— Kryzys w służbie zdrowia? Było wiadomo, że przyjdzie na koniec roku. To jest dyżurny temat, jak aborcja — mówi Onetowi jeden z lekarzy POZ, chcący zachować anonimowość. — Co roku słyszę i widzę, jak decydenci każdej maści „pochylają się z troską nad pacjentem”, a nic z tego nie wynika. I zabawa trwa, od dziesiątek już lat, a kasy w NFZ jak nie było, tak nie ma — dodaje zirytowany lekarz.
Jakie są problemy w polskiej służbie zdrowia?
Czemu szczyty medyczne są porównywane do gonienia króliczka?
Jakie są propozycje dotyczące finansowania NFZ?
Dlaczego nie wprowadzono reform w służbie zdrowia?
Rzeczywiście, od kilku tygodni Polska żyje dramatycznym — oraz jak mawiają lekarze — tradycyjnym brakiem pieniędzy w NFZ. Do tego ujawniono propozycję ministry zdrowia do ministra finansów, by ograniczyć świadczenia medyczne. Bo fundusz nie daje rady.
Wokół tego tematu swój szczyt zapowiedział prezydent i zorganizował go w piątek, 5 grudnia. Dzień wcześniej, również na szczycie, obradowali przedstawiciele rządu. Zarówno duży, jak i mały pałac, przez wiele godzin dyskutowali z przedstawicielami medyków, jednak skutków dla pacjenta jakoś na razie nie widać.
Szczyty medyczne? „Gonienie króliczka”
— Z tymi szczytami jest trochę, jak z gonieniem króliczka. Celem tego rodzaju spotkań jest dyskutowanie, wymiana poglądów, nagłośnienie pewnych problemów, ale na pewno nie jest znalezienie doraźnie rozwiązań najbardziej palących problemów. A tak te szczyty przedstawiano, kompletnie bez podstaw — mówi Onetowi Sebastian Goncerz, lekarz rezydent psychiatrii, szef Porozumienia Rezydentów.
— Mówię to z zewnętrznej perspektywy, bo niestety nie zaproszono nas na żaden z tych szczytów. Plusem jest, że takie spotkania się odbyło, bo doszło do dyskusji, wymiany stanowisk na najwyższym szczeblu. Na moment zdrowie było w centrum polityki — tam, gdzie być powinno znacznie częściej — wskazuje.
Pozytywnie ocenia też, że zarówno strona rządowa, jak i Pałac Prezydencji nie sugerują, że kryzys w ochronie zdrowia to wina lekarzy i ich wysokich zarobków. — Jednak niewiele z tego wszystkiego wynika i mimo podniosłych spotkań i zapewnień, że wszystko jest dobrze, sytuacja pacjentów nie poprawi się w efekcie tych szczytów — mówi Goncerz.
— Rozwiązania problemów w służbie zdrowia jak przed szczytami nie było, tak nadal nie ma — zaznacza. — A tu mamy dekady zaniedbań. Tak wielkich, że dosypanie kasy ma szansę coś zmienić, ale wyłącznie pod warunkiem, że się to zrobi z głową. Bo ochrona zdrowia jest w sytuacji tragicznej — mówi szef Porozumienia Rezydentów.
Dosypać pieniędzy? „Tak, ale z głową”
Sebastian Goncerz zauważył, że mamy dziś jedno z najniższych finansowań służby zdrowia w Europie, które wynosi około 6 proc. PKB, podczas gdy w Europie, na zachodzie, norma to od 9 do 11 proc.
— Nieprawdziwe są więc tezy, że NFZ to worek bez dna i ile by się pieniędzy nie dosypało, zawsze będzie za mało. Ale prawdą jest, że wielokrotnie kasa jest wydawana nieefektywnie — mówi Goncerz. — Bez planu, bez namysłu i bez skutków dla pacjenta — wskazuje. — We wszystkich obszarach niezbędna jest kompleksowa reforma, ale nie młotem — jak próbują to robić niektórzy politycy — ale skalpelem, precyzyjnie. Bo nie można w ten sam sposób reformować przykładowo psychiatrii i kardiologii. Szczerze mówiąc, to zadanie może zająć nawet dziesięciolecia. Tym bardziej, że dotąd nie było chyba rządu, który na serio by się za to wziął — podsumowuje szef Porozumienia Rezydentów.