W ostatnich miesiącach Onet opublikował serię artykułów dotyczących dronów dla wojska, które produkowane są w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 2 (WZL2) w Bydgoszczy. Na podstawie wojskowego raportu, do którego dotarli współprowadzący podcast „Fronty Wojny”, szczegółowo opisano fatalny stan programu drona rozpoznawczego „Wizjer”.

Z raportu wynika, że przyczyną katastrof tych maszyn — z których najbardziej spektakularny był upadek jednego z nich na samochody Poczty Polskiej w Inowrocławiu — były poważne problemy techniczne. Chodzi m.in. o aplikację NSK (Naziemna Stacja Kontroli), która wielokrotnie się zawieszała, wymuszając ponowne uruchomienie. To zaś powodowało utratę kontroli nad lecącym dronem przez operatorów.

Co gorsza, system „Wizjer”, który ma służyć do celów rozpoznawczych, nie przekazuje informacji w czasie rzeczywistym. Dane trzeba zgrywać na płytę CD i przewozić do dowództwa. System nie jest również kompatybilny z żadnym z systemów dowodzenia stosowanych w Siłach Zbrojnych RP.

W czasie, gdy ukraińscy żołnierze przenoszą drony w plecakach, „Wizjer” stworzony w WZL2 musi być umieszczony w aż 11 skrzyniach, a do przewiezienia całego zestawu potrzebny jest samochód ciężarowy.

Po tekstach Onetu głos zabrał Bartosz Kownacki, poseł PiS z Bydgoszczy i były wiceminister obrony. W dzienniku „Niezależna” stwierdził, że „atak na Wizjera i choć nie wprost na Orlika [kolejny z dronów, konstruowany w WZL2 — przyp. red.], przypomina to samo, co swego czasu działo się z karabinkiem Grot. Wtedy też Onet udowadniał, że nie ma sensu finansować tego projektu (…)”.

Edyta Żemła i Marcin Wyrwał zaprosili więc Bartosza Kownackiego do rozmowy w podcaście „Fronty Wojny”, by zapytać, czy polski przemysł może dostarczać wojsku wadliwy sprzęt, tylko dlatego, że jest faworyzowany przez polityków? I dlaczego ignorowane jest stanowisko armii przy tego typu przetargach?

Wyrwał na początku zapytał wprost, dlaczego były wiceminister obrony uważa, że dziennikarze Onetu chcą deprecjonować drona „Wizjer”.

— Nie chciałbym nikogo obrazić, ale od czasów bycia w Ministerstwie Obrony Narodowej widzę pewną prawidłowość: wielu dziennikarzy piszących o sektorze zbrojeniowym, pisze akurat to, co im ktoś przyniósł. Czasem robi to bezrefleksyjnie, a czasem dlatego, że pojechali na wyjazd do Francji, Hiszpanii, Szwecji. Potem piszą artykuły tylko po to, żeby na przykład skorzystała na tym w ten czy inny sposób konkurencja przy dużych przetargach — powiedział Kownacki, nazywając to „miękkim lobbingiem”.

Żemła przyznała, że wie, iż taka praktyka ma miejsce. Dodała jednak, że mimo wielu zaproszeń od różnych firm zbrojeniowych na tego typu wyjazdy, nigdy z nich nie skorzystała. Również Wyrwał potwierdził, że nigdy nie przyjął zaproszenia na tego typu wyjazd. W tym miejscu Kownacki ujawnił, że takie zaproszenia od koncernów zbrojeniowych kierowane są również do polityków.

— Koledzy z Francji proponowali mi takie wyjazdy i możliwość robienia kariery biznesowej, naukowej lub innej — dodał.

Poseł w obronie fabryki z okręgu

Marcin Wyrwał zapytał jednak, czy fakt, że gość „Frontów Wojny” jest posłem ziemi bydgoskiej, nie powoduje, iż staje się stronniczy w obronie zakładów zbrojeniowych ze swojego okręgu wyborczego.

— Rzeczywiście zależało mi na zakładach bydgoskich, na tym, żeby się rozwijały, żeby były dobre. Do dziś mi zależy. Kiedy słyszę, że WZL2 mogą przestać funkcjonować, że mogą być zamknięte, mogą zbankrutować, to abstrahując od kwestii bezpieczeństwa państwa, mi jako posłowi tej ziemi, zależy na tym, by tak się nie stało — przyznał Kownacki.

Dziennikarze zapytali, dlaczego mimo potężnego wsparcia politycznego, zakłady w Bydgoszczy nie są w stanie wyprodukować sprzętu, którego potrzebuje armia. Przypomnieli, że już w 2016 r. Kownacki, jako wiceszef MON, ogłosił powstanie Centrum Kompetencyjnego Bezzałogowych Statków Powietrznych na bazie WZL nr 2.

Wojsko dronów jednak do dziś nie dostało.

Bartosz KownackiPiotr Nowak / PAP

Bartosz Kownacki

Audyt był miażdżący

W 2021 r. w WZL2 pojawiła się za to czteroosobowa grupa kontrolerów z Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ). Audyt zlecony przez prezesa PGZ Sebastiana Chwałka trwał dwa miesiące. Sprawozdanie, oceniające wydawanie pieniędzy w bydgoskiej spółce w latach 2019-2021, było miażdżące. Jeden z punktów brzmiał: „Skala nieprawidłowości i zaniechań wymaga podjęcia zdecydowanych działań naprawczych, w tym także kadrowych”.

