-
Węgierski rząd Orbána konsekwentnie buduje narrację, w której Zachód odpowiada za przedłużającą się wojnę z Rosją i prowokuje ją do konfliktu.
-
Węgierska dyplomacja podkreśla potrzebę przygotowania się na nowy powojenny świat, jednocześnie utrzymując bliskie relacje gospodarcze z Rosją.
-
Rządząca partia Fidesz stosuje intensywną kampanię dezinformacyjną, mającą na celu wzbudzanie strachu przed wojną oraz promowanie własnych polityków jako gwarantów bezpieczeństwa.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
W piątek odbyło się pisemne głosowanie, podczas którego europejscy przywódcy decydowali w sprawie przejęcia zamrożonych rosyjskich aktywów. Węgierski premier od początku sprzeciwia się tej inicjatywie. Komisja Europejska znalazła jednak sposób na ominięcie jego weta, uznając, że coraz więcej zagadnień nie wymaga jednomyślności. To wywołuje w Budapeszcie oburzenie.
Cała narracja wokół przejęcia rosyjskich aktywów i przekazania ich Ukrainie została przez Victora Orbána oparta na kilku elementach. Na założeniu, że taki krok doprowadzi do utraty reputacji europejskich banków, że jest on złamaniem unijnej praworządności (czym – powiedzmy wprost – na Węgrzech w ogóle sobie nie zawraca sobie głowy). Ów brak praworządności ma w konsekwencji doprowadzić do utraty zaufania wobec unijnego rynku, a tym samym uderzyć w konkurencyjność. Ale to tylko didaskalia.
Węgierski przywódca uważa postawę Unii Europejską wobec Rosji za otwarcie wrogą, również prowokującą. W każdej jednej wypowiedzi zwraca uwagę na unijne przygotowania do wojny.
„Zachód prze do wojny”. Ratunkiem tylko on, Viktor Orbán
Z perspektywy czy to UE, czy Sojuszu Północnoatlantyckiego problem stanowi to, że węgierski premier i jego zaplecze nieustająco uważają, iż Rosja to wyimaginowane zagrożenie. Wydaje się, że absolutnie nie zmienił swojego poglądu powziętego w trakcie wizyty w Moskwie 1 lutego 2022 r., to jest na trzy tygodnie przed wybuchem wojny. Władimir Putin miał wówczas zapewnić go, że nie zaatakuje państw NATO, a za jedno z potwierdzeń służyć miał podziw rosyjskiego przywódcy wobec potencjału militarnego NATO.
Owa neutralna wobec Rosji, a krytyczna wobec Zachodu narracja jest powszechnie dominującą wśród polityków rządzącej koalicji, a także sympatyzujących z nimi mediów i innych aktorów życia politycznego.
Na grupie założonej przez Viktora Orbána na jednym z portali internetowych pod nazwą „Klub wojowników” regularnie pojawiają się kolportowane przez prorosyjskich użytkowników treści. Są to rosyjskie komunikaty z frontu tłumaczone na węgierski, pod nimi mnóstwo pozytywnych interakcji. Czasem przewinie się wątek wojny nuklearnej, którą grozi Putin. Zawsze wtedy ktoś życzy Polsce eksplozji za jej prowojenne nastawienie (pod tym względem obrywa się zarówno poprzedniej, jak i obecnej polskiej władzy).
Na marginesie trzeba odnotować, że „Klub wojowników” to zaplecze medialnej aktywizacji zwolenników Fideszu. Powstał, by pokonać węgierską opozycję w internecie. Ale taka polityka informacyjna nie sprowadza się jedynie do internetu. Jest obecna także w prasie, radiu czy telewizji.
Merytoryczne mierzenie się z narracją, która w Polsce wciąż pozostaje trudna do przyjęcia, a na Węgrzech kolportowana jest przez rządzących, od razu skazane jest na porażkę. To po prostu nie ma sensu. Cel takiej polityki jest jeden – zarządzanie strachem obywateli, którzy od 2022 r. słuchają wyłącznie o odpowiedzialności Zachodu za przedłużającą się wojnę. Nie ma miejsca na jasne stwierdzenie, że to Rosja zaatakowała.
