Matt Damon zdobył rozgłos i rozpoznawalność za sprawą napisanego razem z Benem Affleckiem filmu „Buntownik z wyboru” z 1997 roku, w którym obaj również zagrali. Scenariusz do niego został nagrodzony Oscarem. Statuetkę za występ w dramacie otrzymał również Robin Williams. Rok później Damona można było zobaczyć w niewielkiej, ale ważnej roli tytułowego bohatera w „Szeregowcu Ryanie” Stevena Spielberga.
Od tamtej pory jego kariera nabrała zawrotnego tempa. Niemal w każdym roku można oglądać go na wielkim ekranie. W 2023 roku zadebiutowały dwa filmy z jego udziałem: „Air” i „Oppenheimer”. Rok później wystąpił w komediach kryminalnych „Żegnajcie, laleczki” i „Podżegacze”. Z kolei na przyszły rok planowana jest premiera „Łupu” Netfliksa, w którym wystąpił po raz kolejny z Benem Affleckiem, oraz superprodukcji Christophera Nolana „Odyseja”.
Damon zagrał również w poprzednim filmie Nolana, wspomnianym „Oppenheimerze”, gdzie wcielił się w rolę Leslie’ego Grovesa, stojącego na czele Projektu Manhattan, czyli programu, którego celem była konstrukcja bomby atomowej.
W 2021 roku podczas festiwalu filmowego w Cannes Damon zdradził, że jego filmografia mogła być jeszcze bogatsza, ponieważ odrzucił rolę Jake’a Sully’ego w „Avatarze”. Aktor ujawnił, że James Cameron oferował mu aż 10 proc. kwoty, jaką film zarobi w kinach. Zważywszy na to, jak ogromny sukces kasowy osiągnęła produkcja, Damon otrzymałby około 250 milionów dolarów.
Jakiś czas temu Damon wrócił wspomnieniami do momentu, gdy odrzucił rolę w „Avatarze”. W programie „Who’s Talking to Chris Wallace?” powiedział: „Miałem już kontrakt. Byłem w środku kręcenia Bourne’a i wiedziałem, że będziemy musieli być na planie do samego końca, żeby wszystko dopiąć. Dla 'Avatara’ musiałbym opuścić film wcześniej i pozostawić ekipę w niepewności, czego nie chciałem robić. Desperacko chciałem pracować z Cameronem, ponieważ on tak rzadko coś tworzy” – wspominał.
Na wiadomość, że mógłby zarobić około 250 mln dolarów odpowiedział ze śmiechem: „Nie chcę tego słuchać, naprawdę nie chcę tego słyszeć. Podoba mi się fakt, że wolno mi powiedzieć z dumą, że jestem najgłupszym aktorem wszech czasów”.
Zdjęcie
James Cameron
/VCG/VCG /Getty Images
Teraz do słów Damona postanowił odnieść się James Cameron. Okazją ku temu była premiera najnowszej części serii o podtytule „Ogień i popiół”.
„Nigdy nie zaproponowałem mu roli. Nie pamiętam czy wysłałem mu scenariusz. Wydaje mi się, że nie. Potem się zdzwoniliśmy i on powiedział: 'Chciałbym spróbować zrobić z tobą film. Bardzo cię szanuję jako filmowca. 'Avatar’ brzmi intrygująco. Ale muszę skończyć ten film o Jasonie Bournie. Zgodziłem się na to, więc muszę zrezygnować’. Ale nigdy nie dostał oferty. Nie było żadnej umowy. Nie rozmawialiśmy o postaci. Nie doszliśmy do tego etapu” – wspominał reżyser.
„On założył, że zazwyczaj dostaje dziesięć procent zysków od swoich filmów. Jeśli od tego zależałby jego występ w 'Avatarze’, nie doszłoby do tego. Możecie mi wierzyć” – zapewnił Cameron. – „Więc może się wyluzować i nie musi już pluć sobie w brodę. Matt, stary, jest okej! Nic cię nie ominęło”.
Na koniec reżyser wyraził podziw dla aktora ze względu na sposób, w jaki rozwiązał wówczas sprawę angażu q „Avatarze”. „Poczuł się w obowiązku zadzwonić do mnie osobiście i odpowiedzieć. Powiedział, że nie chce robić tego przez agenta. To honorowy gość. Więc szacunek dla Matta. Chciałbym kiedyś z nim pracować. Ale na razie do tego nie doszło” – podsumował Cameron.
Wideo
„Szybcy i sprytni” [trailer 2]
materiały prasowe