Suchej nitki audytorzy nie zostawili także na realizacji programu „Orlik”, który miał być dronem klasy taktycznej krótkiego zasięgu. Umowa z MON o wartości prawie 800 mln zł obejmowała dostawę ośmiu zestawów w latach 2021-2023. Już cztery lata temu audytorzy z PGZ wskazali na opóźnienie programu oraz problemy konstrukcyjne, techniczne i systemowe wady „Orlików”.

Kownacki: Dlaczego Wizjer latał w Inowrocławiu?

Kownacki, zapytany o działania nadzorcze, przypomniał, że z resortu obrony odszedł w 2018 r. Problem w tym, co zauważyli dziennikarze, że dziś poseł Kownacki, będąc w opozycji, jako pierwszy poinformował publicznie o ogromnych kłopotach z dronem „Wizjer” i wielu katastrofach z udziałem tego sprzętu. Kownacki przyznał, że dowiedział się o tym od pracowników bydgoskich zakładów.

— Rozumieją państwo, że to jest ziemia bydgoska i jeśli słyszę, że nie wszystko w zakładzie jest w porządku, to mogę się niepokoić. Miesiąc później dochodzi do poważnej katastrofy w Inowrocławiu z udziałem tego drona. Zastanawiające jest to, skąd w ogóle Wizjer się tam wziął? Dlaczego latał na lotnisku w Inowrocławiu, a nie na poligonie — pyta Kownacki.

Jednocześnie zasugerował, że może komuś chodzi o to, aby wokół dronów z Bydgoszczy stworzyć złą atmosferę, by wojsko ich nie zamówiło.

Frustracja żołnierzy

— Nie mam pretensji do dziennikarzy Onetu, że opisują nieprawidłowości związane z tym sprzętem. To jest wasza praca, ale ktoś celowo przekazał wam te dokumenty. Na przykład konkurencja, która chce przejąć ten kontrakt — sugeruje Kownacki.

Ta wypowiedź spotkała się z protestem dziennikarzy. Marcin Wyrwał przypomniał, że przede wszystkim zarówno on jak i jego koleżanka mają rozbudowane kontakty w wojsku, więc zdobycie tego rodzaju dokumentu nie jest dla nich specjalnym problemem. Podkreślił jednak jeszcze jedną rzecz: w ogromnym stopniu motywacją wojskowych, którzy zwracają się do dziennikarzy jest ich frustracja tym, bo się dzieje w strukturach armii. W tym przypadku to właśnie frustracja żołnierzy spowodowana świadomością tego, jaki sprzęt trafia do armii, miała wiele wspólnego z ujawnieniem raportu.

— Tu jest problem — przyznał Kownacki. — Jeżeli chodzi o Wizjera, to wiedziałem o problemach już dużo wcześniej. Naprawdę długo się zastanawiałem, czy warto pójść do WZL2 z kontrolą poselską i czy warto ten temat nagłaśniać, bo miałem też świadomość tej drugiej strony medalu, że ktoś to może wykorzystać przeciwko zakładowi.

Dziennikarze zauważyli, że tego typu dylematy może mieć poseł reprezentujący region, w którym ulokowane są państwowe zakłady. Jednak dziennikarz powinien być ponadto, ponieważ w sprzęt, który nie spełnia wymogów wojska, przez lata wpompowywane były ogromne środki z kieszeni podatników.

Kownacki, odbijając piłeczkę, odparł, że projekty wojskowe na całym świecie pochłaniają ogromne pieniądze i nie zawsze kończą się sukcesem.

Prezesi zmieniali się jak w kalejdoskopie

Żemła przypomniała, że spółki zbrojeniowe zwykle są łupem politycznym, a intratne stanowiska są w nich obsadzane przez ludzi partii, która aktualnie sprawuje władzę. Zapytała więc Kownackiego, czy proponując stworzenie na bazie WZL2 centrum dronowego, sprawdził, czy są tam odpowiednio przygotowane kadry i racjonalne plany rozwoju?

— Ten zakład zupełnie inaczej wygląda dziś czy dwa lata temu, niż wyglądał w 2016 r., kiedy ja byłem wiceminister obrony narodowej. Tam była garstka fanatyków, która myślała o dronach. Zakład wtedy dopiero tę kompetencję budował. Nawet trudno było wtedy nazwać WZL2 manufakturą, bo nawet tym nie były. Od tego trzeba było zacząć. Tego się nie da zrobić szybko — stwierdził Kownacki, dodając, że jeszcze za PiS-u, prezes tych zakładów stracił stanowisko m.in. dlatego, że nie poradził sobie z programem dronowym.

Dziennikarze zauważyli, że później prezesi zakładów w Bydgoszczy zmieniali się jak w kalejdoskopie, a efekty są takie, że dronów dla wojska ta firma nie jest w stanie zbudować, lecz cały czas czeka na kolejny aneks i kolejne pieniądze z budżetu państwa.