Zanim wszyscy razem usiądziemy do wigilijnego stołu, trzeba było dograć 12. kolejkę PlusLigi i zakończyć pierwszą rundę fazy zasadniczej. Rewelacja tego sezonu, Indykpol AZS Olsztyn, stanął przed wielką szansą – zwycięstwo za trzy punkty z beniaminkiem mogło dać im trzecie lub nawet drugie miejsce w tabeli, co byłoby istotne w kontekście ćwierćfinałów Pucharu Polski, które rozegrane zostaną zaraz po świętach.

Fenomenalnie to spotkanie rozpoczął Amirhossein Esfandiar. Irańczyk tuż po pierwszym gwizdku sędziego popisał się trzema asami serwisowymi z rzędu, dzięki czemu jego zespół wcześnie zyskał przewagę (7:4). Olsztynianie niemal całą swoją grę opierali na Moritzu Karlitzku. Niemiec nie zawodził, ale brakowało mu wsparcia ze strony kolegów (17:11). Gospodarze natomiast w pierwszej odsłonie byli niemal bezbłędni i w pełni zasłużenie wygrali ją do 19.

ZOBACZ WIDEO: Wystąpiła w bikini w panterkę. Gwiazda kortu zachwyciła fanów

Chełmianie w drugim secie kontynuowali świetną dyspozycję w ofensywie. W przeciwieństwie do swoich rywali, nie mieli problemu z finalizacją ataku i podobnie jak w poprzedniej partii kontrolowali przebieg spotkania (15:9). Daniel Pliński nie mógł w tym meczu skorzystać z wszystkich swoich zawodników, dlatego w pewnym momencie na pozycji środkowego pojawił się nominalny atakujący – Arthur Szwarc. Natomiast słabego w tym meczu Jana Hadravę w ataku zastąpił… przyjmujący, Karol Borkowski.

To wywołało sporo zamieszania w szeregach drużyny przyjezdnej. Olsztynianie momentami nie wiedzieli gdzie mają stać i kto za co odpowiada. Drużyna beniaminka bezlitośnie to wykorzystała i sukcesywnie podwyższała przewagę (21:13). Skończyło się na 10 punktach i jeszcze bardziej przekonującym zwycięstwie (25:15).

Sygnał do walki na początku trzeciej odsłony dał Paweł Cieślik. Środkowy zanotował dwa punktowe bloki, dzięki czemu olsztynianie po raz pierwszy w tym meczu wyszli na prowadzenie wyższe niż jednym punktem (4:6). Przez moment nerwowo i niedokładnie grał Jay Blankenau, ale błyskawicznie wszystko wróciło do normy. Mimo tego, goście wreszcie potrafili dorównać kroku gospodarzom (13:13).

Kibice wreszcie doczekali się wyrównanej walki – w decydujące fragmenty seta wchodziliśmy z remisem na tablicy wyników (21:21). Pod presją zawodnicy obu drużyn zaczęli popełniać niewymuszone błędy. Zupełnie zaciął się Esfandiar, który w końcówce nie skończył wielu ataków i dość zaskakująco to AZS przedłużył swoje szanse na końcowy triumf (26:28).

Gospodarze wciąż mieli jednak wielką szansę aby sprawić prezent swoim fanom przed świętami i zdobyć trzy punkty. Swoją okazję zwietrzyli też goście i nie poddali się bez walki. Ciężar zdobywania punktów wziął na siebie kiepsko grający do tej pory Hadrava i do spółki z Karlitzkiem doprowadził do tie-breaka (20:25).

Decydującą odsłonę od doskonałej serii z pola serwisowego rozpoczął Borkowski. Przy jego zagrywce olsztynianie wypracowali czteropunktowe prowadzenie (0:4). AZS wyszedł z założenia „jak dają, to bierz”. ChKS dał im szansę na rozwinięcie skrzydeł, a oni to wykorzystali i wygrali tie-breaka (8:15) dopełniając fantastyczny powrót.

InPost ChKS Chełm – Indykpol AZS Olsztyn 2:3 (25:19, 25:15, 26:28, 20:25, 8:15)

ChKS: Rusin, Marcyniak, Kapica, Esfandiar, Turski, Blankenau, Sonae (libero) oraz Piotrowsk, Goss, Jacznik, Fasteland;

AZS: Tille, Karlitzek, Majchrzak, Hadrava, Halaba, Cieślik, Hawryluk (libero) oraz Borkowski, Szwarc.

MVP: Moritz Karlitzek.