To wszystko jest złą wiadomością dla europejskich producentów przemysłowych i przemysłu motoryzacyjnego, którzy lobbują w Brukseli, aby UE wprowadziła bardziej agresywne cła w celu powstrzymania przekierowania handlu.
Istnieją trzy powody, dla których UE prawdopodobnie nie zdecyduje się na szeroko zakrojoną eskalację konfliktu z Chinami. Po pierwsze, Europa jest w dużym stopniu uzależniona od Chin.
Jest też druga strona medalu. Tak zwane „przekierowanie handlu” może pozwolić Europejskiemu Bankowi Centralnemu na bardziej agresywne obniżenie stóp procentowych niż oczekują rynki, co spowoduje wzrost PKB w 2026 r. przy utrzymaniu inflacji na poziomie ok. 2 proc.
Chińska nadwyżka mocy produkcyjnych i spadek popytu w Stanach Zjednoczonych spowodowany wprowadzeniem ceł w 2025 r. ożywiły w Europie obawy przed drugim szokiem chińskim, który może być znacznie gorszy od pierwszego.
Gdy po przystąpieniu Chin do Światowej Organizacji Handlu (WTO) w 2001 r. kontynent został zalany tanimi towarami konsumpcyjnymi, dzisiejsze zakłócenia dotykają przemysłowe jądro Europy: samochody, maszyny i sprzęt high-tech.
W tym roku Komisja Europejska powołała grupę zadaniową do spraw nadzoru, której zadaniem jest monitorowanie przekierowania handlu — bardziej precyzyjnie określonego jako dumping cenowy.
Z danych grupy wynika, że chińscy eksporterzy coraz częściej kierują do UE odzież, sprzęt AGD, meble, surowce przemysłowe i produkty high-tech.
Liczby nie kłamią. W ciągu ostatnich 12 miesięcy do października br. import robotów przemysłowych z Chin wzrósł o 171 proc., a ceny spadły o 31 proc. Import układów scalonych wzrósł o 84 proc., a ceny spadły o 6 proc. Import samochodów wzrósł ponad dwukrotnie, a ceny spadły o 15 proc.
W rezultacie nasila się presja na marże europejskich producentów zaawansowanych technologicznie towarów, którzy muszą teraz zmagać się nie tylko ze słabym popytem w Chinach i cłami amerykańskimi, ale także z konkurencją ze strony tańszych chińskich produktów na swoich rynkach krajowych.
Dlaczego Bruksela zdecydowanie nie odpowiada
UE zagroziła wprowadzeniem ukierunkowanych ceł na chiński import, aby wyrównać szanse, podobnie jak w przypadku środków dotyczących chińskich pojazdów elektrycznych (EV) z 2024 r.
Jednak cła na pojazdy elektryczne są przestrogą: zmniejszyły one przewagę cenową Chin, ale jej nie zniwelowały. Chińskie pojazdy elektryczne nadal zyskują udział w rynku UE, choć w wolniejszym tempie.
To wszystko jest złą wiadomością dla europejskich producentów przemysłowych i przemysłu motoryzacyjnego, którzy lobbują w Brukseli, aby UE wprowadziła bardziej agresywne cła w celu powstrzymania przekierowania handlu.
Istnieją trzy powody, dla których UE prawdopodobnie nie zdecyduje się na szeroko zakrojoną eskalację konfliktu z Chinami.
- Europa jest w dużym stopniu uzależniona od Chin, znacznie bardziej niż Stany Zjednoczone, zarówno jako rynek eksportowy, jak i źródło niezbędnych surowców. Chińskie cła odwetowe mogłyby zaszkodzić producentom z UE za granicą bardziej niż wyższe cła UE pomogłyby im w kraju.
- UE desperacko potrzebuje obniżyć koszty energii. Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej średnie ceny energii elektrycznej dla przemysłu w UE wynoszą 0,199 euro [84 gr] za kilowatogodzinę, czyli dwa razy więcej niż w Stanach Zjednoczonych i o 50 proc. więcej niż w Chinach. Jednym ze sposobów rozwiązania tego problemu jest przyspieszenie rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej, ale obie te dziedziny są w dużym stopniu uzależnione od chińskich komponentów i urządzeń. Agresywne cła grożą spowolnieniem lub odwróceniem transformacji ekologicznej i jej podwyższeniem kosztów.
- Wreszcie, co być może najważniejsze, niektórzy przywódcy UE coraz częściej opowiadają się za zwrotem Europy w kierunku Pekinu, ponieważ kilka państw członkowskich czerpie korzyści z dużych chińskich inwestycji. W szczególności Węgry, Hiszpania i Niemcy są obecnie siedzibą dużych chińskich fabryk produkujących baterie i pojazdy elektryczne. Zakłady te tworzą miejsca pracy i generują dochody z podatków, ale także przenoszą wpływy polityczne z tradycyjnych europejskich producentów na ich chińskich konkurentów.
Błogosławieństwo w przebraniu
Chociaż ten ostatni szok chiński jest wyraźnie negatywny na poziomie sektora, istnieje możliwy zwrot akcji.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy do października ceny chińskich towarów importowanych spadły średnio o 20 proc. Import ten ma bezpośredni wpływ na ceny ok. 23 proc. koszyka inflacyjnego strefy euro.
W niedawnym wpisie na blogu ekonomiści EBC oszacowali, że przekierowanie chińskiego handlu może obniżyć inflację w strefie euro nawet o 0,15 p.p. o w 2026 r.
W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, inflacja w strefie euro jest już bliska celu banku centralnego wynoszącego 2 proc. i nawet bez dodatkowego impulsu deflacyjnego ze strony Chin ma spaść poniżej tego poziomu. Dodatkowa presja na obniżenie cen może jednak pomóc.
W tej sytuacji EBC może być w stanie obniżyć stopy procentowe w sposób bardziej agresywny niż obecnie się oczekuje. Łagodniejsza polityka pieniężna powinna wówczas wspierać silniejszy wzrost PKB w 2026 r.
Tak więc, mimo że drugi szok chiński w Europie pogłębi strukturalne wyzwania stojące przed bazą przemysłową bloku, może on — przynajmniej w perspektywie krótkoterminowej — okazać się błogosławieństwem w przebraniu.