Temat bojkotu udziału Izraela w Eurowizji pojawia się od kilku edycji dorosłej imprezy (od 2018 r. izraelski nadawca KAN nie zgłasza kandydatów do Eurowizji Junior, która już w sobotę). Na sile przybrał po rozgorzeniu na nowo konfliktu między Izraelem a Hamasem w październiku 2023 r., o czym pisałem więcej kilka tygodni temu, opisując pierwsze pogłoski o znaczącym rozdźwięku wśród krajów należących do Europejskiej Unii Nadawców (EBU), skupiającej telewizje niekomercyjne.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Wieloletni szef Eurowizji Martin Österdahl w czerwcu ustąpił ze stanowiska, a jego miejsce zajął Martin Green. To był pierwszy zwiastun zmian, ale z pewnością nie takich, jakich wielu by się spodziewało. Gdy temat bojkotu udziału Izraela w Eurowizji w związku z wojną w Strefie Gazy pojawiał się coraz częściej wśród przedstawicieli europejskich nadawców — w tym m.in. Hiszpanii, Słowenii, Holandii czy Irlandii — zasugerowano zmianę zasad, przez co konkurs ma być bardziej odporny na możliwą ingerencję w wynik głosowania.

Poznaj kontekst z AI

  • Dlaczego TVP nie komentuje sytuacji związanej z Eurowizją?
  • Jakie zmiany zasad głosowania przyjęto na Eurowizji?
  • Kiedy poznamy listę zakwalifikowanych artystów do Eurowizji?
  • Jakie są reakcje innych krajów na udział Izraela w Eurowizji?

Głosowanie krajów EBU miało wszystko wyjaśnić. Jest trudniej niż było

W czwartek w Genewie kraje EBU głosowały nad przyjęciem nowych zasad konkursu, czyli m.in. nad ponownym włączeniem jurorów do procesu decyzyjnego w półfinałach, a także nad ograniczeniem liczby głosów przez daną metodę płatności. W dalszej części spotkania miała odbyć się debata nad udziałem Izraela, ale tylko wtedy, jeśli zasady nie zostaną przyjęte.

Tak się nie stało, a wspomniane wcześniej kraje, dla których cierpienie ludzi i dramatyczna sytuacja humanitarna w Strefie Gazy znaczy więcej niż udział w konkursie piosenki, od razu ogłosiły rezygnację.

Z Austrii słyszy się głosy władz stolicy, mające uspokoić zdezorientowanych ostatnimi wydarzeniami. Nowy szef konkursu zapewnia, że w maju w Wiedniu wystąpi aż 35 uczestników, ale co z tego, jeśli zabraknie jednego z założycielskich krajów, czyli Hiszpanii, która na Eurowizji prezentowała się aż 64 razy, z czego dwa razy wygrała. Podobnie sytuacja ma się z obecną niemal zawsze Holandią (65 razy w konkursie, pięć zwycięstw na koncie), czy Irlandią (58 razy brała udział, siedem razy triumfowała), a za to szansę na debiut może dostać m.in. leżący na granicy Europy i Azji Kazachstan czy związana z leżącym w Europie Zjednoczonym Królestwem jedynie wspólnym królem Kanada.

Eden Golan, reprezentantka Izraela na Eurowizji 2024Martin Sylvest Andersen / Getty Images

Eden Golan, reprezentantka Izraela na Eurowizji 2024

Nic dziwnego, że niektórzy dopatrują się w tym działaniu łapczywej próby przykrycia nieobecności znaczących w stawce krajów i zwykłym „zapychaniem dziury”. Problem w tym, że włodarze Eurowizji zapędzili się w kozi róg, z którego nie są w stanie sami wyjść.

We wrześniu br. OGAE Polska, czyli stowarzyszenie miłośników konkursu, przekazało stanowisko swoje i części mediów eurowizyjnych. Płynął z niego prosty przekaz — mimo uwielbienia dla historycznej imprezy, „90-95 proc. odbiorców wyraziłoby zrozumienie dla ewentualnego wycofania się Telewizji Polskiej”. Po czwartkowym bojkocie ze strony kilku krajów decyzję tę wsparły też gwiazdy polskiej piosenki, jak Krzysztof Zalewski, Michał Wiśniewski czy Doda.

Eurowizja nad przepaścią. Telewizja Polska milczy

Co na to Telewizja Polska? Nadal nie wiadomo, bo od kilku dni nie ma jasnego stanowiska ze strony nadawcy. W ostatnich dniach swoje decyzje dotyczące udziału upubliczniły m.in. Wielka Brytania, Finlandia czy Portugalia i zostały one przyjęte różnie — w niektórych miejscach wciąż toczy się dyskusja, czy na pewno nie podjęto ich zbyt pochopnie.

Tymczasem czas się kurczy, a według regulaminu eurowizyjnych preselekcji, do których zgłoszenia zakończyły się 24 listopada, wczoraj wieczorem zakończono kolejny, wewnętrzny etap i przekazano nazwiska zakwalifikowanych artystów. Oni sami dowiedzą się o tym już 10 grudnia, tego dnia — według austriackich mediów — poznamy listę wszystkich uczestniczących krajów.

Osiem dni później w Polsce mają ruszyć pierwsze przesłuchania zakwalifikowanych, tyle że na ten moment nie wiemy, czy nasz kraj w ogóle zdecyduje się na udział w konkursie. W weekend Kamil Kozbuch, wiceszef biura spraw korporacyjnych TVP ds. komunikacji zapewnił portal Goniec, że stacja „analizuje temat”, a w poniedziałek miało ukazać się oświadczenie. Tak się nie stało, a pytania tylko się mnożą: jak Polska głosowała w sprawie nowych zasad, dlaczego tak długo każe nam czekać na choćby szczątkowe informacje, ale też czy polski artysta, gdy już zostanie zakwalifikowany, dostanie możliwość bojkotu konkursu?

Ociąganie się z przedstawieniem klarownej decyzji przez TVP dla niektórych oznacza, że dyskusje trwają i są bardzo ożywione. Część obserwatorów konkursu uważa nawet, że może to być zapowiedź rezygnacji polskiego nadawcy z udziału w 70. Konkursie Piosenki Eurowizji. Tego chcieliby przedstawiciele akcji „Rzeszowski Maraton Pisania Maili do TVP” — dziś o godz. 17 na Uniwersytecie Rzeszowskim odbędzie się akcja wspólnego namawiania Telewizji Polskiej nawałem e-maili do bojkotu przyszłorocznej Eurowizji.

Wbrew sugestiom o odpolitycznieniu konkursu, to już jest najbardziej polityczna Eurowizja od lat. W głowie tych, którzy śledzą konkurs sprzed telewizora, pojawia się jedno pytanie: czy tu jeszcze w jakieś mierze chodzi w ogóle o piosenki i wspólnotę, którą między krajami miała rodzić muzyka? Ostatnie wydarzenia budzą głównie negatywne emocje, a zamiast łączyć, dzielą jak nigdy wcześniej.

Występ i możliwy triumf w trawionej konfliktami muzycznej rywalizacji dziś dla artystów zdaje się większym bólem głowy niż nobilitacją. Wygląda na to, że w tym roku nawet najbardziej spektakularny występ sceniczny, tysiące wysyłanych z estrady uśmiechów i pozdrowień, a także radosne kadry podekscytowanej publiczności nie będą w stanie przykryć politycznych naleciałości, które niczym rdzę z daleka widać na błyszczącej niegdyś, a dziś poobijanej eurowizyjnej reputacji.

Jeśli Izrael weźmie udział w konkursie, to w najbliższych miesiącach czeka nas dokładnie to samo, co w poprzednich latach — cała uwaga skupi się na nim. Jeśli tego nie zrobi — efekt będzie taki sam. Eurowizji przydałaby się chwila oddechu i namysłu nad tym, w jaki sposób naprawdę poradzić sobie z politycznym kryzysem wokół imprezy. W innym wypadku już za chwilę 70-letnia historia najważniejszego europejskiego konkursu muzycznego, święta wspólnoty i różnorodności, nie będzie znaczyć już nic, a z dawnego prestiżu Eurowizji i rozpoznawalności zostanie tylko nazwa.

Zobacz też: