Wilfredo Leon od dawna jest uważany za jednego z czołowych siatkarzy. Grał w największych europejskich klubach, w tym w Zenicie Kazań i Sir Safety Perugia. Z medialnych doniesień wynika, że w czasie występów dla włoskiego klubu zarabiał 1,4 mln dolarów za rok (nieco ponad 6 mln zł przy ówczesnym kursie), co wówczas czyniło go najlepiej opłacanym siatkarzem świata.

Przed startem poprzedniego sezonu trafił do Bogdanki LUK Lublin. Polsat Sport ustalił, że na mocy kontraktu zarabia około 800-900 tys. euro rocznie (ok. 3,4-3,8 mln złotych). Jak sam przyznał Interii, kwestie finansowe nie były jego główną motywacją przy tym transferze. Zależało mu na tym, by jego dzieci chodziły do szkoły w Polsce.

ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką: kulisy wygranego meczu Polski z Kanadą

Sam Leon w przeszłości zabierał głos na temat swoich zarobków. Dużym echem odbił się jego wywiad dla portalu volley.ru podczas ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu. Został wtedy zapytany o krytykę, jaka spadła na niego po wyprowadzce z Kuby, co było równoznaczne z rezygnacją z gry dla reprezentacji tego kraju.

– Wiem, że mówią o mnie, że jestem obrzydliwie bogaty. Ale wszystko jest kwestią perspektywy. Jeśli na Kubie ktoś ma dobry dom, a jego żona i dzieci mają co jeść i w co się ubrać, to zdaniem wielu już jest bogaty. Mam auto i stać mnie na wakacje, to wystarcza, by na Kubie nazwać mnie osobą zamożną – stwierdził.

W środę reprezentacja Polski z Leonem w składzie zmierzy się z Turcją w ćwierćfinale mistrzostw świata. Starcie zapowiada się pasjonująco, gdyż obie drużyny na tym turnieju nie zaznały jeszcze porażki. Początek o 14:00.