• Przyszłoroczna Eurowizja skupiła wielką uwagę jeszcze przed rozpoczęciem za sprawą decyzji kilku państw, które zdecydowały, że nie wystawią swojego reprezentanta ze względu na udział Izraela w konkursie;
  • We wtorek decyzję w sprawie udziału w Eurowizji podjęła Telewizja Polska;
  • Sytuację wokół imprezy komentował w TOK FM dr Karol Wilczyński.

Publiczni nadawcy telewizyjni Irlandii, Hiszpanii, Holandii i Słowenii poinformowali w ubiegłym tygodniu, że zbojkotują Konkurs Piosenki Eurowizji 2026 po tym, jak Izrael został dopuszczony do udziału. W środę do krajów, które ogłosiły wycofanie się z Eurowizji z tego powodu, dołączyła Islandia. Europejska Unia Nadawców, czyli organizator wydarzenia, uznała, że mimo wojny w Strefie Gazy nie ma podstaw do dyskwalifikacji Izraela.

Telewizja Polska we wtorek wydała oświadczenie, w którym poinformowała, że „weźmie udział w 70. Konkursie Piosenki Eurowizji”. „Jesteśmy świadomi skali napięć, które towarzyszą najbliższej edycji. Rozumiemy emocje i niepokoje. Wierzymy jednak, że Eurowizja ma jeszcze szansę na to, by ponownie stać się przestrzenią, którą wypełnia muzyka. I tylko muzyka. My tę szansę dajemy, tak jak przeważająca większość członków EBU” – można przeczytać w oświadczeniu. 

Wcześniej Robert Biedroń, współprzewodniczący Lewicy skomentował, że „jeśli nie chcemy mieć krwi na rękach, też powinniśmy wycofać się z tej szopki”. 

O to, by Izrael uczestniczył w Eurowizji 2026, zadbał m.in. prezydent Jicchak Herzog.

– Izraelowi zależy na udziale w konkursie ze względów propagandowych – ocenił w TOK FM dr Karol Wilczyński, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według gościa „TOK 360” uczestnictwo Izraela w tegorocznej edycji Eurowizji było głównym tematem. – To wszystko ma bardzo mocne przełożenie na politykę i władze Izraela są tego świadome. Zawsze można kogoś oskarżyć o antysemityzm, można się pokazać jako ofiara, a z drugiej strony można wspierać nacjonalistyczne nastroje – ocenił rozmówca Filipa Kekusza, zaznaczając, że bojkot Izraela dotyczy ludobójstwa.

Jak wytłumaczył Wilczyński, za izraelskim soft power stoi nacisk polityczny oraz „duże interesy związane ze sprzedażą broni do Izraela”. Ekspert wskazał również na działalność w mediach ludzi, którzy – w opinii wykładowcy UJ – są „skompromitowani bronieniem ludobójstwa”. – Oni potem są pokazywani np. jako ofiary antysemityzmu. Na naszym gruncie przykładem jest prof. Jan Hartman, który broni działań Izraela w bezpardonowy sposób – stwierdził.

Inną osobą, którą wymienił dr Wilczyński, był europoseł Dominik Tarczyński. – Nie sądzę, żeby miał on wielkie interesy czy koneksje z Izraelem, ale będzie wykorzystywał antymuzułmańską retorykę i stawiał się w roli obrońcy Izraela po to, by realizować własne interesy polityczne – ocenił rozmówca Filipa Kekusza.

– Zapomina się o tym, że prawa człowieka powinny liczyć się tak samo, niezależnie czy mówimy o zbrodniach w Ukrainie, Palestynie czy gdziekolwiek indziej. Ale to Izrael cały czas jest tym „równiejszym” państwem, dla którego obowiązują inne zasady – podkreślił dr Karol Wilczyński.

Źródło: TOK FM