Artur Boruc to jeden z najlepszych bramkarzy w historii polskiej piłki. Grał między innymi w Legii Warszawa, Celticu Glasgow, Fiorentinie i klubach angielskich: Southampton i AFC Bournemouth.
Na swoim koncie ma trzy mistrzostwa Szkocji i dwa mistrzostwa Polski, 128 meczów w Premier League i 22 w Lidze Mistrzów, gdzie świetnie spisywał się zwłaszcza w barwach Celticu w latach 2006-07.
Boruc rozegrał także 65 spotkań w reprezentacji Polski i był kluczowym zawodnikiem kadry podczas mistrzostw świata 2006 i Euro 2008. Karierę kończył w klubie, z którego wyjechał za granicę – w Legii – zdobywając z drużyną ostatnie mistrzostwo kraju w 2021 roku.
Od trzech lat Boruc przebywa na emeryturze. Razem z Wojciechem Kowalewskim i Łukaszem Fabiańskim otwierają właśnie profesjonalną szkółkę bramkarską w kategorii wiekowej od 8 do 17 lat.
Były piłkarz opowiada nam o początkach życia po karierze i nie ukrywa, że ma za sobą trudny czas.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak wygląda życie po karierze?
Artur Boruc: Przyznam szczerze, że inaczej wyobrażałem sobie przejście na emeryturę.
Jak?
Spodziewałem się, że okres przejściowy będzie łatwiejszy. Myślałem, że po piłce będzie sielanka. Tymczasem byłem lekko przyduszony przez życie i sam jestem sobie winien. Mam tu na myśli to, czym się zajmowałem, czyli brak zajęć. Było to obciążające dla mojej głowy. Mogę powiedzieć, że pojawiła się mała depresja.
ZOBACZ WIDEO: „Spróbujcie go powstrzymać”. Z piłką wyczynia cuda
I mówisz to ty, czyli facet, który zawsze jawił się jako piłkarz bardzo mocny psychicznie.
Zdawałem sobie sprawę, że po karierze może być trudno – może nawet nudniej, przez codzienność i mniejszą liczbę zajęć. Nie tylko o nudę chodziło.
Męczyłeś się sam ze sobą?
Dokładnie tak. Jeśli nie masz na siebie pomysłu, a ja takiego nie miałem, to jest problem. Myślałem, że najpierw sobie odpocznę, pół roku posiedzę w domu, brzydko mówiąc: będę sobie „pierdział w stołek” i będzie fajnie. Troszkę jednak przestrzeliłem z pomysłem na pierwszy etap emerytury.
Jak on wyglądał?
Nagle masz dużo czasu, nie musisz wstawać na trening, odpada ci dyscyplina, codzienna rutyna. Czujesz, jakbyś z dnia na dzień stawał się po prostu mniej potrzebny. Ludzie, którzy interesują się sportem, przestają się do ciebie odzywać, dzwonić. Chodzi nawet o zwyczajne rzeczy: nie proszą o bilety, nie gratulują, nie krytykują, nie rozmawiają z tobą o przebiegu meczu. Nagle ubywa osób wokół ciebie. Zainteresowanie twoją osobą topnieje i blednie i tego po prostu brakuje. Doświadczyłem tego. Przestałem czuć się aż tak potrzebny, jak w trakcie kariery.
Mówimy jednak o ponad dwudziestu latach twojej gry na poziomie zawodowym. Karierę kończyłeś i tak późno, bo w wieku 41 lat.
Zmienia się tempo życia, nie ma wyzwań co trzy dni, meczów. Jest za to pustka. To duży przeskok. Myślę, że bardzo mało się o tym mówi, a powinno. Umówmy się, żaden piłkarz nie jest przygotowany na tak radykalne zmiany. Warto uświadamiać sportowców, co ich czeka dzień po zakończeniu kariery.
Ile potrzebowałeś czasu, by się przestawić?
Myślę, że łącznie z podnoszeniem się z tego problemu – mniej więcej rok.
Ktoś ci pomagał?
Przez wiele lat kariery pracowałem z psychologiem. Po piłce zapomniałem o tej pomocy, jednak w okresie, w którym życie przycisnęło mnie trochę bardziej, musiałem skierować się ponownie w tę stronę. Dużo łatwiej jest z kimś ten temat przegadać. Samemu nie do końca możemy wytłumaczyć sobie pewne kwestie i pójść dalej.
Nie będę ukrywał – nie spodziewałem się takiego wyznania z twojej strony.
Ale koniec końców, jest już dobrze. Cieszę się, że mogę dość odważnie mówić o problemie, który mnie dotknął. Teraz widzę, że brakuje szerszych dyskusji na ten temat w przestrzeni publicznej. Może jest to za mało nagłośnione?
Wydaje mi się, że wyszedłem już na prostą. Jestem w momencie, w którym cieszę się życiem na emeryturze. Doceniam czas, który spędzam z rodziną, z dziećmi. Nie do końca doświadczałem takich momentów, grając w piłkę, bo wolnego czasu miałem bardzo mało. Mogę teraz powiedzieć, że emerytura okazuje się bardzo przyjemna.
Twój syn idzie w twoje ślady?
Małolat coś tam kopie, ale absolutnie go do tego nie namawiam. Nie mamy z żoną ciśnienia na piłkę, na sport. Wiem, że nazwisko nie będzie pomagać, jak mogłoby się przewrotnie wydawać. Jednak jest to pewne obciążenie. Nie zmuszam syna do sportu, daruję mu. Jeżeli będzie chciał sam pójść w tym kierunku, to śmiało. Chodzi na tenis, próbowaliśmy trochę boksu, innych rzeczy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Ty jednak też wróciłeś do sportu.
Pomysły były różne, co zrobić z czasem, ale powrót do sportu był najlepszym rozwiązaniem.
Wspólnie z Wojciechem Kowalewskim i Łukaszem Fabiańskim otwieracie szkółkę bramkarską z prawdziwego zdarzenia. Pierwsze dwa turnusy już w lutym 2026 roku.
Rozmawialiśmy z Wojtkiem Kowalewskim trochę wcześniej na temat wspólnej szkółki bramkarskiej, mieliśmy nawet nieco inne plany odnośnie innego przedsięwzięcia. Na tę chwilę mamy zaplanowane dwa obozy w lutym, które – mam nadzieję – będą cieszyły się dużą popularnością. Ja też zajmę czymś głowę na emeryturze.
W końcu oficjalnie, na papierze, będziemy mogli pochwalić się polską szkołą bramkarzy? Od lat mamy na tej pozycji wielu świetnych zawodników.
Miejmy nadzieje, że tak to będzie odbierane. Zdaję sobie sprawę, że jest jeszcze wiele rzeczy do poprawienia i nauczenia się, ale powoli działamy. Wojtek jest niesamowitym teoretykiem, bardzo fajnie spina nasz projekt pod wieloma względami, także organizacyjnym. Wszyscy trzej mamy do tego spory bagaż doświadczeń z boiska, jeżeli chodzi o sam fach, trening.
Zaliczacie się do najlepszych bramkarzy w tym wieku.
Na tę chwilę wystarczy nam indywidualności. Próbujemy stworzyć z tego zespół i mam nadzieję, że to się uda.
To oznacza, że jednak zatęskniłeś za piłką?
Nie. Absolutnie nie! Zatęskniłem trochę za wyzwaniem, celem, który mogę sobie postawić i zrealizować. Sam futbol, na dzień dzisiejszy, mnie nie kusi. Mam na myśli „duży” futbol. Zobaczymy w niedalekim czasie, czy to się zmieni. Może nowy projekt przybliży mnie do piłki. Bardzo chcę w tym uczestniczyć i wierzę, że nasza szkółka zajmie nas na kilka ładnych lat, jak nie na dekady.
Czyli wolisz bardziej działanie oddolne, nie to z pierwszych stron gazet.
Tak. Samo bramkarstwo jest na tyle niszową sferą, że kierunek, jaki obraliśmy, jest interesujący. Mamy na rynku mnóstwo trenerów piłkarskich czy indywidualnych. Jeżeli chodzi o bramkarstwo, już niekoniecznie. Takiej szkoły na dużą skalę, jaką planujemy zrobić, jeszcze nie ma. Warto w to pójść. Jak pokazuje przeszłość, jest potencjał. Polscy bramkarze robią kariery na całym świecie.
Każdy z was ma za sobą duże doświadczenie i świetną karierę. Co chciałbyś przekazać młodym zawodnikom?
Mam nadzieję, że ludzie pamiętają mnie z tego, że najbardziej lubiłem cieszyć się życiem. Lubię się nim bawić, tak samo jak bawić piłką nożną. Przede wszystkim to chciałbym przekazać – że punktem wyjścia musi być radość z tego, co się robi, a przy ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia można mieć fajne wspomnienia i czerpać z tego profity.
Czyli klucz to bawić się życiem i w bramce.
Jeśli ktoś lubi lub kocha to, co robi, to absolutnie nie sprawia mu to żadnych trudności, nawet jeżeli jest to praca. O ile grę w piłkę można to nazwać.
Widziałem cię w akcji na żywo choćby w czerwcu w Chorzowie przy okazji meczu z kadrą legend Brazylii. Regularnie jesteś też zapraszany choćby przez Celtic na mecze towarzyskie. Jesteś w treningu? Po sylwetce wnioskuję, że tak.
Pod względem piłkarskim absolutnie nie, ale robię inne rzeczy, które pozwalają mi utrzymać formę. Dotykam innych dyscyplin. Mam nadzieję, że zdrowie pozwoli mi jeszcze na trochę przyjemności i będę mógł czynnie uprawiać sporty, które lubię.
Chodzi o sztuki walki?
Coś tam skubię, tak. Zacząłem grać też w tenisa, który okazuje się być bardzo fajną formą utrzymania zdrowia i odpowiedniej sylwetki. Myślę, że tenis, przy bardzo dużej popularności padla, jest dla mnie lepszym rozwiązaniem. Tu jednak potrzeba trochę więcej umiejętności.
Skoro „skubiesz” boks i potrzebujesz wyzwań, to znaczy, że kiedyś, w przyszłości, zobaczymy cię w walce w ringu? Były takie pogłoski.
Nie zastanawiałem się nad tym. Miałem propozycje, które nie do końca też są dla mnie. Nie wiem, czy w moim wieku wypada robić pewne rzeczy, czy już nie. Nie potrzebuję tego, to raz. Choć… jest to fajna perspektywa, rzeczywiście. Nie mówię „nie”, ale na pewno, żeby tak się stało, propozycja musiałaby być bardzo fajna. Taka, która będzie spełniała moje oczekiwania i federacji, która będzie chciała to robić.
Nie tęsknisz za emocjami?
Emocje były raz, dwa razy w tygodniu, gdy wychodziłem na boisku i tak naprawdę się kończą. Adrenalinę możesz mieć wyższą, nawet nie grając w piłkę. Staram się prowadzić moje życie tak, by mieć ją także w codziennym funkcjonowaniu.
Jak ją wyzwolić?
Chociażby z wyjściem do ringu, da się to zastąpić.
Rzucasz okiem na piłkę?
Bardzo rzadko.
Przejadła ci się?
Po tylu latach zaczęła być dla mnie dużo mniej interesująca. Skończyłem z nią w takim stylu, w jakim skończyłem. Od tego momentu nie oglądam właściwie nic. Dobrze mi bez niej.
A jeżeli już włączysz telewizor i leci mecz, to kiedy nie zmieniasz kanału?
Mówimy raczej o przypadku, ale gdy są jakieś fajne mecze, na przykład w końcowej fazie Ligi Mistrzów, to zostawię. Zdarza się też zatrzymać na Legii, choć w ostatnim czasie dużo rzadziej.
Boli serce, gdy widzisz, co dzieje się w Legii?
Tak, ale nie chciałbym o tym rozmawiać. Nie ma mnie w środku i nie mam pojęcia, na czym polega problem. Stanę z boku jak większość ludzi i nie będę tego komentował.
Na co dzień mieszkasz z rodziną w Hiszpanii.
Tak jest – w Andaluzji. Przyleciałem ostatnio do Rzeszowa, robiliśmy zdjęcia i nagrania do promocji szkółki. Przy okazji poruszałem się trochę na boisku.
Tak, zima w Polsce jest dosyć trudna. Ciemno robi się dość wcześnie.
Już o godzinie 15!
Wtedy trochę szybciej włącza się tryb spania, organizm domaga się odpoczynku. Słońce, ciepło – daje inną energię. Różnica jest naprawdę duża. Nie zdawałem sobie sprawy, jakim lekarstwem jest witamina D.
Wyjechałeś z rodziną do Hiszpanii na stałe czy na razie?
Na razie na stałe. Dzieci chodzą tam do szkoły, na miejscu mamy też zobowiązania biznesowe. Tak jak i żona, ja też będę czasami wpadał do Polski. Choćby do Rzeszowa, na turnusy bramkarskie. W najbliższym czasie będziemy z rodziną raczej gośćmi w Polsce.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty