1. Czym M1E3 różni się od poprzedników?
  2. Priorytety w projektach czołgów
  3. Dlaczego ciężki czołg to zły czołg?
  4. Wnioski DARPA z programu Ground X-Vehicle Technology (GXV-T)
  5. Co zapewni przetrwania czołgom przyszłości?
  6. Jakich czołgów potrzebuje Polska?

Amerykańska armia otrzymała pierwszy prototyp czołgu M1E3. Zaledwie 2,5 roku od pokazania demonstratora technologii AbramsX, koncern GDLS, zgodnie z bardzo napiętym, przyspieszonym względem pierwotnych planów harmonogramem, dostarczył do testów pierwszy egzemplarz czołgu nowego typu.

Amerykańskie tempo warto zestawić z pracami prowadzonymi w Europie, gdzie osiem lat po zainicjowaniu czołgowego programu MGCS jego uczestnicy, Francja i Niemcy, wciąż nie mogą dojść do porozumienia, jak podzielić się pracą i jak ostatecznie ma wyglądać nowy czołg. W rezultacie rozpoczęty w 2017 r. program ma przynieść rezultat dopiero po 2040 r.

Polska ma czego szukać w kosmosie

Amerykanie podeszli do zagadnienia zupełnie inaczej – maksymalnie przyspieszyli opracowanie nowego sprzętu, ograniczając kwestie proceduralne i dając producentowi wolną rękę w doborze kooperantów. Efekt jest spektakularny – do końca 2026 r. w testach ma brać udział pełny pluton nowych czołgów, a 2-3 lata od rozpoczęcia testów do jednostek mają być dostarczane pojazdy seryjne.

Nazwa nowego amerykańskiego czołu – M1E3 Abrams – może być nieco myląca. Choć nawiązuje do wozu produkowanego od lat 80., a nowy pojazd dzieli z poprzednikiem część kadłuba i podzespołów, M1E3 zachowuje nazwę Abrams i oznaczenie M1 głównie z powodów proceduralnych: łatwiej było zdobyć fundusze na bardzo głęboką modernizację starej, ponad 40-letniej konstrukcji niż na opracowanie zupełnie nowej.

Demonstrator technologii AbramsX Demonstrator technologii AbramsX © GDLS

Prototyp ma m.in. automat ładowania, załogę zredukowaną do trzech osób, wyrzutnię pocisków o zasięgu przekraczającym skuteczny ogień z czołgowej armaty, nowy – hybrydowy – układ napędowy, a charakterystyczną dla Abramsów turbinę zastąpiono w nim silnikiem wysokoprężnym.

Ochrona kosztem mobilności

M1E3 to zwiastun rewolucji w projektowaniu czołgów. Dotyczy ona nie tylko rozwiązań technicznych, ale także wyraźnego – w porównaniu z aktualnie użytkowanym Abramsem M1A2 SEPv3 – spadku masy pojazdu.

Czołg to połączenie trzech aspektów: siły ognia, mobilności i ochrony. Projektanci czołgów podstawowych przez dekady starali się tworzyć sprzęt możliwie zbalansowany, bo potraktowanie priorytetowo jednej z cech oznacza zazwyczaj upośledzenie pozostałych.

M1A2 Abrams na ćwiczeniach w Polsce M1A2 Abrams na ćwiczeniach w Polsce © Dakota Bradford, Domena publiczna

W konstrukcji zachodnich czołgów od lat zaznaczył się jednak trend maksymalizacji ochrony zarówno samego pojazdu, jak i – przede wszystkim – jego załogi. Troska o żołnierzy wynika przy tym nie tylko z szacunku dla ludzkiego życia, ale z przyczyn pragmatycznych: załoga, zwłaszcza w armii zawodowej, to najcenniejszy element sprzętu, a jej wyszkolenie pochłania nie tylko pieniądze, ale i czas.

Efektem starań, by załoga była w stanie przetrwać bezpośrednie trafienie czołgu, stał się stopniowy wzrost masy pojazdów, które – w nowszych wersjach – mogą ważyć nawet 65 i więcej ton.

Niemcy: nasze czołgi są za ciężkie. Następca Leoparda 2 ma ważyć poniżej 50 ton

Niemcy: nasze czołgi są za ciężkie. Następca Leoparda 2 ma ważyć poniżej 50 ton

Dlaczego ciężki czołg to zły czołg?

Ta zmiana ma doniosłe skutki: wzrost masy utrudnia ewakuację uszkodzonych pojazdów, uniemożliwia naprawy w warunkach polowych, a także ogranicza mobilność – 65-tonowe kolosy nie mogą korzystać z części mostów czy środków przeprawowych, grzęzną w niestabilnym gruncie, a poruszając się niszczą infrastrukturę, uniemożliwiając przejazd kolejnych pojazdów. Jednocześnie – ze względu na gabaryty – są łatwiejsze do dostrzeżenia i trafienia (choć niekoniecznie zniszczenia).

Abrams zakopany w błocie podczas manewrów Aurora 2017 w Szwecji Abrams zakopany w błocie podczas manewrów Aurora 2017 w Szwecji © Domena publiczna

Z problemem tym mierzyli się już Niemcy w czasie II wojny światowej, produkując w jej ostatnich latach czołgi o coraz bardziej imponujących parametrach technicznych, będące zarazem coraz gorszymi narzędziami do prowadzenia wojny. Kilkadziesiąt lat później historia zaczęła się powtarzać. Choć pierwsze wersje czołgów takich jak Abrams czy Leopard 2 ważyły ok. 55 ton, to rozwój konstrukcji przyniósł ponad 10-tonowy wzrost masy.

Nie dać się trafić!

Wnioski w tej sprawie przedstawiła już ponad dekadę temu DARPA (Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych Departamentu Obrony). Efektem jej programu badawczego Ground X-Vehicle Technology (GXV-T) były założenia, według których mają być projektowane przyszłościowe pojazdy pancerne, znacznie lżejsze od obecnie użytkowanych.

Wizualizacja założeń programu Ground X-Vehicle Technology Wizualizacja założeń programu Ground X-Vehicle Technology © DARPA

Jak zauważyła DARPA, o ile priorytetem twórców obecnie użytkowanych czołgów jest przetrwanie trafienia, postęp techniczny pozwoli na unikania sytuacji, w której do trafienia w ogóle może dojść. Zamiast wytrzymywać trafienie, przyszłościowy pojazd bojowy ma nie dać się trafić – przetrwanie będzie zapewniać nie odporność pancerza, ale trudnowykrywalność, walka radioalektroniczna, bardzo wysoka mobilność czy aktywne systemy ochrony.

Polska potrzebuje lżejszych czołgów

Zbliżone wnioski zostały wypracowane także w Polsce, gdzie próby projektowania różnych czołgów opierały się na założeniu, że będzie to pojazd o masie ok. 45 ton – a zatem znacznie mniejszej od czołgów zachodnich, pod względem masy bliższy czołgom rosyjskim.

Kupiliśmy za ciężkie czołgi. Nie przejadą przez teren, gdzie mają walczyć

Kupiliśmy za ciężkie czołgi. Nie przejadą przez teren, gdzie mają walczyć

W przeszłości zwracał na to uwagę m.in. gen. Waldemar Skrzypczak w analizie „Ciężkie platformy bojowe nie mają przyszłości”. Wynikało z niej, że tylko 20-25 proc. terenów Polski jest dostępnych dla czołgów przez cały rok (w przeciwieństwie do np. Iraku czy – z wyłączeniem terenów górskich – Afganistanu).

Oznacza to, że sprzęt przeznaczony do walki na wschodnioeuropejskim teatrze działań musi być możliwie lekki, bo na jego mobilność taktyczną – poza mocą silnika czy naciskiem jednostkowym – wpływ ma również całkowita masa pojazdu.

Do podobnych wniosków doszli także projektanci na Zachodzie, co potwierdza m.in. analiza dotycząca masy następcy Leoparda 2 – Niemcy uznali, że ich nowy, przyszłościowy czołg powinien ważyć nie więcej niż 50 ton. W takim kontekście warto docenić decyzję o budowie polskich sił pancernych na bazie czołgu K2, lżejszego od Abramsów czy Leopardów o 10-15 ton, a tym samym zdolnego do działania w miejscach dla nich niedostępnych.

Cyfrowy PolakCyfrowy Polak © Cyfrowy Polak