• Kto odpowiada za amerykańsko-rosyjskie kontakty?
  • Jak wygląda lista potencjalnych wspólnych interesów?
  • Czym Putin chce skusić Trumpa?

Na początek aktorzy tego dramatu w dwóch rolach głównych. Numer jeden: Kirył Dmitriew. Szef publicznego rosyjskiego funduszu inwestycyjnego, absolwent prestiżowych zachodnich uczelni i jeden z najbliższych współpracowników Władimira Putina. Numer dwa: Steven Witkoff, amerykański biznesmen, partner od golfa dla Donalda Trumpa. Witkoff został specjalnym wysłannikiem USA na rozmowy z Rosją o Ukrainie. Ale z Dmitriewem spotykał się od wiosny i ustalał z nim, jak Rosja i Ameryka podzielą się przyszłymi zyskami z robionych wspólnie interesów. By te interesy robić, zakończą wojnę w Europie. Plan niby prosty, problem w samej Ukrainie, która jako suwerenne państwo nie chce zgodzić się na siłowy dyktat. Nacisk jest tym większy, że chodzi o gigantyczne pieniądze. Jakie konkretnie?

Lista amerykańsko-rosyjskich biznesów

Numer jeden to Nord Stream, biznes kluczowy dla bezpieczeństwa Polski. To system morskich rurociągów budowany wspólnie przez Rosjan i Niemców, by dostarczać nimi tani rosyjski gaz dla niemieckiej gospodarki. Pierwszą nitkę wysadzili sabotażyści i nie nadaje się do użytku, druga do użytku nie została oddana. Razem ze swoim właścicielem ma zostać wystawiona na licytację w ramach szwajcarskiego postępowania upadłościowego. Chce ją kupić amerykański biznesmen Stephen Lynch, jeden ze sponsorów kampanii Trumpa, który biznesy w Rosji robił od 20 ponad lat, aż do wybuchu wojny w Ukrainie. Lynch przekonuje, że zakup gazociągu to życiowa okazja, by strategiczną instalację przejąć i kontrolować zasilanie Europy w energię, gdy Rosjanie i Europejczycy – konkretniej Niemcy – po wojnie do interesów wrócą. A wtedy Ameryka rozdawałaby karty. Rzecz w tym, że Lynch już wcześniej był oskarżany o biznesowe spiskowanie z Rosją przeciwko Zachodowi. On sam wszystkiemu zaprzeczał.

Numer dwa: Arktyka. O bogactwach, jakie kryje północ Amerykanie myślą od dawna. Złoty interes do zrobienia w Arktyce zobaczył miliarder Gentry Beach. To przyjaciel Trumpa juniora ze studiów i jeden z najwierniejszych republikańskich sponsorów. W rozlicznych światowych podróżach występujący w roli samozwańczego ambasadora agresywnej amerykańskiej polityki gospodarczej.

Nazwisko Beach pojawiło się w ostatnim czasie w doniesieniach na temat przejęcia od Rosjan prawa do wydobycia gazu ziemnego w Arktyce, a także udziałów w terminalu do załadunku skroplonego surowca na supergazowce. Które później drogą północną dowożą ładunek, na zachód, do Europy, albo na wschód, do Indii lub Chin. Terminal należy do rosyjskiego giganta energetycznego – firmy Novatek. Jednym z jej właścicieli jest supermiliarder z Petersburga, rodzinnego miasta Władimira Putina. Miliarder nazywa się Giennadij Timczenko i jest – podobno – jednym z architektów koncepcji wciągnięcia Ameryki w grę o wielkie pieniądze. I przekonania jej tą drogą do trzymania strony Kremla w negocjacjach pokojowych z Ukrainą.

Numer trzy: Exxon Mobile, amerykański gigant energetyczny, który po agresji Rosji na Ukrainę i wdrożeniu amerykańskich sankcji musiał zamknąć swoje biznesy w Rosji. Teraz marzy o powrocie do zarabiania tam wielkich pieniędzy. A od inauguracji nowego amerykańskiego prezydenta śmielej działa na rzecz ich spełnienia. Zimą przedstawiciele Exxona spotkali się z Rosjanami w Arabii Saudyjskiej. Rozmawiali tam o przyszłym biznesie do zrobienia po zakończeniu wojny. Moskwa proponowała inwestycje w arktyczne złoża i nowe koncesje wydobywcze. Czyli otwarcie Amerykanom drogi na Daleki Wschód.

Latem z supertajną misją do Rosji poleciał jeden z członków zarządu Exxona. Na rozmowy o projekcie Sachalin, czyli wydobyciu z pól naftowych położonych na Morzu Ochockim w rejonie wyspy. Sachalin to jedna z największych na świecie inwestycji Exxona, prowadzona od trzydziestu już lat, razem z rosyjskim Rosnieftem. Porzucona w dramatycznych biznesowo okolicznościach, gdy Rosjanie po wybuchu wojny z Ukrainą siłowo zajęli amerykańską własność. Exxon chciał Sachalin sprzedać, Moskwa postawiła na rozwiązanie siłowe. Teraz obie strony zakopały – nomen omen – topór wojenny. I przymierzają się do powrotu „business as usual”.

Numer cztery, czyli wyprawa na Księżyc. A może na Marsa. Minionego lata Dmitrij Bakanow, szef rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos, odwiedził Centrum Kosmiczne NASA w Houston. I była to pierwsza taka wizyta od 2018 roku. Zwiedził też zakłady Boeinga, który bierze udział w amerykańskim programie kosmicznym. Oraz SpaceX, firmę należącą do najbogatszego człowieka na świecie Elona Muska. Musk obiecał prezydentowi Trumpowi, że zawiezie Amerykanów na Marsa. Wcześniej miałby dostarczyć na Księżyc elementy do budowy stałej bazy przesiadkowej do dalszych podróży po Układzie Słonecznym. Udział w obu przedsięwzięciach deklarują… Rosjanie. Adwokatem tego projektu miał być sam Kirył Dmitriew, który stoi za operacją przekonywania Donalda Trumpa do robienia z Rosją interesów. Rosjanie i Amerykanie od dziesięcioleci odbywają wspólne misje na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Dmitriew przekonywał więc, że ściśle współpracując, w przyszłości mogą sięgnąć gwiazd. Dosłownie. Dwaj odwieczni wrogowie, ścigający się od zarania dziejów w kosmosie, mogliby teraz – we wspólnej misji statkiem kosmicznym Elona Muska – skolonizować Marsa.

Są też numery pięć i sześć. Czyli wspólne wydobycie metali ziem rzadkich i zakup przez Amerykanów udziałów w rosyjskim koncernie energetycznym Łukoil, który od października znajduje się na najnowszej amerykańskiej liście sankcyjnej. Oraz wiele innych przedsięwzięć, o których (na razie) pojęcia nie ma nikt.

I na koniec: Trump Tower Moscow

To niedoszłe przedsięwzięcie obecnego prezydenta, zaprezentowane po raz pierwszy ponad 30 lat temu w książce „Art of Deal”. Monumentalny, luksusowy hotel, potencjalna wspólna inwestycja Trumpa i władz radzieckich miałaby stanąć naprzeciwko Kremla. Przedsięwzięcie nie doszło do skutku, co nie przeszkadzało Trumpowi mówić o Rosji jak o jednym z najatrakcyjniejszych inwestycyjnie państw na świecie. Ten głos sprzed lat wybrzmiał teraz na Kremlu. Trump Tower Moscow wróciła w nowej odsłonie. Na wiosnę Kreml zarządził przygotowanie komercyjnej oferty dla Amerykanów. Konkretnie lokalizacji 150-metrowego wieżowca w samym centrum rosyjskiej stolicy. Według rosyjskich mediów Putinowi chodziło o biznesową przynętę dla prezydenta USA i zainteresowanie go bezpośrednimi kontaktami. Ta strategia zakiełkowała w umysłach rosyjskich oligarchów na wiosnę, po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta. I zadziałała już niecałe pół roku później.