Marek Grechuta pozostaje jedną z najważniejszych postaci polskiej sceny muzycznej. Był twórcą niezwykłym – śpiewał, komponował, malował, pisał teksty. Zawsze emanował wrażliwością i delikatnością, czego jego publiczność nie potrafiła połączyć z problemami, które skrywał. Dopiero po śmierci artysty ujawniono, że latami zmagał się z chorobą afektywną dwubiegunową.
Stabilizację znalazł u boku żony Danuty, która często musiała „trzymać go przy ziemi”, gdy emocje i twórcze uniesienia brały górę. Wkrótce na świat przyszedł ich syn Łukasz, a Grechuta dzielił życie między rodzinę a sztukę. Koncertował, malował, występował, pisał muzykę, jednak presja i oczekiwania publiczności zaczęły być dla niego coraz trudniejsze. Mimo narastającej choroby artysta nadal tworzył. Dopiero po latach jego żona przyznała, że Grechuta przez większość życia leczył się psychiatrycznie i to właśnie walka z chorobą była dla niego najtrudniejszym, skrytym przed problemem.
Największy cios spadł na artystę w lutym 1999 roku. Ich syn Łukasz wyszedł z domu pod pretekstem spotkania i przepadł bez wieści. Przez kilkanaście dni rodzina nie miała żadnych informacji o jego losie. Odnalazł go przypadkiem policjant w Jeleniej Górze, ale niedługo później Łukasz ponownie zniknął – tym razem na wiele miesięcy. – Mówił, że postanowił żyć w ubóstwie. (…) Tuż przed zniknięciem wiele spraw mu się nie układało. Miał kłopoty z dziewczyną i z pracą. Powtarzał, że chce się zastanowić nad własnym życiem, że musi sobie pewne sprawy przemyśleć. – tłumaczył Marek Grechuta mediom w 1999 roku.
Zrozpaczeni rodzice apelowali o pomoc w prasie, telewizji i programie „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…”. Podczas emisji programu zadzwonił telefon – w słuchawce padły słowa: „Mamo, ja wracam do domu”. Mimo obietnicy Łukasz długo się nie pojawiał. Dopiero w 2001 roku nadszedł sygnał, że żyje. Odnalazł się we Włoszech, dokąd dotarł pieszo w ramach duchowej wędrówki.
Dla Grechuty ta sytuacja była jednak traumą, z której nigdy w pełni się nie otrząsnął.
Po powrocie syna stan Grechuty stale się pogarszał. Choroba afektywna dwubiegunowa przeplatała się z narastającymi problemami neurologicznymi i osłabieniem mięśni.
Jednak pomimo trudności, artyście udało się jeszcze nagrać jeszcze płytę „Niezwykłe miejsca” oraz utwór z zespołem Myslovitz. Marek Grechuta zmarł niespodziewanie 9 października 2006 roku.
Zapraszamy na grupę na Facebooku – #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!