Ryzyko dla stabilności dla firm sektora węglowego i okołogórniczych stanowi rosnące prawdopodobieństwo przejmowania polskich kopalń przez firmy niemieckie. Jeśli będą one faktycznie przejmowane przez Niemców, to będą oni zatrudniali w tych kopalniach te firmy niemieckie, które obecnie działają na terenie Niemiec – powiedział w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl prof. Zbigniew Krysiak, przewodniczący Rady Programowej Instytutu Myśli Schumana.

Maciej Pawlak: Stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce na koniec września 2025 r. według GUS wyniosła 5,6% i była o 0,6 p. proc. wyższa niż na koniec września 2024 r. oraz o 0,4 p. proc. wyższa niż na koniec czerwca 2025 r. Przy czym w porównaniu z końcem września 2024 r. liczba bezrobotnych zwiększyła się we wszystkich województwach: największy wzrost odnotowano w woj. lubuskim (o 26,5%), a w dalszej kolejności w województwie śląskim (o 19,6%). Bezrobocie w całym kraju wzrosło także najbardziej w obu województwach w porównaniu z końcem II kwartału br.: w woj. lubuskim (o 13,4%), a w woj. śląskim (o 13,0%). Jeśli porównanie wzrostu bezrobocia z ub. rokiem można tłumaczyć zmianą sposobu liczenia osób bezrobotnych przez GUS od początku br., skąd tak duży wzrost bezrobocia w ciągu III kwartału br.?

Prof. Zbigniew Krysiak: W sumie w całej Polsce jest ok. 100 tys. bezrobotnych więcej niż rok temu. W poprzednich latach w III kwartale zwykle dochodziło do wzrostu zatrudnienia. W końcu jest to okres letni, zbiorów w rolnictwie, a także sezon najbardziej przyjazny w realizacji inwestycji budowlanych – rozmaitych obiektów, dróg – wszystkiego, co jest związane z infrastrukturą. Dlatego dane o wzroście bezrobocia, właśnie w tym okresie, pokazują, że mamy do czynienia z istotnym odpływem działalności u nas przedsiębiorstw zagranicznych.

Co jeszcze może wpływać na zwiększenie się liczby bezrobotnych?

Z pewnością niestabilne perspektywy cen energii. Jest to moim zdaniem główny czynnik, bo generalnie również polskie firmy mają z tego powodu małą rentowność, ale te zagraniczne – zaprzestają u nas działalności. I przenoszą swoje inwestycje nawet do krajów poza Unią Europejską. Po pierwsze obecny rząd ze słabymi merytorycznie urzędnikami w resorcie klimatu i środowiska, ciągle powtarza, że fotowoltaika zajmie u nas już niedługo 70-90% miejsca w całym miksie energetycznym. Jednak rozumny biznes wie, że oznacza to jeszcze większy wzrost cen energii. A co dodatkowo jest w tym wszystkim najgorsze, to wpisane niejako w naturę fotowoltaiki jej niestabilne dostawy. Zaś z ostatniej prognozy deficytu mocy energetycznej w naszym kraju Polskich Sieci Energetycznych wynika, że za kilka lat ów deficyt sięgnie poziomu kilku gigawatów.

Co to konkretnie oznacza w działalności przedsiębiorstw?

To implikuje istotne przerwy w dostawach prądu. Zatem przy takim deficycie mocy nastąpi niejako powrót do czasów PRL, kiedy były ogłaszane tzw. stopnie zasilania. Wówczas – przypomnijmy – następowało odłączanie dostaw prądu: w pierwszej kolejności przemysłowi, nie – gospodarstwom domowym. Zaś biznes i inwestorzy myślą. Oni znają całą mapę gospodarczą świata. I jest to dziś kluczowy czynnik, który moim zdaniem decyduje o tej sprawie. Również w jakimś stopniu, współistnieje z tym percepcja tych inwestorów, zdających sobie sprawę, że w Polsce będą zamykane kopalnie węgla. A zatem jeśli nie buduje się nowych w ich miejsce – ten proces deficytu siły roboczej będzie jeszcze bardziej przyspieszał. Np. obecnie procesowana jest w parlamencie ustawa, dotycząca zamykania kilku kopalń, która przewiduje określoną wysokość odpraw dla pracujących w nich górników. Można powiedzieć innymi słowy, że są oni w ten sposób przekupywani dość przyzwoitymi odprawami.

Co jeszcze stąd wynika?

Ryzyko dla stabilności dla firm sektora węglowego i okołogórniczych stanowi rosnące prawdopodobieństwo przejmowania polskich kopalń przez firmy niemieckie. Jeśli będą one faktycznie przejmowane przez Niemców, to będą oni zatrudniali w tych kopalniach te firmy niemieckie, które obecnie działają na terenie Niemiec. Swoją drogą to właśnie we wspomnianym województwie lubuskim – z obecnie najwyższym poziomem bezrobocia w naszym kraju – większość wyborców głosowała w ostatnich wyborach parlamentarnych na PO. A teraz partia ta im się odpłaca. Zaś w woj. śląskim też nie było zbyt różowo – także sporo wyborców głosowało na Platformę. Wobec tego, jeśli obecne władze dalej będą prowadziły politykę zamykania naszych kopalń, to bezrobocie w obu regionach będzie dalej postępowało.

Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w listopadzie 2025 r. wyniosło 9078,16 zł. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w listopadzie 2024 r. wyniosło 8478,26 zł. Zaś w listopadzie 2023 r. wyniosło 7670,19 zł. Tym samym w ciągu ostatniego roku wzrosło o 7,1 proc., a w ciągu ostatnich dwóch lat – o 18,4 proc.  Jak bardzo może wzrosnąć w ciągu najbliższego roku, biorąc pod uwagę, że obecnie inflacja spadła do poziomu celu inflacyjnego NBP, tj. w okolice 2,5 proc.?

Problem moim zdaniem polega na czymś innym. Po pierwsze przeciętne płace w przedsiębiorstwach przemysłowych nie odzwierciedlają płac na całym rynku pracy. Mamy bowiem obecnie do czynienia z dużą, rosnącą luką pomiędzy przeciętnymi wynagrodzeniami w pozostałych mikro-, małych, a w jakimś procencie także średnich firmach. Również w takich sektorach, jak uczelnie wyższe, obecnie średnia dla przedsiębiorstw zrównana jest z pensją profesorów. Choć jeszcze wcześniej, za rządów PiS, średnia pensja profesora była dużo wyższa od przeciętnej w przedsiębiorstwach. Ale obecnie następuje duży rozdźwięk, pomiędzy innymi grupami zawodowymi.

Jak to wygląda w praktyce?

Duże przedsiębiorstwa są w stanie płacić stale rosnące pensje. Zastanówmy się przy tym, dlaczego średnie pensje rosną przeciętnie o prawie 5 proc. więcej poza oficjalny wskaźnik inflacji – dodam, że różny od faktycznej inflacji. Trzeba to odróżnić. Dlatego, że pracownicy i pracodawcy w przemyśle mają świadomość, jaka jest faktycznie prawdziwa inflacja. Moim zdaniem jest ona obecnie na poziomie wielkości wzrostu tego przeciętnego wynagrodzenia. Wynosi więc nie – jak teraz ok. 2,5 proc., a podchodzi pod nawet 10 proc. Np. ceny produktów najczęściej spożywanych w gospodarstwach domowych – spożywczych, w różnych grupach towarowych drożeją w porównaniu z ub. rokiem od 15 do nawet 25 proc. W związku z tym, jeśli ktoś z ekipy rządzącej się chwali, że płace rosną ponad poziom inflacji, to jest tak faktycznie dlatego, że pracownicy wywierają presję na pracodawcach, co wynika nie z nadmiernych żądań, tylko z walk o ekwiwalent wynikający z rzeczywistego wzrostu cen. Pracodawcy mają przy tym doskonałą orientację, jak one faktycznie rosną.

Skąd się bierze tak duża rozbieżność między oficjalną inflacją podawaną przez GUS, a tą faktyczną?

Wskaźnik inflacji wynikający ze stosowanego przez GUS tzw. koszyka najczęściej kupowanych przez nasze społeczeństwo produktów i usług nie zawiera wielu produktów, które powinien uwzględniać. Bowiem wskaźnik inflacji ma na celu odzwierciedlanie faktycznego wzrostu cen. Nie może być więc tak, że sugeruje on, by to ceny miały doń doszlusować. Dlatego wygląda na to, że po raz pierwszy po okresie transformacji ustrojowej dochodzi do takiej asymetrii pomiędzy oficjalnymi wskaźnikami inflacji, a jej poziomem rzeczywistym. Jest to zjawisko niepokojące. Frustruje to nasze społeczeństwo, bowiem z jednej strony dowiaduje się ono, że oficjalnie wskaźnik ten wynosi ok. 3 proc. Po czym podczas wizyty w sklepie, przekonuje się, że ceny idą w górę znacznie bardziej niż owe ok. 3 proc. Zatem coroczny wzrost przeciętnego wynagrodzenia tak trzeba uzasadniać. Takie są fakty.

A jak sytuacja ze wzrostem cen w odniesieniu do wzrostu płac będzie się rozwijać w przyszłym roku?

Mechanizm, o którym mówię, nie jest skokowy. To trudno ocenić, jak duży będzie wzrost średnich płac ponad inflację – moim zdaniem wyniesie przynajmniej kilka punktów procentowych, jeśli nie więcej. Dlatego, że sytuacja całej naszej gospodarki się pogarsza. Zatem rzeczywista inflacja może rosnąć, ale może też dołączyć inny mechanizm, polegający na tym, że będzie spadał popyt. Bowiem obecnie jest on ciągiem dalszym popytu jeszcze z poprzednich lat – ludzie są przyzwyczajeni do robienia zakupów. Jest więc wciąż większy niż podaż. A to również powoduje efekt inflacyjny. Przewiduję, że w 2026 r. popyt będzie się redukował, bo społeczeństwo staje się coraz uboższe. A zatem, wraz z redukcją tego popytu, przy określonym poziomie podaży, może dochodzić do mniejszej tendencji do wzrostu cen. Wciąż więc prognozuję, że rzeczywisty wzrost cen i zaspokojenie przez pracodawców żądań płacowych będą wyższe o ponad 3-4 punkty procentowe – niż oficjalna inflacja.

Jak podał GUS, w listopadzie br. produkcja sprzedana przemysłu była o 1,1% niższa niż przed rokiem (kiedy notowano spadek o 1,3%), natomiast w porównaniu z październikiem br. zmniejszyła się o 9,3%. Z kolei produkcja budowlano-montażowa (w cenach stałych) w listopadzie 2025 r. była co prawda wyższa o 0,1% w porównaniu z listopadem ub. roku, ale jednocześnie o 0,7% niższa w porównaniu z październikiem br. Jakie czynniki mogą spowodować wzrost produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w przyszłym roku?

Gdy rząd Tuska będzie nadal sprawował władzę, to obie branże nie mają szans na większe odbicie. A dodajmy, że faktyczny spadek produkcji przemysłowej jest jeszcze wyższy. Tak czy inaczej jest gorzej. Widać to po porównaniu wyników listopada z październikiem. Struktura produkcji sprzedanej przemysłu w 2024 r. była inna niż w tym roku. Dlatego w stosunku do poprzedniego roku nie ma dużej różnicy – choć przecież jest źle, że nie ma wzrostu. Jeśli jednak PKB rośnie na poziomie 3 proc., to zastanawia, dlaczego nie ma takiego wzrostu w przypadku tak ważnej branży, jak przemysł. Natomiast bardzo przy tym niepokoi ten spadek w listopadzie w stosunku do października. To wskazuje na pewną tendencję, która może się pojawić. A więc, że w kolejnych miesiącach nastąpi jeszcze większy regres w rozwoju przemysłu.