Ale skoro to już oczywiste, a negocjacji nie kryje szczególnie już nawet sam Papszun, dlaczego klub usuwa się w cień i zachowuje milczenie w trakcie jednego z największych kryzysów w najnowszej historii? Głosu w sprawie trenera nie zabiera ani Dariusz Mioduski, ani Michał Żewłakow i Fredi Bobic, czyli dyrektorowie klubu.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Oto co robi Dariusz Mioduski. W największym kryzysie Legii
W momencie próby, w chwilach, gdy zespół jest wyraźnie rozbity, Dariusz Mioduski wybrał totalne milczenie. Z klubu nie docierają oficjalnie żadne komentarze, żadne próby wyjaśnienia tego, co dzieje się obecnie z zespołem. To nie do pojęcia, że klub w żaden sposób nie odnosi się do tego, o czym mówi obecnie przecież cała piłkarska Polska.
Nie do zrozumienia jest to, że trenerem tymczasowym pozostaje wciąż Inaki Astiz. To może być utalentowany człowiek sztabu szkoleniowego, który być może stanowi ogromną wartość dodaną dla pierwszego trenera. Problem w tym, że sam Hiszpan nie miał ambicji, by w tym momencie przejmować Legię i prowadzić ją tak długo.
Kadencja Edwarda Iordanescu potrwała 137 dni. Kadencja Inakiego Astiza trwa już 37 dni, przy czym niemal na pewno wydłuży się i potrwa do końca roku. To stanowczo za długi okres w przypadku trenera „tymczasowego”. Zwłaszcza takiego, który w ciągu tych 37 dni nie poprowadził piłkarzy do choćby jednego zwycięstwa w meczu jakichkolwiek rozgrywek. To amatorka, a nie profesjonalne zarządzanie klubem.
W istocie sobotnia porażka z Piastem Gliwice nie była już sensacją, lecz kolejnym powodem dla kibiców pozostałych Polski do wyśmiewania Legii. Nie tylko tego, jak gra, ale też tego, jak zachowuje się w obliczu potężnego kryzysu. Śmiechu z tego, że w trakcie koszmarnej passy władze klubu są jakby nieobecne. Nikt nie ośmiela się wyjść do dziennikarzy i kibiców i wytłumaczyć, dlaczego dzieje się to, co widać na boisku.
Sprowadzono gwiazdy za miliony. Legia zapomniała o najważniejszym
A przecież do tłumaczenia jest tu bardzo wiele. Drużyna miała w tym sezonie bić się o mistrzostwo Polski. Sprowadzono piłkarzy, co do jakości których nie ma żadnych wątpliwości.
W tym wszystkim zapomniano jednak zapewnić im też trenera, który wiedziałby, jak ponieść zespół do sukcesu. Co zrobić, by zawodnicy byli w stanie podnieść się po serii blamaży, jaką obserwujemy od kilku miesięcy. Bez tego nie da się niczego osiągnąć.
Oczywiście w obliczu tak dotkliwej serii porażek wiadomo, że niezależnie od tego, jakie tłumaczenia by się pojawiły, kibice i tak krytykowaliby obecną działalność Legii. Ale właśnie od tego jest pion zarządzający — by przynajmniej podjąć próbę uspokojenia kibiców i wyjaśnienia im, dlaczego kandydat do mistrzostwa walczy o utrzymanie w lidze.
Tego obecnie w Legii Warszawa brakuje, a kibice mają pełne prawo mieć przeświadczenie, że klub kierowany jest po omacku. Teraz wygląda to tak, jakby nikt nie miał pomysłu, jak wyjść z kryzysu. Jakby Dariusz Mioduski liczył, że wszystko zmieni się samo, bez czynnika „nowego otwarcia”, którego Legia przecież w tym momencie tak bardzo potrzebuje.
Ale, jak głosi mądre powiedzenie, szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.
Z tego szaleństwa śmieje się już nie tylko Ekstraklasa, ale nawet I liga. Liga, w której za kilka miesięcy może znaleźć się Legia Warszawa.