Przypomnę, w wywiadzie dla „Mandinera” w marcu 2022 r. Orbán sugerował, że rosyjskiej reakcji na rozszerzenie strefy wpływów NATO na Wschód trudno się dziwić. Wszystko, co się dzieje, ma być oczywistą winą Brukseli i ówczesnej administracji Joe Bidena.
Przekaz wzmacnia wieszczenie, że przyszłoroczne wybory będą ostatnimi przed wybuchem wojny. Niedawno do małych miejscowości trafił dodatek do tabloidu, w którym straszono konfliktem nuklearnym i wybuchem trzeciej wojny światowej. Jednym z czynników, który ma do niej doprowadzić, jest zwycięstwo lidera opozycji Pétera Magyara w kwietniowych wyborach.
Przekaz jest jeden – „Zachód prze do wojny”, a tylko wybór Viktora Orbána może zapewnić bezpieczeństwo, to znaczy nieuwikłanie się w wojnę. Paradoksalnie lider Fideszu nie podaje recepty. Wszystko sprowadza się do powtarzania jak mantra, że Węgry wspierają plan pokojowy Donalda Trumpa, a także amerykańsko-rosyjski dialog.
Węgry: Lider opozycji i „złoty sedes” na billboardach
Péter Szijjártó udał się do Rosji ponownie w ubiegłym tygodniu. Była to jego 17. wizyta od wybuchu wojny. Na pokład rządowego airbusa zabrał grupę biznesmenów z 34 firm (ich listy nie ujawniono).
W Moskwie odbyło się wspólne posiedzenie węgiersko-rosyjskiej komisji gospodarki. Szef węgierskiej dyplomacji wyraził po nim radość, że w bieżącym roku ożywiła się współpraca gospodarcza pomiędzy państwami. Problem w tym, że żadne dane dostępne dane statystyczne tych zmian jeszcze nie odnotują.
Minister stwierdził także, że Węgry muszą być gotowe na moment, w którym „wojna się skończy i powrócą normalne relacje biznesowe”. Szijjártó stwierdził też, że „ci, którzy dotychczas blokowali proces pokojowy, teraz też zrobią wszystko, by go podkopać. Ale my postaramy się temu zapobiec”.
Wiara w powrót do normalnych relacji handlowych związana jest z amerykańską propozycją pokojową, którą Viktor Orbán i jego otoczenie od początku w pełni popierają. W tej politycznej układance opozycyjna TISZA postrzegana jest za stronnika Ukrainy. Co więcej, otoczenie rządzących uważa, że za powstaniem partii stoją ukraińskie służby.
Lider ugrupowania, Péter Magyar w propagandowych plakatach wywieszanych na ulicach węgierskich miast pozuje obecnie z prezydentem Ukrainy i szefową Komisji Europejskiej. Stoją oni z workami pieniędzy, które wsypują do wielkiego złotego sedesu. To odniesienie do afery korupcyjnej, jaka wciąż przetacza się przez Ukrainę. Na plakatach widnieje hasło „oni chcą podwyżek podatków i wydania twoich pieniędzy na ukraiński złoty sedes”.

Billboard na Węgrzech przedstawiający szefową KE Ursulę von der Leyen, prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego oraz lidera TISZA Pétera Magyarax.com/ @colonelhomsimateriał zewnętrzny
Sposób, w jaki czy to Viktor Orbán, czy szef jego dyplomacji, Péter Szijjártó wypowiadają się o zachodnich politykach, budzi radość z rosyjskich mediach. Ostatnie wyśmianie przez Szijjártó przewodniczącej Komisji Europejskiej trafiło nawet na profil X Margarity Simonyan, propagandzistki rosyjskiej telewizji. Z kolei Kirill Dmitriev, współpracownik Putina, rozpływał się na tym samym portalu, że „premier Orbán jest niezmiennie głosem rozsądku w Europie„.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas
