Pierwsze treningi w ringu Dariusz Michalczewski realizował w Polsce, a konkretnie w Stoczniowcu Gdańsk, lecz gdy miał 20 lat zdecydował, że karierę zwiąże z innym krajem. Nie wrócił do ojczyzny z wyjazdu ekipy bokserskiej do Republiki Federalnej Niemiec, przez co został dożywotnio zdyskwalifikowany przez Polski Związek Bokserski (po latach zawieszenie zostało jednak cofnięte). Niedługo później otrzymał obywatelstwo niemieckie.
Prawie wszystkie z 50 walk w profesjonalnej karierze stoczył na niemieckich arenach. Tylko jedną odbył przed polską publicznością. Było to w kwietniu 2002 roku w Hali Olivia w Gdańsku. Wówczas jego przeciwnikiem był Joey DeGrandis, a „Tiger” to starcie wygrał. Było to jedno z rozlicznych zwycięstw. Karierę zakończył bowiem z imponującym bilansem 48 zwycięstw (w tym 38 przez nokaut) i zaledwie 2 porażek. A ile na tym zarobił? Rąbka tajemnicy uchylił teraz.
To dlatego Michalczewski uciekł do RFN. Sam ujawnia
Dariusz Michalczewski był gościem programu Kanału Zero. Zaraz po wejściu do studia otrzymał pytanie dotyczące tego, ile łącznie zarobił na walkach w całej swojej karierze. Kwota, jaką rzucił, może przyprawić o zawrót głowy. „Tak średnio, to myślę, że bańkę euro za walkę. Tak można średnio policzyć” – ocenił. To dawałoby w sumie zawrotne 50 milionów euro (po dzisiejszym kursie to ok. 211 mln złotych).
Początkowo zarabiał w markach niemieckich, więc rozstrzał między jego zagranicznymi gażami a tym, ile zarabiali zawodnicy w Polsce, był naprawdę widoczny. „To była końcówka lat 80. Wtedy marka kosztowała bardzo dużo. Później to się trochę wyrównało. Ja jeszcze miałem dobre czasy” – przekonywał. I odniósł się do kulisów oraz powodów swojej ucieczki za wschodnią granicę.
Ja uciekłem przed olimpiadą w Seulu. Byłem na takim ostatnim sprawdzianie w Karlsruhe. Tam był jeden z największych turniejów w Europie. Już wcześniej zaplanowałem sobie, że zostanę. Chciałem tam dalej boksować, chciałem zrobić tam karierę, bo w Polsce nie było możliwości, żeby zostać zawodowcem
By zostać w RFN, musiał zerwać się w nocy i „prysnąć”. „Nikt nas nie pilnował, ale trener mówił, żeby przynieść mu paszporty. Myśmy tam nazmyślali z Darkiem Kosedowskim, moim serdecznym kolegą. (…) Mieliśmy zerwać się po turnieju, ale jak nam chcieli zabrać te paszporty, to musieliśmy od razu” – ujawnił szczegóły wydarzeń z 1988 roku.
Później chwytał się różnych zajęć, m.in. pracował fizycznie, a przy tym trenował boks. I to początkowo nieraz w bardzo amatorskich warunkach, w pokoju, bez rękawic, ze skakanką w ręku. Do przebywającego w RFN Michalczewskiego dołączyli po cichu żona i syn. „Tiger” kupił im paszporty oraz bilety lotnicze, o czym wówczas mało kto wiedział. „To było dobrze zorganizowane” – zapewnił.
Po trzech latach od „przeniesienia” kariery na niemiecką ziemię, „Tiger” został mistrzem Europy w wadze półciężkiej (81 kg), a po następnych trzech latach – jako pierwszy Polak w historii, choć oficjalnie wówczas reprezentant Niemiec – mistrzem świata WBO w kat. półciężkiej. Pas zdobył w Hamburgu po walce z Leeonzerem Barberem ze Stanów Zjednoczonych.
Andrzej Bargiel: Warto walczyć o własną drogę i marzenia. WIDEOPolsat SportPolsat Sport

Dariusz MichalczewskiPiotr MatusewiczEast News

Dariusz MichalczewskiJAKUB STEINBORNEast News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas
