Nie ma żadnych wymówek. Skoczkowie rywalizują miesiąc. Czasu na „wskakanie się” było bardzo dużo. Tłumaczenie się gorszymi warunkami czy dopiero pierwszymi skokami w sezonie możemy już wyrzucić do kosza. Obraz polskiej kadry na tydzień przed Turniejem Czterem Skoczni i nieco ponad miesiąc przed igrzyskami jest fatalny.

Trzeci rok z rzędu „ekscytujemy się”, czy doświadczeni polscy skoczkowie awansują do drugiej serii, czy zakończą zmagania już na półmetku. Nawet w Engelbergu, gdzie zwykle Biało-Czerwonym szło znakomicie, nie było żadnego przełamania. Polacy, poza 13. w sobotę Kacprem Tomasiakiem, stanowią tło dla najlepszych, a nad kolejnymi ich próbami wytłumaczenia słabszych skoków lepiej spuścić zasłonę milczenia (wyniki TUTAJ).

ZOBACZ WIDEO: Oto jakie zdanie o trenerze polskich skoczków mają kibice

Konkursy w Szwajcarii to idealny moment, by dokonać pierwszej oceny pracy sztabu szkoleniowego. Łącznie z sobotnim konkursem odbyło się już dziesięć zmagań indywidualnych. [b]Aż dziewięć razy w najlepszej dziesiątce nie znalazł się żaden Polak.[/b] To nie wystawia najlepszego świadectwa trenerom. Nie tak miało to wyglądać.

Opowieści, że polscy skoczkowie celują z formą na igrzyska i dlatego na razie zawodzą, włóżmy między bajki. W skokach bardzo trudno jest wycelować z formą tylko pod konkretne zawody. Budowanie wysokiej dyspozycji to długotrwały proces. Żeby daleko skakać trzeba mieć pewność w swoich skokach, a taką buduje się głównie przez dobre wyniki na skoczni. Polacy takowych nie mają, więc na razie zamiast poprawiać detale, nadal skupiają się na budowaniu fundamentów w swoich skokach. Nie tędy droga.

Gdy na koniec poprzedniego sezonu odchodził Thomas Thurnbichler wielu polskich skoczków nie ukrywało, że poczuło ulgę. Liczyli, że z nowym trenerem, Maciejem Maciusiakiem, atmosfera poprawi się, a to przełoży się na lepsze wyniki. Atmosfera może się i poprawiła (publicznie skoczkowie nie narzekają na trenera), ale rezultaty są takie same albo jeszcze gorsze niż za Thurnbichlera.

Nie oszukujmy się – gdyby nie Tomasiak, który swoimi wynikami przynajmniej częściowo przykrywa mizerię najbardziej doświadczonych polskich skoczków – pierwszą część sezonu w wykonaniu Biało-Czerwonych trzeba byłoby określić jako kompromitację. Przy czym pamiętajmy jedno – Tomasiak nie jest w kadrze A, więc to nie jest tak, że głównego trenera ratują wyniki 18-latka. Na razie Macieja Maciusiaka broni jeden przebłysk w sezonie Piotra Żyły, gdy w Wiśle zajął 7. miejsce. Niestety kolejne konkursy wskazują, że w przypadku mistrza świata był to tylko wyjątek od reguły. Reguły słabych skoków.

Tak naprawdę w obecnej sytuacji potrzebny jest radykalny krok i na Turniej Czterech Skoczni odsunięcie od składu całej trójki najbardziej doświadczonych skoczków: Kamila Stocha, Piotra Żyłę i Dawida Kubackiego. Start w tak wymagających zawodach może im przynieść więcej szkody niż pożytku.

Nie miejmy złudzeń, że ktokolwiek z tej trójki odzyska formę metodą startową. Kolejne wyniki tylko pogłębiają ich marazm i podejście do skoków, co doskonale pokazał piątkowy wywiad Kamila Stocha w Eurosporcie. Potrzebują spokojnych treningów, oddania wielu dobrych prób, by przynajmniej spróbować zyskać pewność siebie.

Potrzebna jest mocna i odważna decyzja tu i teraz. Nie patrzmy już na ranking olimpijski. Nie oszukujmy się – przez słaby początek sezonu zapomnijmy już o czterech miejscach dla Polski we Włoszech. Będą trzy i nie będzie miało wpływu na to, czy Stoch, Kubacki i Żyła wystartują na TCS czy nie. Dla nich jedyną w tej chwili szansą na ugranie czegokolwiek na igrzyskach jest kilka spokojnych treningów. Trzeba zaryzykować, nic innego polskim skokom nie pozostało.

A w turnieju pozostanie nam trzymać kciuki za 18-letniego Tomasiaka. To w tej chwili jedyna polska nadzieja, że obecny sezon nie będzie zupełnie straconym.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty