To jest ten pojedynek, który od lat wisi nad boksem jak wielki neon: Tyson Fury vs Anthony Joshua. Walka-marzenie, największy „co by było gdyby” w wadze ciężkiej i zestawienie, które dla wielu kibiców jest po prostu najbardziej wyczekiwanym starciem na świecie – niezależnie od tego, czy na szali będą pasy.

I wygląda na to, że wreszcie przestaje być tylko mitem. Według informacji „The Ring” hit Fury-Joshua ma zostać zaplanowany jako główne danie gali Riyadh Season w 2026 roku. Zanim jednak świat dostanie to, na co czeka od dekady, obaj Brytyjczycy mają zaliczyć oddzielne walki na początku 2026, które mają przygotować grunt pod największe starcie generacji.

Szokująca walka Polaka. Trener o mało nie dostał zawału

Fury ma wrócić z emerytury. Znowu.

Jeśli plan dojdzie do skutku, Fury ponownie wyjdzie z (kolejnej) sportowej emerytury. „Gypsy King” ma za sobą dwa kolejne niepowodzenia z Ołeksandrem Usykiem, ale w boksie ciężkim jedna rzecz nie zmienia się nigdy: nazwisko Fury wciąż sprzedaje wszystko – a walka z Joshuą jest w stanie zatrzymać na chwilę cały sport.

Joshua też musi się odbudować – a po drodze Paul

Joshua jest w innym miejscu: po nokaucie od Daniela Dubois szuka restartu, a zanim wejdzie na ścieżkę prowadzącą do Fury’ego, ma jeszcze wystąpić 19 grudnia w Miami w 8-rundowym pojedynku z Jakem Paulem, transmitowanym przez Netflix.

Dlaczego to „największa walka świata”, nawet bez pasów?

Bo to nie tylko sport. To dwie największe marki brytyjskiego boksu, dwa gigantyczne nazwiska i historia budowana latami: od zapowiedzi, przymiarek, niedoszłych podpisów, po ciągłe „jeszcze nie teraz”. Ta walka była blisko już wcześniej i właśnie dlatego dziś ma status absolutnego świętego Graala. Jednak w 2026 właśnie to ma się w końcu wydarzyć.