Takiego pogromu w PlusLidze nie było dawno. PGE Projekt Warszawa na wtorkowe spotkanie z Bogdanką LUK Lublin, kończące pierwszą rundę sezonu zasadniczego, wyszedł mając w składzie tylko siedmiu zawodników. Jeszcze w niedzielę wszyscy trenowali w pełnym składzie, ale już na poniedziałkowy wyjazd do Lublina w autokarze zabrakło Jakuba Kochanowskiego czy Linusa Webera. To nie był koniec problemów, bo gdy zespół dotarł na miejsce, pozostali gracze także zgłosili objawy grypy. — Jeszcze przed meczem z Lublina wrócili do domu Karol Kłos, Jakub Strulak i Bartosz Firszt — wylicza wiceprezes PGE Projektu Piotr Gacek. Stołeczna ekipa przegrała 0:3 z Bogdanką LUK Lublin, ale pokazała ogromną wolę walki.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Chcieli przełożyć mecz, ale decyzja była jasna
Jeszcze w poniedziałek stołeczny klub zwrócił się z wnioskiem do władz PlusLigi o przełożenie spotkania wobec tak trudnej sytuacji, ale spotkał się on z odmową, bo w kalendarzu brakuje terminów. Biorąc pod uwagę, że było to spotkanie kończące pierwszą rundę sezonu zasadniczego i decydujące o rozstawieniu w ćwierćfinałach Pucharu Polski, które rozgrywane są w przerwie świąteczno-noworocznej, trudno było o terminy. Pozostawało albo zgodzić się na walkowera, albo zagrać w siedmioosobowym składzie.
— Dostaliśmy informację z PLS, że przełożenie meczu nie będzie możliwe. Nie jesteśmy tym zdziwieni, bo znamy kalendarz, który jest niezwykle napięty także w europejskich pucharach. Nie mamy pretensji do ligi o to, że nie mogliśmy rozegrać tego meczu w innym terminie — zaznacza Gacek.
Choć druga strona medalu jest taka, że stawką wtorkowego meczu dla jego drużyny były nie tylko cenne punkty, ale i pozycja lidera na półmetku sezonu zasadniczego. Warszawianie spadli ostatecznie na drugą lokatę, co oznacza, że ich rywalem w walce o wejście do turnieju finałowego Pucharu Polski będzie nie 1-ligowy zespół z Nysy, a PGE GiEK Skra Bełchatów, którą niedawno pokonali u siebie 3:1. To spotkanie zaplanowane jest na 29 grudnia.
— To było bardzo ważne spotkanie, a bycie liderem po pierwszej rundzie sezonu zasadniczego było ważne dla naszej drużyny, sponsorów, właściciela klubu i kibiców. A my nie mogliśmy rozegrać tego kluczowego spotkania w pełnym zestawieniu. Mimo wszystko jestem bardzo dumny z chłopaków — podkreśla Gacek.
Ryzykowali zdrowiem. Wzięli sprawy w swoje ręce
We wtorek w składzie Projektu brakowało nominalnego atakującego, w którego rolę wcielił się przyjmujący Brandon Koppers. Libero Damian Wojtaszek zagrał jako przyjmujący, zdobył 10 punktów, a jego ataki z drugiej linii czy dwa punktowe bloki to hitowe momenty tego trudnego dla warszawian spotkania. Większość graczy nie zagrała na swoich nominalnych pozycjach.
— Damian Wojtaszek był bohaterem tego meczu i chcę mu pogratulować postawy. Wszyscy kupiliśmy dziś serca kibiców — mówi Gacek.
Projekt przegrał w Lublinie 0:3, ale pierwszą partię zakończył walką na przewagi, a drugą rozpoczął od prowadzenia 8:2! To mistrzowie Polski wydawali się momentami bardziej pogubieni na boisku od grających w ekstremalnie eksperymentalnym składzie zawodników z Warszawy. Wciąż jednak ekipa trenera Tommiego Tiilikainena ryzykowała sporo.
— Nie nazwałbym tego dobrą zabawą, choć z naszej strony tak to mogło wyglądać, bo zespół miał dużo luzu, pomimo trudnej sytuacji. Jestem dumny z chłopaków, którzy wyszli na boisko, bo proszę mi wierzyć, że nie wszyscy, którzy zagrali w Lublinie, powinni byli grać. Jurij Semeniuk przeleżał w łóżku siedem dni i wsiadł do autokaru, żeby pojechać na mecz. Cieszę się, że nikomu nic się nie stało i że wygraliśmy coś więcej niż mecz. Zdobyliśmy wiarę w to, że nawet w teorii rezerwowi zawodnicy mogą wziąć sprawy w swoje ręce i doprowadzić do wyrównanej walki przez dwa sety z mistrzem Polski — zaznacza Gacek.