardziej „dowcipnie”. Setnie się ubawiłem, gdy zaproszeni na scenę prezydenci Kanady, Meksyku i USA „wylosowali” swoje kraje. Najbardziej z takiego obrotu spraw zadowolony był oczywiście Gianni Infantino. Musiało mu się przypomnieć, jak przez lata przeprowadzał podobne „losowania” jako „Łysy z UEFA”.

Do śmiechu nie było za to zbytnio prezydent Meksyku. Podczas robienia przez Infantino selfie pani Claudia Sheinbaum niechętnie przybliżyła się do Donalda Trumpa. Ciekawe dlaczego…

Mount Everest hipokryzji

Nie chodziło pewnie nawet o to, co wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej. Choć tuż przed rozpoczęciem ceremonii wchodzący na salę Trump z kamienną miną oznajmił, że nie wie, komu zostanie przyznana pierwsza w historii nagroda pokoju FIFA, było jasne, że innego laureata być nie może.

Jego marzeniem było otrzymanie Pokojowej Nagrody Nobla, ale i tym trofeum nie pogardził. Choć o piłce nożnej ma mgliste pojęcie, to pewne stare futbolowe prawidło zna. To, że liczy się to, co w sieci. Amerykański prezydent tak nie mógł się doczekać swojej nagrody, że sam założył sobie medal na szyję. Niepodrabialny jest to człowiek.

Donald Trump zakłada sobie medal, obok Gianni InfantinoDonald Trump zakłada sobie medal, obok Gianni Infantino (Foto: PAP/EPA/WILL OLIVER)

Ten moment można było jeszcze zbyć uśmiechem politowania. Podobnie jak to, że sama ceremonia wręczenia tego trofeum trwała prawie dwa razy dłużej niż zaplanowano. Ale nad jedną rzeczą przejść obojętnie już się nie da.

Laudacja, którą wygłosił pod jego adresem spiker, była najwyższym szczytem hipokryzji. Z głośników popłynęły słowa o tym, jak dzielny prezydent Trump przemierza cały świat z kagankiem ładu i harmonii. Gdzie on to nie zaprowadził pokoju! I między Rwandą a DR Konga. I między Kambodżą a Tajlandią. I między Pakistanem a Indiami. I między Izraelem a Palestyną.

Nie zabrakło oczywiście także zapewnienia, że prezydent Trump „podejmuje stałe wysiłki na rzecz trwałego pokoju między Rosją a Ukrainą”. Nie dziwię się, że prowadzący tę transmisję komentator TVP Sport tego fragmentu po prostu nie przetłumaczył. Szacunek.

PS Ale żeby nie było, że tylko narzekam: przynajmniej Infantino w końcu nie założył swoich białych sneakersów.